Sport

Smakowita przystawka

W pierwszym sparingu przed tegorocznymi mistrzostwami Europy biało-czerwone nie miały problemów z pokonaniem Islandek.

Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej! – zdają się sugerować (od lewej) Daria Przywara, Monika Kobylińska i Barbara Zima. Fot. ZPRP

Każdy mecz międzypaństwowy ma swoją wagę. Podejdziemy do niego bardzo skoncentrowani i z chęcią zwycięstwa. Zgrupowanie w Szczyrku poświęciliśmy na to, aby udoskonalić grę w obronie 5:1 i przypomnieć sobie wszystko, co graliśmy do tej pory, bo ostatnie zgrupowanie mieliśmy w kwietniu – powiedział drugi trener reprezentacji Polski, Adrian Struzik przed pierwszym z trzech meczów towarzyskich w czeskim Chebie.

Asystent Arne Senstada doskonale zna czeski klimat. Zanim zaczął pracę na obecnym stanowisku, prowadził tamtejszy Banik Most i to z niemałymi sukcesami. Wczoraj w kameralnej i niemal pustej hali nie wychodził jednak przed szereg. Nad całością czuwał Norweg, który w roli selekcjonera naszego zespołu debiutował niemal dokładnie pięć lat temu. Miał prawo być zadowolony, bo jego podopieczne realizowały założenia. Pochwalić je należy zwłaszcza za postawę w defensywie. Wspomniany system 5:1 funkcjonował przyzwoicie, a w drugiej połowie nawet bardzo dobrze (tylko sześć straconych goli). W roli „jedynki” świetnie radziła sobie Aleksandra Tomczyk, a jeśli już rywalki przedzierały się przez zasieki obronne, to na wysokości zadania stawały bramkarki. Barbara Zima grała najdłużej i w całym meczu zanotowała osiem spektakularnych wręcz interwencji. Zastępująca ją Paulina Wdowiak potrzebowała czasu na złapanie właściwego rytmu, ale jak pod koniec drugiej połowy obroniła karnego, to przy czterech kolejnych rzutach nie dała się pokonać. Najkrócej między słupkami stała Adrianna Płaczek, lecz nasza czołowa zawodniczka na tej pozycji dłużej pogra w piątek (19.00) przeciwko Czeszkom i to dla Polek będzie danie główne. Nie ma się co łudzić – poprzeczka powędruje wysoko. Choć będzie to spotkanie towarzyskie, gospodynie będą chciały udowodnić, że nie przez przypadek w ostatnich mistrzostwach świata zajęły ósme miejsce i prawo do gry w kwalifikacjach olimpijskich.

Islandki na tym samym turnieju uplasowały się na 25., a Polki na 16. pozycji i tę różnicę było wczoraj widać. Solidna defensywa pozwalała wyprowadzać kontry, a te najczęściej finalizowała Daria Michalak, ciesząc się z każdej z czterech bramek. Po ostatniej trener Juluus Jonasson poprosił o czas (3:9 w 11 minucie), lecz gry zespołu nie zmienił. Polki dominowały w każdym elemencie, ani na moment nie odpuszczały, mobilizując się wzajemnie. Trzeba byłoby solidnie zagłębić się w historię, żeby znaleźć mecz, w który straciły 15 bramek; za kadencji trenera Senstada takiego nie było. Podstawą sukcesu w piłce ręcznej jest solidna obrona, ale o tym nasze panie już wiedzą i to potwierdziły. Przyczepić można byłoby się jedynie do skuteczności rzutowej. Dla przykładu Dagmara Nocuń zmarnowała dwie „setki”, a Monika Kobylińska, Magda Balsam i Paulina Uścinowicz – rzuty karne. Odnotować też warto debiut Katarzyny Cygan, ukoronowany pięknym golem z dystansu.

Islandia – Polska 15:26 (9:16)

POLSKA: Zima, Wdowiak, Płaczek – Balsam 5/4, Kobylińska 3/1, Tomczyk 3, Olek 1, Uścinowicz 2, Michalak 4, Matuszczyk 1, Galińska 2, Nocuń, Górna 3, Jureńczyk, Urbańska 1, Nosek, Cygan 1, Przywara. Trener Arne SENSTAD.

Marek Hajkowski

10 MINUT spędziły na ławce kar reprezentantki Polski w meczu z Islandią. Dwukrotnie przez drobiazgowych sędziów była na nią odsyłana Karolina Jureńczyk.