Szymon Kołecki właśnie ustanowił rekord świata... Fot. YouTube


Sofia - miejsce szczęśliwe

Od dziś do przyszłego wtorku w stolicy Bułgarii toczyć się będzie rywalizacja o medale mistrzostw Europy. 24 lata temu gwiazdą tej imprezy był Szymon Kołecki.

 

Choć od tamtych zawodów minęło prawie ćwierć wieku, we wspomnieniach Szymona Kołeckiego tkwić będą do końca życia. To zadziwiające, jak fenomen sztangi pamięta, co działo się przed, w trakcie i po starcie na pomoście w Sofii. Jest tak pewnie dlatego, że został mistrzem Starego Kontynentu w kategorii 94 kg, co okrasił rekordem świata w podrzucie.


Przeklęta ósemka

- Do tych zawodów byłem bardzo dobrze przygotowany - wspomina Kołecki. - 230 na treningach zaliczałem regularnie, raz czy dwa „wpadło” nawet 235, więc 232,5 kg nie było wielkim wyczynem. Potraktowałem ten wynik jako coś naturalnego, a nawet byłem lekko... rozczarowany, bo liczyłem na 240. Na ostatniej prostej przygotowań dopadł mnie jednak pech. Zaczęła mnie boleć wyrzynająca się ósemka. Tabletki niewiele pomagały i podjąłem decyzję, żeby się pozbyć zęba. Byłem wtedy na zgrupowaniu w Spale, więc pojechałem do pobliskiego Tomaszowa Mazowieckiego szukać stomatologa. Nie znalazłem, bo to była akurat Wielka Sobota i wszystkie gabinety były zamknięte. Musiałem więc ruszyć do Ciechanowa, gdzie zostałem przyjęty przez dentystę, u którego leczyłem się od dawna i miałem do niego zaufanie. Znieczulenie, ekstrakcja, szycie, tabletki na ból i do tego antybiotyk. To wszystko solidnie wybiło mnie z rytmu, a przede wszystkim rozluźniło, bo antybiotyk musiałem brać przez tydzień, niemal do dnia startu. Przez ten przeklęty ząb straciłem trochę siły, ale przecież cała nie mogła ze mnie ulecieć.

 

Gorączka rywala

To, że całkiem sporo jej zostało, Kołecki potwierdził podczas zawodów. Choć miał zaledwie 18,5 roku, nie był postacią anonimową. Rok wcześniej zadziwił świat w hiszpańskiej La Corunie, gdzie sięgnął po premierowy tytuł mistrza Europy, pokonując samego Akakiosa Kachiaszwilisa, dwukrotnego już wówczas mistrza olimpijskiego. W Sofii miało dojść do trzeciego starcia 32-letniego herosa i wschodzącej gwiazdy sztangi. Za porażkę na mistrzostwach Europy Grek gruzińskiego pochodzenia (zanim przyjął greckie obywatelstwo nazywał się Kachi Kachiaszwili) - po rywalizacji, która przeszła do historii dyscypliny - zrewanżował się Polakowi, pokonując na „własnym terenie” w Atenach. Do kolejnego pojedynku jednak nie doszło. - Kachi przyjechał do Sofii i widniał na liście startowej, ale niemal w ostatniej chwili wycofał się z rywalizacji. Podobno zmogła go wysoka gorączka... Byłem zawiedziony absencją najgroźniejszego przeciwnika, bo właściwie nie miałem z kim walczyć - wyznaje nasz rozmówca.


17,5 kg przewagi

Rwanie zakończył na 180 kg w drugim podejściu. W trzecim zaatakował 182,5 kg, ale własnego rekordu Europy juniorów nie pobił. - Nigdy nie czułem się zbyt mocny w tym boju. Wiedziałem, że przekroczenie pewnej bariery będzie trudne, a w moim przypadku było to 180 kg. Zależało mi głównie na zaliczaniu prób i wypracowaniu optymalnej przewagi przed podrzutem - mówi utytułowany sztangista, który w drugim boju również zaliczył dwie próby. Niejako na rozgrzewkę podrzucił 222,5 kg, a następnie dołożył 10 kg. Gdy się upewnił, że sędziowie zapalili trzy białe światełka, postał jeszcze chwilę ze sztangą nad głową, a gdy ją odłożył stanowczym gestem poinformował o rezygnacji z ostatniego podejścia. - Nie było już sensu wychodzić na pomost, bo drugi z rzędu tytuł mistrza Europy miałem zapewniony, a rekord świata stanowił tylko miły dodatek. Plan jednak był nieco inny, bo - jak już wspomniałem - byłem przygotowany na 240 kg, ale do ataku na taki ciężar zmusiłby mnie pewnie tylko Kachi - dodaje były sztangista, a potwierdzeniem jego słów jest przewaga... 17,5 kg nad Wadimem Wakarczukiem z Mołdawii i 20 kg nad Turkiem Bunyamim Sudasem.


