Sport

Słowa zmieniają historię

Z DRUGIEJ STRONY- Andrzej Grygierczyk

Tylko komuś kompletnie nieinteresującemu się sportem - lub komuś, kto właśnie wrócił z księżyca - trzeba przytaczać słowa Tomasza Fornala wygłoszone w końcówce czwartego seta w półfinałowym meczu turnieju olimpijskiego z USA, choć krótka, choć emocjonalna, choć nasycona - co tu dużo mówić -wulgaryzmami, szybko obiegła Polskę, a może i cały świat. Podobno ma miliony odtworzeń na jutjubach i innych cudach zwanych mediami społecznościowymi, a kibice radośnie się nią sycą.

Może by i tak nie było, gdyby bieg późniejszych wydarzeń był inny. To znaczy: nie wygrywamy tego czwartego seta, schodzimy z boiska w roli przegranych, finał nam się omsknął i w ogóle nie wiadomo, czy staniemy na podium, choćby na najniższym jego stopniu. Ale może wygraliśmy właśnie dlatego, że tych kilka słów, kończących się na „….dalaniu” i na „…wa”, zostało wykrzyczanych przez Fornala, a w związku z naszym zwycięstwem zyskały one znaczenie dalece wykraczające poza pospolitość. Jeszcze raz się okazało, że słowa mogą zmieniać historię.

Cokolwiek się więc na siatkarskim boisku dzisiaj stanie - oczywiście będzie ciężko, bo nie dość, że gramy z obrońcami tytułu mistrzów olimpijskich, to jeszcze z gospodarzami, którzy akurat w grach zespołowych spisują się w Paryżu fantastycznie - powinniśmy być na swój sposób wdzięczni Fornalowi, że w odpowiednim miejscu i czasie wcielił się w rolę wielkiego motywatora, choć pewnie zrobił to bardziej instynktownie, w przypływie niewyobrażalnych emocji, niż z jakimkolwiek głębszym zamiarem. Ot, jest wojna, jesteśmy zagrożeni, więc trzeba wojować, bo inaczej zginiemy.

W innych słowach, spokojniejszych, bardziej refleksyjnych, wyraził po meczu swoje emocje Bartosz Kurek. O tym, że wielką wartością jest to, że zdołali się podnieść; o tym, że nigdy nie wolno się poddawać, nawet wtedy, kiedy niemal leży się na deskach; a można dodać do tego i to, że jak sam masz rywala na deskach, to musisz go „dobić”, bo inaczej wstanie i się odwinie. Tak jak odwinęli się Amerykanom nasi siatkarze, kiedy wydawało się, że nie ma dla nich ratunku.

I taki przekaz powinien iść w świat po środowym siatkarskim horrorze: nigdy w żadnych okolicznościach się nie poddawaj, walcz, bo dopóki walczysz, dopóty żyjesz. Chciałoby się, by ten przekaz dotarł do każdego naszego sportowca; i tego, który jeszcze dzisiaj bądź jutro stanie przed szansą na olimpijskie osiągnięcie; i tego, który być może będzie chciał dokonać tego w przyszłości.

A jeśli to pomaga, to krzyczcie, wrzeszczcie, przeklinajcie...

PS. Wczoraj na paryskich arenach najwyraźniej tego naszym reprezentantom zabrakło.