Martin Konczkowski twierdzi, że jego kolegom brakuje pazerności na zdobywanie goli. Fot. Marcin Karczewski/PressFocus


Gorzka pigułka

Obrońca Martin Konczkowski ma receptę na zwycięstwo - mniej mówić, a pokazać więcej jakości na boisku.


ŚLĄSK WROCŁAW

Drużyna trenera Jacka Magiery choć wygrała w rundzie wiosennej tylko dwa mecze (w 9 spotkaniach zaksięgowała zaledwie 9 punktów), to zachowała fotel wicelidera tabeli i traci do prowadzącej Jagiellonii Białystok zaledwie dwa „oczka”.

Nic straconego

W minioną niedzielę wrocławianie po raz czwarty w tej rundzie musieli przełknąć gorzką pigułkę, przegrywając na wyjeździe 0:2 z Górnikiem Zabrze. - To był rozczarowujący mecz - przyznał pomocnik Śląska, Peter Pokorny. - Nie byliśmy zadowoleni z tego, jak to spotkanie się potoczyło. Chcę w imieniu zespołu przeprosić za tę porażkę i za to starcie. Liga się jednak nie skończyła i wciąż jesteśmy w grze, bo czołówce jest bardzo ciasno i właściwie wszyscy tracą punkty. Zamierzamy mocno walczyć o wygraną w Warszawie. Cieszę się, że kibice będą z nami w tak ważnym meczu, bo w Zabrzu nie mogli nam pomóc. Pozostało jeszcze sześć spotkań, jest więc 18 punktów do zdobycia, ale musimy walczyć znacznie mocniej niż w ostatnich spotkaniach. Zrobimy wszystko, aby wygrać w Warszawie. Widać było w ostatnim meczu, że jest sporo do poprawy. Aby liczyć się w grze o pierwszą pozycję trzeba jednak zagrać lepiej i skuteczniej niż w spotkaniu z Górnikiem.

Zabrakło pazerności

- Mogę ocenić tylko drugą połowę meczu z Górnikiem, bo byłem wtedy na boisku - powiedział obrońca wrocławskiej drużyny Martin Konczkowski. - Dążyliśmy do wyrównania, a rywale czekali na kontrataki, bo wiadomo, że są w tym elemencie mocni. Mieliśmy okazje, by strzelić wyrównującego gola, ale nie udało się. Jest końcówka sezonu i najważniejsze są punkty. Przyjechaliśmy do Zabrza po zwycięstwo i trzy punkty, a nie wywieźliśmy nawet jednego i to na pewno boli. Czego zabrakło oprócz skuteczności? Myślę, że takiej pazerności, jeszcze większej chęci zdobycia bramki, żebyśmy jeszcze mocniej szli na piłki zagrane prostopadle, czy po dośrodkowaniach. Jaka myśl przewodnia towarzyszy nam przed następnym meczem z Legią w Warszawie? Prawda jest taka, że nie ma już łatwych spotkań, ale naszym celem są trzy punkty. Musimy wychodzić na każde spotkania po to, by grać o pełną pulę. Najlepiej mało o tym mówić, a pokazać to na boisku.

Sentymenty na bok

21 października ubiegłego roku Śląsk rozgromił na własnym boisku Legię 4:0. Wszystkie bramki padły po przerwie, a łupem bramkowym podzielili się wówczas Erik Exposito (dwa trafienia), Petr Schwarz i Piotr Samiec-Talar. Najlepszym piłkarzem tego pojedynku był ostatni z wymienionych, bo do bramki dorzucił dwie asysty. 

- Nie ma co podsumowywać, wszystko było widać na boisku - powiedział wtedy trener wrocławian Jacek Magiera. - Drużyna zagrała świetny mecz, czapki z głów za to, co zrobiła, szczególnie po przerwie. To jest dla kibiców Śląska chyba najwspanialszy wieczór, jeśli chodzi o występy ich drużyny na tym stadionie. Trybuny były wypełnione kibicami po brzegi, był znakomity doping, za który dziękuję wszystkim sympatykom WKS-u. Stworzyli niesamowitą atmosferę i zostało to docenione również przez piłkarzy, którzy odwdzięczyli się takimi golami i świetnymi akcjami.

Podczas tego meczu kibice gości skandowali nazwisko Magiery. Nic dziwnego, bo popularny „Magic” w roli szkoleniowca stołecznej jedenastki miał znakomity bilans - prowadził drużynę z Łazienkowskiej w 35 meczach, z których 23 wygrał, 7 zremisował i tylko 5 przegrał. - Dziękuję również kibicom Legii za to, że w taki sposób docenili mnie i skandowali moje imię i nazwisko - powiedział po meczu. - To dla mnie szczególne, bo wiem, jak trudno zaskarbić sobie u nich sympatię i szacunek. Po prostu dziękuję za to, że wszyscy stworzyliśmy piłkarskie święto.

Teraz czas na spotkanie przy Łazienkowskiej...

Bogdan Nather