Sport

Smakuje tak samo

Mało kto się spodziewał, że mecz Wisły z Bruk-Betem będzie tak jednostronny.

Łukasz Zwoliński (w środku) ma dobry okres w drużynie „Białej gwiazdy”. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus

Krakowska drużyna po raz pierwszy od dawna zanotowała trzy ligowe zwycięstwa z rzędu. Rywalizacja z Bruk-Betem miała być wymagającym sprawdzianem i gospodarze pewnie go zaliczyli. Zespół z Niecieczy praktycznie nie stworzył groźnej sytuacji, w której szczególnie wykazać musiałby się bramkarz Patryk Letkiewicz.

Nie dali sobie szansy

A mowa przecież o liderze, który pod Wawel przyjechał jako drużyna z największą liczbą strzelonych goli. Do tego podrażniony wpadką u siebie ze Zniczem Pruszków. - Od początku nie byliśmy w stanie narzucić swojego sposobu gry, wygrywać pojedynków i to nie tylko w środku, ale też w bocznych sektorach. Zamiast atakować większymi siłami, musieliśmy bronić. To był jeden z powodów, dla których w pierwszej połowie stwarzaliśmy bardzo mało sytuacji - stwierdził trener Marcin Brosz.

Po zmianie stron i dwóch zawodników w przerwie, początek drugiej wyglądał nieco lepiej, ale 15-20 minut niezłej postawy to było za mało. - W końcówce znowu zaczęliśmy to, co od początku, czyli oddawać inicjatywę. Niepotrzebnie się cofnęliśmy. Nie atakowaliśmy sytuacji, stwarzaliśmy ich zbyt mało, żeby dać sobie jakąkolwiek szansę.

Wisła od pierwszego gwizdka grała to, co sobie założyła. Schodząc na przerwę mogła spokojnie prowadzić 2:0, ale długo nie mogła potwierdzić przewagi. - Na pewno jesteśmy bardzo zadowoleni, bo wygraliśmy z liderem. To jest jakby oczywista sprawa. Mecz nie był łatwy, bo w pierwszej troszkę za długo przetrzymywaliśmy piłkę w strefie środkowej i rywal starał się wykorzystywać fazę przejściową - oceniał trener Mariusz Jop. - Z tym mieliśmy trochę problemów, ale ogólnie patrząc na naszą grę, to było to zasłużone zwycięstwo. Stworzyliśmy dużo więcej sytuacji od rywala, byliśmy groźni i przy stałych fragmentach, i z budowania, z ataku szybkiego. Różnorodność ataków z naszej strony była duża – zwrócił uwagę. Jego zdaniem pokonanie lidera smakuje tak samo, jak Odry Opole i Pogoni Siedlce, bo za każda wygraną otrzymuje się trzy punkty.

Przebudzenie „Zwolaka”

Zwyciężyła drużyna, ale bramki zdobywał Łukasz Zwoliński. Początek w Wiśle, po przenosinach z Rakowa Częstochowa, miał bardzo słaby, ale ostatnio wyrasta na jednego z liderów. U Jopa gra jako wysunięty napastnik, a najlepszy strzelec drużyny Angel Rodado operuje za jego plecami. W czterech ostatnich spotkaniach „Zwolak” strzelił pięć goli, w dwóch zdobył dublet. - Jesteśmy trochę innymi napastnikami, a w duecie możemy sobie bardzo pomóc. Jeden i drugi zyskuje, to chyba widać z meczu na mecz - uważa. 

Zwoliński potrzebował czasu, żeby dojść do optymalnej dyspozycji fizycznej, bo na początku sezonu prezentował się o prostu słabo i marnował „setki”. - Fakty są takie, że pierwsze 7 kolejek nie grałem, a po to przyszedłem, by pomagać chłopakom od pierwszej minuty. Pierwszy raz w swojej karierze nie miałem pełnego okresu przygotowawczego. Nie wiedziałem, jak mój organizm na to zareaguje. Byłem pewny, że trochę lepiej zareaguje, jednak musiałem poczekać, potrenować. Gdy nie grałem w pierwszym składzie, nie obrażałem się na nikogo. Czekałem na szansę, ale też trenowałem indywidualnie z moim trenerem od przygotowania motorycznego. Dostałem szansę od trenera Jopa i mam nadzieję, że wszyscy na tym korzystamy, nie tylko my, ale też cała drużyna - ocenił napastnik Wisły.

Michał Knura

3 MECZE

z rzędu w lidze wygrała Wisła. Taką serię notuje po raz pierwszy w tym roku.