Mutlu docenił

- Uśmiechałem się, posyłałem buziaczki do wiwatującej publiczności, ale... tylko przez chwilę - wspomina Szymon Kołecki. - Nie było to bowiem idealne podejście. Zarzut był prawidłowy, ale wstawanie dość ciężkie, z drugiego odbicia. Kosztowało mnie to sporo siły, a po wybiciu sztangi na nożyce musiałem zrobić kilka kroczków, by ją dogonić i ustabilizować w pionie. Gdy z nią stałem, to myślałem tylko o wrześniowych igrzyskach i złotym medalu w Sydney, który był moim celem na 2000 rok. Perspektywa olimpijskiego debiutu i moich szans na podium przewijała się zresztą w rozmowach z dziennikarzami. Wyrażałem wtedy nadzieję, że przyjdzie mi stoczyć walkę z Kachim, i że obaj będziemy w rewelacyjnej formie (w Sydney zwyciężył Kachiaszwilis, Kołecki był drugi - przyp. red.). Wspomniałem również, że już przywykłem do medali i zwróciłem uwagę na słaby poziom mojej kategorii, ale dopiero rozmowa z Halilem Mutlu uświadomiła mi, że dokonałem czegoś dużego. Turek kilka dni wcześniej po raz szósty został mistrzem Europy (w sumie złoty medal ME zdobył 9 razy, dokładając 5 tytułów mistrza świata i 3 złote medale olimpijskie - przyp. red.), więc uchodził za autorytet. Spotkaliśmy się w hotelu, czekał na mnie po kolacji i serdecznie pogratulował występu.


Młodych nie widać

Dla Szymona Kołeckiego Sofia jawi się jako miejsce szczęśliwe również z innego powodu. - W 1998 roku zdobyłem tam pierwszy medal na zawodach międzynarodowych, a było to złoto mistrzostw Europy juniorów do lat 20. Niewielu wtedy mnie znało, niewielu doceniało, ale dzięki planowi treningowemu oraz świetnej taktyce Iwana Grikourowa, który w sali rozgrzewki wręcz szachował rywali, uzyskałem 382,5 kg (165+217,5). W tym samym roku byłem też w stolicy Bułgarii na zgrupowaniu reprezentacji przed debiutem na mistrzostwach świata seniorów w Lahti, gdzie jako 17-letni szczeniak zająłem 5. miejsce - przypomina mistrz oraz wicemistrz olimpijski z Pekinu i Sydney. Obecnie o takich sukcesach przedstawiciele polskiej sztangi mogą tylko pomarzyć. - Obserwuję, co się dzieje wokół mojej ukochanej dyscypliny i - mówiąc łagodnie - nie jest z nią najlepiej. Przed laty trenerzy mieli dylemat, kogo zabrać na igrzyska, a na dziś nie mamy pewności, czy ktokolwiek na nie pojedzie. Najbliżej wywalczenia kwalifikacji jest Weronika Zielińska-Stubińska, ale w Sofii będzie musiała się „zakręcić” wokół rekordu życiowego, na co z pewnością ją stać. U mężczyzn natomiast możemy liczyć jedynie na 37-letniego Arsena Kasabijewa. Mam z nim częsty kontakt. Wiem, że mimo kłopotów z kolanami zaciska zęby i trenuje, bo bardzo chce po raz czwarty wystartować na igrzyskach. Młodszych niestety nie widać... Do niedawna blisko Paryża był Piotr Kudłaszyk, ale od jakiegoś czasu przestał robić postępy i tegoroczne igrzyska mu raczej odjechały. Obiecująco na ostatnim sprawdzianie wypadł Patryk Bęben, ale zwyżkę formy musi potwierdzić na pomoście. Trzymam kciuki za wszystkich, którzy przez najbliższe dni będą startować w stolicy Bułgarii, będę obserwował zawody, lecz na wielkie sukcesy się nie nastawiam - kończy były prezes PZPC, a obecnie biznesmen i zawodnik MMA, który - jak zdrowie pozwoli - latem wróci do rywalizacji w oktagonie. Marek Hajkowski


BIAŁO-CZERWONI NA ME

Kobiety: Oliwia Drzazga (49 kg, UMLKS Radomsko), Zuzanna Połka (55 kg, Promień Opalenica), Monika Szymanek (59 kg, LKS Dobryszyce), Maria Połka (59 kg, Promień Opalenica), Wiktoria Wołk (64 kg, Tarpan Mrocza), Weronika Zielińska-Stubińska (81 kg, AZS AWF Biała Podlaska).

 

Mężczyźni: Marek Komorowski (67 kg, MOS Opole), Piotr Kudłaszyk (73 kg, Budowlani Nowy Tomyśl), Patryk Bęben (81 kg, Mazovia Ciechanów), Patryk Sawulski (96 kg, Górnik Polkowice), Bartłomiej Adamus (96 kg, Zawisza Bydgoszcz), Daniel Goljasz (102 kg, Wisła Puławy), Arsen Kasabijew (102 kg, Tarpan Mrocza).


21

MEDALI

wywalczyli reprezentanci Polski w 5 edycjach ME, do których doszło w Sofii w latach 1965-2005. Złoto wywalczyli: Waldemar Baszanowski (2), Mieczysław Nowak, Zygmunt Smalcerz, Jan Wojnowski i Szymon Kołecki, srebro: Aleksandra Klejnowska (2), Dominika Misterska, Rudolf Kozłowski, Henryk Trębicki, Norbert Ozimek, Zbigniew Kaczmarek, Waldemar Kosiński, Krzysztof Siemion, Sergiusz Wołczaniecki, Sławomir Zawada i Robert Dołęga, a brąz: Marieta Gotfryd, Walter Szołtysek i Andrzej Kozłowski.

 


CZY WIESZ, ZE...

Miesiąc po ME 2000 w Sofii - na mistrzostwach Polski w Ciechanowie - Szymon Kołecki podrzucił 235 kg (wynik ten za rekord świata nie został uznany, bo uzyskany został na krajowej imprezie), a wyrywając 177,5 wyrównał rekord życiowy, który do dziś wynosi 412,5 kg. Za zwycięstwo w klasyfikacji „open” otrzymał 6000 złotych.