Skazani na Papszuna
Wystarczyła jedna porażka w kiepskim stylu, by wśród części kibiców i dziennikarzy odżyła dyskusja nad tym, czy Marek Papszun powinien dalej prowadzić Czerwono-niebieskich.
Marek Papszun ma ostatnio nad czym myśleć... Fot. Grzegorz Misiak/PressFocus
RAKÓW CZĘSTOCHOWA
Głębsza analiza wydarzeń w częstochowskim klubie skłania raczej do wniosku, że na ewentualnym zakończeniu współpracy mógłby stracić przede wszystkim Raków, a nie sam szkoleniowiec, który już w poprzednim sezonie - patrząc całościowo - osiągnął wynik (wicemistrzostwo) ponad stan, który przez wielu został odebrany z dużym niedosytem. Niektórym po prostu wydawało się, że powrót Papszuna na Limanowskiego będzie automatycznym nawiązaniem do sukcesów sprzed jego odejścia. Tak się nie dzieje z bardzo wielu powodów, a szkoleniowiec wydaje się temu najmniej winny.
Czemu Raków zawodzi?
Przede wszystkim rywale nie stoją w miejscu, a wręcz przeciwnie - kolejka chętnych do czołowych miejsc i gry w europejskich pucharach radykalnie się wydłużyła. Wystarczy rzut oka na tabelę, aby przekonać się, że mistrzostwo na pewno nie będzie wewnętrzną sprawą „europejskiego kwartetu”, czyli częstochowian, Lecha, Legii oraz Jagiellonii. Rakowa od dawna też nikt nie traktuje już jak małego klubu. W Częstochowie wydają bardzo dużo na piłkarzy, często są w stanie, a nawet muszą przepłacić ich finansowo, ale to tak naprawdę jedyny argument, w którym są w stanie rywalizować - nawet wygrywać z możnymi ligi. Na innych płaszczyznach Raków nie ma bowiem prawie żadnych argumentów do tego, aby na dłużej rozdawać karty w ekstraklasie. Wołająca o pomstę do nieba infrastruktura, zawstydzająca akademia, vacat na stanowisku dyrektora sportowego wydają się najważniejszymi czynnikami, które sprawiają, że mistrz Polski z 2023 roku oddala się od czołówki ligi.
A najbliższa przyszłość i perspektywy raczej nie napawają optymizmem. Na ocenę letnich transferów trzeba jeszcze trochę poczekać, ale już teraz można bez wielkiego ryzyka stwierdzić, że liczono na więcej. Papszun nie mówi tego wprost, lecz na dobrą sprawę jedynymi graczami, nad przyjściem których podpisał się w stu procentach, są Lamine Diaby-Fadiga oraz Imad Rondić. Pierwszy można uznać za udany, drugi nie, pozostali zostali przez szkoleniowca po prostu zaakceptowani.
Bolesne straty
Po poprzednim sezonie zawodnikiem, bez którego szkoleniowiec nie wyobrażał sobie budowy zespołu na kolejne rozgrywki, był Gustav Berggren i wyraźnie zakomunikował to najważniejszym osobom w klubie. W Rakowie nie byli jednak w stanie Szweda zatrzymać. W połączeniu z zerwaniem więzadeł przez Władysława Koczergina okazało się, że całkowitej przebudowie musiał ulec środek pola. Do tego trzeba dodać przeboje z Jonatanem Brunesem. Jeśli połączymy to jeszcze z długimi kontuzjami Zorana Arsenicia, Jeana Carlosa, Ariela Mosóra czy Iviego Lopeza, mamy obraz drużyny mocno zdziesiątkowanej. Jakby tego było mało, w starciu z Cracovią oraz kolejnym z Lechią Gdańsk wykluczony z gry za czerwoną kartkę jest Fran Tudor.
W Krakowie niebywała niemoc dopadła ofensywę. - Mieliśmy bardzo mało wejść w pole karne, bardzo mało strzałów, stworzyliśmy w zasadzie pół sytuacji. Popełniamy rażące błędy i musimy pracować nad tym, żeby je eliminować. Zmiany były średnio udane i nie podniosły jakości naszej gry - nie owijał w bawełnę po sobotnim meczu Marek Papszun.
Sądny czas
Przed listopadową przerwą na kadrę, w ciągu zaledwie 2,5 tygodnia częstochowianie zagrają 6 spotkań, które mogą zaważyć na całym sezonie. Od najbliższego czwartku do niedzieli 9 listopada Raków kolejno zmierzy się z: Sigmą Ołomuniec (wyjazd), Lechią (dom), Cracovią (d), Jagiellonią (w), Spartą Praga (w) oraz Koroną Kielce (w). W klubie nikt nie chce hierarchizować ważności meczów, ale absolutnie kluczowym wydaje się starcie z Cracovią w Pucharze Polski. Jeśli bowiem Raków na pierwszej przeszkodzie zamknie sobie tę ścieżkę do europejskich pucharów, atmosfera może stać się wyjątkowo podła. Straty w lidze są bowiem już tak duże, że nawet jeśli drużyna w pewnym momencie złapie serię zwycięstw, może już ich nie odrobić. - Dla nas każdy mecz jest ważny. Mamy szansę w Pucharze Polskii na pewno będziemy o to walczyć. Wcześniej mamy jednak jeszcze mecze w Europie oraz ekstraklasie - mówi szkoleniowiec Rakowa. Dziś drużyna udała się autokarem w krótką, niespełna 250-kilometrową podróż do Ołomuńca.
Mariusz Rajek
