Paweł Skrzypek liczy, że nie zostanie zapomniany... Fot. Dorota Dusik


Skazany na piłkarskie dożywocie

Paweł Skrzypek przenosi firmę do Polski i myśli o powrocie na futbolowe podwórko, nie tylko w roli ambasadora CKS-u Czeladź.


Wśród gości zaproszonych na galę 100-lecia CKS-u Czeladź Paweł Skrzypek był podejmowany w sposób wyjątkowy. Mieszkający w Szwecji 52-letni były piłkarz trzecioligowej wówczas drużyny, w 1995 roku wypłynął na ekstraklasowe boiska i w ciągu 11 lat zanotował 230 występów oraz 10 meczów w reprezentacji.

Zobowiązująca funkcja

- CKS to dla mnie klub, który był, jest i będzie kawałkiem mojego życia - stwierdził Skrzypek. - Przyszedłem do niego mając 15 lat i przez 9 sezonów zapisałem się w jego kronikach. Cieszę się, że tworzyłem jego historię, a teraz w nowe 100-lecie wszedłem z tytułem ambasadora. Cieszę się też, że mój starszy brat Wojtek pół roku temu wrócił na „stare śmieci” jako trener, a jego syn Łukasz gra w tym zespole. To znaczy, że CKS znowu Skrzypkami stoi. Ja z mojej strony mogę obiecać, że zrobię wszystko co będę mógł, żeby pomóc klubowi wspiąć się jak najwyżej w piłkarskiej hierarchii, czyli żeby znowu grał przynajmniej w III lidze, bo to jest jego miejsce. Funkcja ambasadora traktuję bardzo poważnie, a to znaczy, że do Czeladzi będę zaglądał częściej. Zresztą powoli planuję powrót do Polski, więc na pewno będę w ściślejszym kontakcie z zarządem i zespołem.

Zasługa brata

Dla młodych piłkarzy z Czeladzi Paweł Skrzypek może być także inspiracją. Tu bowiem nabierał doświadczenia, przechodząc przez szczeble juniorskie i grając w seniorach, żeby niemal 30 lat temu przejść do Rakowa Częstochowa. - To, że z Płomienia Jerzmanowice przyszedłem do CKS-u jest zasługą brata - dodał nasz rozmówca. - Wojtek znalazł się na liście życzeń trenerów tego klubu, a ja dopiero zaczynałem przygodę z piłką. Przyszedłem tutaj po naukę i ze zdolnego samouka, o którego pytała też Wisła Kraków, u boku brata wyrosłem na piłkarza. Część nagród, które otrzymałem na gali 100-lecia, należą się Wojtkowi, więc trzeba je „pokroić”. Z Wojtkiem związane jest też jedno z przykrych wydarzeń, które jeszcze bardziej podkreśli jego rolę w mojej karierze. W drodze na trening mieliśmy wypadek i z ciężkimi obrażeniami, na parę miesięcy trafił do szpitala, a ja z tego zdarzenia wyszedłem praktycznie bez uszczerbku na zdrowiu. Skończyło się na stłuczeniu i rozcięciu kolana, więc błyskawicznie wróciłem do treningu i z jeszcze większą chęcią do ciężkiej pracy.

Z Brazylią i Włochami

Od debiutu w najwyższej klasie rozgrywkowej, czyli wygranego 1:0 meczu Rakowa z Olimpią Poznań (4 marca 1995 roku) Paweł Skrzypek stał się filarem defensywy zespołu trenera Gotharda Kokotta. Pół roku później w spotkaniu ze Stomilem Olsztyn strzelił 1. gola dla zespołu spod Jasnej Góry, ustalając wynik na 1:0. Później grał jeszcze w Legii Warszawa, Pogoni Szczecin i Amice Wronki, w której 5 maja 2006 roku, w przegranym 0:1 meczu z Legią, zakończył występy na boiskach ekstraklasy. - Tych niezapomnianych chwil było wiele, ale najważniejsze były dla mnie występy z orzełkiem na piersi - zapewnił 10-krotny reprezentant Polski. - Szczególnie zapamiętałem końcówkę towarzyskiego spotkania z Brazylią z 26 lutego 1997 roku. Na Estadio Serra Dourada w miejscowości Goiania - w obecności 50 tysięcy widzów - graliśmy z mistrzami świata, a w składzie gospodarzy aż roiło się od gwiazd, z Ronaldo i Romairo w ataku. Pierwszy strzelił nam 2 gole, kolejne 2 dorzucił Giovanni i gdy wchodziłem na boisko, zmieniając Adama Ledwonia na ostatnie 22 minuty, było 0:4. Udało mi się jednak dobrze wejść w mecz i najpierw dograłem piłkę Czarkowi Kucharskiemu, który wykorzystał sam na sam z bramkarzem, a 5 minut później wywalczyłem rzut karny i Marek Citko ustalił wynik na 4:2. Zebrałem wtedy bardzo pochlebne opinie i do dziś sobie fragmenty tego spotkania można zobaczyć w internecie, więc kibice „odgrzewają” te akcje i jestem z nimi kojarzony. Miło wspominam też mecz eliminacji mistrzostw świata na Stadionie Śląskim z wicemistrzami świata Włochami (2.04.1997 roku - przyp. red.), bo trener Antoni Piechniczek tym razem wystawił mnie w wyjściowej jedenastce. Stanąłem więc twarzą w twarz z takimi gwiazdami jak Gianfranco Zola czy Christian Vieri i zremisowaliśmy 0:0. To były spotkania, w których potwierdziłem talent i potrafiłem go wykorzystać. Szczególnie dumny ze mnie był już świętej pamięci tata, który jeździł na moje mecze, przeżywał każdy występ, mobilizując do jak najlepszej gry.

Padną propozycje

To wszystko jest już jednak historią, a Paweł Skrzypek myśli także o przyszłości, przypominając jednocześnie, że zanim wyjechał do Szwecji, próbował sił jako trener Floty Świnoujście i Victorii Przecław. - Jedną nogą znów jestem w Polsce - wyjaśnił Paweł Skrzypek. - Decyzja została podjęta i potrzebuję kilku miesięcy na sfinalizowanie planów. Rozmowy są prowadzone, więc nie powiem jeszcze dokładnie, gdzie zakotwiczę. Doświadczenie piłkarskie i trenerskie pozwalają mi odważnie patrzeć w przyszłość. Może gdy pójdzie w eter, że wracam do kraju, to ktoś sobie o mnie przypomni i padną propozycje... Na pewno jednak uruchomię tu firmę, którą prowadziłem w Szwecji, czyli sufity akustyczne, bo na tym się znam i lubię to robić. A ile czasu poświęcę na piłkę nie potrafię powiedzieć. Na pewno jednak o niej nie zapomnę, bo jestem na nią skazany, a ponieważ zdrowie dopisuje, to jestem gotowy na piłkarskie wyzwania.

Jerzy Dusik