Powołany prosto z... wyspy Mykonos Ian Maatsen (z prawej) dobrze dogaduje się z pozostałymi kadrowiczami. Fot. Pro Shots Photo Agency/SIPA USA/PressFocus

 

Skrócony urlop

Ronald Koeman stracił dwóch ważnych graczy, ale ich absencja nie zmniejsza jakości „Oranje".


HOLANDIA

Sytuacja kadrowa w szeregach Holendrów nie jest dobra. Jeszcze przed zgrupowaniem Ronald Koeman dowiedział się, że nie będzie mógł skorzystać z Martena de Roona (Atalanta), Svena Botmana (Newcastle) i Jurriena Timbera (Arsenal). Ponadto fizjoterapeutom nie udało się doprowadzić do pełni sprawności Frenkiego de Jonga, który wrócił do Barcelony. W ostatnich dniach holenderska federacja poinformowała także o urazie Teuna Koopmeinersa (Atalanta).

Nowe twarze

Holenderski selekcjoner stracił więc niezwykle wartościowych piłkarzy, ale na swojej liście rezerwowej miał zawodników, którzy będą w stanie zapełnić lukę po de Jongu i Koopmeinersie. Za pomocnika Barcelony powołany został Ian Maatsen, który ostatnie pół roku spędził w Borussii Dortmund, wypożyczony z Chelsea. Razem z niemieckim zespołem dotarł do finału Ligi Mistrzów. Natomiast po kontuzji pomocnika Atalanty Koeman zdecydował się na dodatkowe powołanie Joshuy Zirkzee. 23-letni zawodnik Bologny jest napastnikiem, który w poprzednim sezonie Serie A zdobył 11 goli i zaliczył 5 asyst. Jakość zawodników, którzy dołączą do drużyny, pokazuje, jak wielkim potencjałem dysponuje holenderski zespół.

Bez debiutu

Maatsen i Zirkzee nie zdążyli jeszcze nawet zadebiutować w barwach „Oranje”. Mogą dostać szansę w Niemczech, jednak nie jest to takie oczywiste, ponieważ mają z kim rywalizować. Obaj są zawodnikami ofensywnymi, a na ich pozycjach aż roi się od poważnych nazwisk. Memphis Depay, Jeremie Frimpong, Cody Gakpo, Xavi Simons czy Wout Weghorst, to tylko część piłkarzy, z którymi Maatsen i Zirkzee będą musieli wygrać rywalizację. Fakt ten doskonale pokazuje różnicę między reprezentacją Polski a Holendrami. Michał Probierz nie mógłby pozwolić sobie na to, żeby zrezygnować z usług piłkarzy o klasie Maatsena i Zirkzee. Tymczasem w Holandii ci gracze stanowią jedynie uzupełnienie.

Niespodziewany telefon

Maatsen musiał być w ciężkim szoku, gdy otrzymał telefon od członka sztabu reprezentacji Holandii. Skrzydłowy czerpał przyjemność z urlopu na greckiej wyspie Mykonos, gdy nagle musiał przyjechać na zgrupowanie do Wolfsburga. Z wczasów razem z nim wróciła także jego dziewczyna. - Nie była niezadowolona. Powiedziała, żebym dobrze się bawił i się nie martwił. Przez 5 dni mogła nacieszyć się słońcem na Mykonos - stwierdził z uśmiechem Ian Maatsen. - Jeśli mam być szczery, w ogóle nie spodziewałem się powołania - dodał 22-letni skrzydłowy. 

- Rozmawiałem z trenerem o systemie, w jakim będziemy grać. Moja obecność nikomu nie przeszkadza. Mam nadzieję, że dostanę szansę na grę podczas turnieju - zaznaczył.

Z pewnością dla obu dowołanych zawodników trudno będzie znaleźć miejsce w wyjściowej 11 na pierwszy mecz. Świadczą o tym słowa Ronalda Koemana, który ma już przygotowany skład na starcie z Polską. - Jeśli oglądało się nasze dwa sparingi, można wyciągnąć odpowiednie wnioski - odpowiedział selekcjoner holenderskim dziennikarzom na pytanie o pierwszy skład. Szansą dla Maatsena i Zirkzee może być wyjście z grupy. Im więcej meczów rozegra Holandia w Niemczech, tym większa mozliwość rotacji. - Nie sądzę, abyśmy zakończyli mistrzostwa Europy w takim samym składzie, jak rozpoczniemy je w niedzielę - stwierdził Koeman.

Kacper Janoszka

 

PAMIĘTNA RĘKA

W kadrze Holandii znajduje się wielu młodych zawodników. 21-letni bramkarz Bart Verbruggen będzie pierwszym wyborem Ronalda Koemana. Urodzony rok wcześniej Xavi Simons także ma spore szanse na znalezienie się w wyjściowej 11. 2 lata starszy Jeremie Frimpong na razie uzbierał 4 występy w narodowych barwach, ale jest wychwalany ponad niebiosa przez Ronalda Koemana. Mimo wszystko trzon holenderskiej kadry będzie zbudowany przez zawodników, którzy już doświadczyli gry na wielkim turnieju. O swoich ostatnich doświadczeniach z mistrzostwami Europy opowiadał Matthijs de Ligt. Defensor, który podczas Euro 2020 miał 21 lat, już wtedy był czołowym graczem swojej kadry. Był piłkarzem Juventusu i na turnieju miał potwierdzić swoją wartość. Jednak z pewnością nie wspomina swojego ostatniego Euro najlepiej. W meczu 1/8 finału popełnił fatalny błąd w starciu z Czechami. Zagrał piłkę ręką, żeby ratować się przed utratą gola. Sytuacja miała miejsce w 52 min przy wyniku 0:0. Sędzia pokazał de Ligtowi czerwoną kartkę. Grająca w osłabieniu Holandia nie była w stanie się przeciwstawić naszym południowym sąsiadom, którzy zdobyli 2 bramki i awansowali do ćwierćfinału. - Od tego czasu rozwinąłem się jako zawodnik. Czuję się dobrze. Mam za sobą dobrą rundę w Bayernie i jestem gotowy na Euro. Oczywiście nadal jestem rozczarowany tamtym meczem, ale nie aż tak, żebym teraz się tym zamartwiał. W trakcie kariery dzieje się wiele rzeczy i można sobie z nimi poradzić. Minęły już 3 lata - zaznaczył 24-letni obrońca.

(kaj)