Robert Dadok (z lewej) pomylił bramki i pod koniec pierwszej połowy strzelił samobója. Fot. Piotr Polak/PAP


Seria boleśnie zakończona

Po 3 zwycięstwach z rzędu Ruch rozegrał bardzo słabe zawody w Kielcach. Korona nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w walce o utrzymanie!


Niewykluczone, że był to najgorszy występ „Niebieskich” pod wodzą trenera Janusza Niedźwiedzia. Nawet kiedy w Szczecinie 5:0 rozbiła ich Pogoń, stworzyli większe zagrożenie pod bramką przeciwników. Ze Śląskiem oddali podobnie niską liczbę uderzeń, ale ze zdecydowanie lepszych pozycji, co poskutkowało 3 trafieniami. W sobotę zaś Xavier Dziekoński między kieleckimi słupkami nie miał prawie nic do roboty.

Oczywiście wpływ na grę Ruchu miały absencje w środku pola. Z powodu kontuzji nie wystąpił podstawowy duet Sikora – Letniowski, którego nie zobaczymy również w ostatnim meczu z Cracovią. Zastępujący ich Filip Starzyński i Adam Vlkanova nie zabezpieczali odpowiednio centralnej strefy. Obaj są graczami o ofensywnej charakterystyce, dodatkowo „Figo” nie słynie z biegania i intensywności, natomiast Czech ma wyjątkowo lichą budowę. Poza tym trener Janusz Niedźwiedź odważniej postawił na młodzieżowców, w efekcie bohater z Radomia Bartłomiej Barański zaliczył pełne 90 minut, ale... nie dał się zapamiętać niczym szczególnym. W przerwie na murawie zameldował się też Filip Wilak, co - doliczając oczywiście Tomasza Wójtowicza - dało 225 minut młodzieżowców. Aby osiągnąć granicę 3000, za tydzień chorzowscy młodzieżowcy muszą dostać od szkoleniowca w sumie 178 minut.

Korona zaś wciąż pozostaje w walce o utrzymanie. Zaliczyła udane zawody i mogła strzelić więcej goli. Wykorzystywała niefrasobliwość Ruchu, który wielokrotnie tracił piłkę na swojej połowie i robił proste błędy. Pierwszego gola strzelił po rzucie rożnym... wahadłowy „Niebieskich” Robert Dadok. W drugiej połowie pochodzącemu spod Cieszyna zawodnikowi urwał się z kolei Jewgienij Szykawka, ustalając rezultat.

Piotr Tubacki



GŁOS TRENERÓW

Janusz NIEDŹWIEDŹ: - Gospodarze byli po prostu zespołem lepszym, bardziej zdeterminowanym. My nie wykorzystaliśmy pierwszych kilkunastu minut, gdy Korona była niepewna, wygenerowała pod wpływem naszego pressingu dwie straty. My też mieliśmy swoje dwie składne akcje, ale zabrakło w ostatniej fazie spokoju, podniesienia głowy, dobrego dogrania. To mogło dodać nam trochę wiatru w żagle, ale po tych kilkunastu minutach to nie był ten Ruch, który chcielibyśmy oglądać. 

Kamil KUZERA: - Nie spodziewałem się, że kibice tak mocno, w takiej liczbie, nas wesprą. Za to dziękuję, wiara jest niesamowita. Zasłużenie wygraliśmy ten mecz. Dla nas liczy się teraz tylko finał, który mamy w Poznaniu. Zrobimy wszystko, by jak najmocniej się do niego przygotować.