Na nic się zdawały rozpaczliwe akcje zawodników Kinga. Paul Scruggs był dziś nie do zatrzymania. Fot. PAP


Sopocki sztorm

Trefl się nie poddaje! Finałowy mecz numer pięć dla zespołu z Sopotu.


ORLEN BASKET LIGA

W poniedziałek w Ergo Arenie Trefl grał z nożem na gardle. Sopocianie musieli wygrać, by pozostać w grze. King w razie wygranej zgarniał całą pulę - medale i trofeum wraz z oficjelami PZKosz były na miejscu w gotowości. - Mam nadzieję, że nikt nie myśli o szóstym meczu - mówił przed spotkaniem trener Kinga Arkadiusz Miłoszewski. Szkoleniowiec ma w tym sezonie coś do udowodnienia - on i zespół chcieli pokazać, że mistrzostwo przed rokiem nie było przypadkowe.

W pierwszej kwarcie byliśmy świadkami wymiany ciosów. Zaczęli gospodarze, którzy po 4 minutach prowadzili 12:3, a goście wyglądali na pogubionych. Ale po kolejnych 4 minutach to King prowadził 15:14. Szczecinianie mieli w tym czasie serię punktową 10:0.

Kwarta druga też wyrównana, ale ze wskazaniem na Trefl. Miejscowi mieli już nawet 9 punktów przewagi, głównie za sprawą fantastycznie dysponowanego rzutowo Paula Scruggsa (4/4 za trzy) oraz walecznego pod tablicami Geoffreya Grosella. Ostatecznie na długą przerwę zespoły schodziły przy 4 oczkach przewagi sopocian (45:41). - Wiedzieliśmy, że tak to będzie wyglądało. Oni nie mają nic do stracenia. Muszą walczyć. Rzucili się na nas. Musimy przetrwać ten sztorm, by potem była fajna pogoda dla nas - komentował w przerwie skrzydłowy Kinga Michał Nowakowski dla stacji Polsat Sport.

Ale w trzeciej kwarcie sopocki sztorm trwał w najlepsze. Jakub Schenk prowadził kolejne ataki, gdy trzeba było sam punktował. Przed ostatnią częścią Trefl miał osiem punktów zaliczki (67:59). Finałowe dziesięć minut nie zmieniło obrazu spotkania. Gospodarze mieli już 14 punktów przewagi i było to ich najwyższe prowadzenie w całej serii spotkań z Kingiem. W ostatnich 2 minutach gospodarze się pogubili, nie wiedzieć dlaczego wpadli w panikę i 11 sekund przed końcem mieli tylko 3 punkty przewagi (86:83), a goście piłkę w rękach! szczecinianie nie wykorzystali jednak tej szansy.

Mimo słabej końcówki to był zdecydowanie najlepszy mecz w wykonaniu zespołu trenera Żana Tabaka. Sopocianie byli lepsi w zbiórkach, w rzutach za trzy punktach, a przede wszystkim byli bardziej zdeterminowani od rywali.  

Teraz rywalizacja przenosi się do Szczecina. Szósty mecz finałowy odbędzie się w czwartek w Netto Arenie.


Trefl Sopot - King Szczecin 88:84 (24:23, 21:18, 22:18, 21:25)

stan rywalizacji: 3-2 dla Kinga (do 4 zwycięstw)

 SOPOT: Scruggs 18 (5x3), Best 9, Zyskowski 11, Varadi 5 (1x3), Groselle 20 - Barnes 1, Witliński, Schenk 21 (2x3), Van Vliet 3. Trener Żan TABAK.

SZCZECIN: Woodson 10 (2x3), Mazurczak 19, Borowski, Udeze 6, Cuthbertson 10 (1x3) - Mobley, Kyser 9, Meier, Nowakowski 5 (1x3), Żołnierewicz 23 (1x3), Żmudzki 2. Trener Arkadiusz MIŁOSZEWSKI.

(pp)