Sorry, next time...
Iga załamała się przed kamerami Eurosportu.
Polska tenisistka po meczu szybko przemknęła przez mix zonę dla dziennikarzy w kompleksie Rolanda Garrosa, rzucając tylko spod czapki po angielsku „sorry, next time” (w wolnym tłumaczeniu: przepraszam, następnym razem). Przystanęła tylko na chwilę i porozmawiała z reporterem oficjalnego nadawcy igrzysk, Eurosportu. I tak zresztą, kompletnie załamana, nie dokończyła wywiadu...
- Po prostu miałam dziurę na bekhendzie. To się zdarza, chociaż zazwyczaj to moje najbardziej solidne uderzenie. Technicznie nie byłam dobrze ustawiona, ze względu na napięcie, ale też to, że grałam dzień po dniu i nie mieliśmy kiedy tego doszlifować. To nie jest żadne usprawiedliwienie, bo taka jest specyfika tego turnieju. Starałam się to korygować w trakcie spotkania, ale nie wychodziło. Rywalka wykorzystała to, żeby wygrać. Po prostu zawaliłam... - przyznała łamiącym się głosem Polka, po czym się rozpłakała.
Zheng została pierwszą przedstawicielką chińskiego tenisa, która zagra w finale singla igrzysk olimpijskich. W pomeczowej rozmowie biła od niej pewność siebie. - Wreszcie przełamałam barierę, którą miałam w głowie. Pokazałam, że mogę pokonać numer jeden na świecie na jednej z najlepszych dla niej nawierzchni. Zawsze wiedziałam, że jestem w stanie to zrobić, ale co innego wiedzieć, a co innego pokazać to na korcie. Jestem bardzo z siebie dumna - podkreśliła szczęśliwa Chinka.
Zheng przyznała, że odkryła, jak pokonać liderkę światowego rankingu. - Wcześniej wygrała ze mną sześć razy. Tym razem kluczem było to, że wreszcie byłam bardziej cierpliwa od niej. To ja grałam bardziej mądrze. W poprzednich pojedynkach to ja miałam więcej winnerów, ale jednocześnie popełniałam więcej niewymuszonych błędów. Wyglądało to tak, że zawsze to ja dominowałam na korcie, ale jakimś sposobem to ja zawsze przegrywałam. Teraz użyłam innej strategii, a moja siła mentalna mi pomogła - zauważyła Chinka.
(t, PAP)