Sercem za Liverpoolem i Dumą Katalonii
Rozmowa z Viktorem Hallgrimssonem, byłym bramkarzem Orlen Wisły, obecnie Barcelony
Viktor Hallgrimsson przypomni się dziś płockiej publiczności. Fot. PressFocus
Blaugrana jest pana piątym klubem w piątym kraju w ciągu 9 lat od rozpoczęcia profesjonalnej kariery we islandzkim Framie. Sporo świata - Gudme w Danii, Nantes we Francji i Płock - pan zwiedził jak na 25-latka...
- Nie planowałem grania w tylu klubach w ciągu 9 lat, ale jako Islandczyk musisz się przemieszczać, aby znaleźć idealny klub dla poprawy umiejętności i rozwoju.
Jak pan wspomina roczny pobyt w Płocku?
- Bardzo dobrze. Klub pomógł mi po trudnym czasie w Nantes. Jestem mu wdzięczny, a przede wszystkim zdobyliśmy mistrzostwo Polski. To było wspaniałe przeżycie i ważny moment dla klubu.
Ma pan kontakty z płocczanami?
- O tak, nawet bardzo dobre. Zarówno z kolegami z drużyny, jak i z kibicami. Miło będzie znów zobaczyć Orlen Arenę, chłopaków i fanów. To będzie dla mnie naprawdę ekscytujący wieczór. Niektórzy sympatycy Wisły już do mnie napisali, że czekają na ponowne spotkanie. To bardzo miłe.
Spodziewał się pan, że Wisła będzie tak silna w tym sezonie?
- Biorąc pod uwagę letnie wzmocnienie, to tak. Jej wyniki nie są dla mnie niespodzianką. Melvyn Richardson to wyjątkowy rozgrywający, Sergej Kosorotow, który wrócił z Veszprem, jest świetnym strzelcem, a Torbjorn Bergerud to doświadczony bramkarz. Wcześniej Płock słynął ze znakomitej obrony, a teraz ma dużo więcej opcji w ataku, no i świetnego trenera.
Jakiego meczu spodziewa się pan w czwartek?
- Mamy silną drużynę z doświadczonymi zawodnikami, ale też wiem, że trudno będzie pokonać Płock w jego hali, gdzie głośni kibice swoim żywiołowym dopingiem dodają dodatkowej energii.
Jest pan zadowolony ze swoich początków w Barcelonie?
- Pod względem treningu - w porównaniu do poprzednich klubów - niewiele się zmieniło, ale organizacja i otoczenie są inne. Klub jest absolutnie profesjonalny we wszystkich sferach. Niezwykłe są zwłaszcza edukacja i szkolenie młodych zawodników we wszystkich dyscyplinach. Tutaj całe miasto kibicuje klubowi, a wszyscy żyją mottem „Barca to więcej niż klub”.
W drużynie dzieli pan pozycję z Emilem Nielsenem, być może w tej chwili najlepszym bramkarzem na świecie...
- Lubię Emila, to miły facet. Rozmawiamy po duńsku i spędzamy razem dużo czasu, także poza boiskiem. Mogę się od niego wiele nauczyć, a także od naszego trenera bramkarzy, Tomasa Svenssona. Razem tworzymy świetny zespół. Obecnie Emil i ja dzielimy między sobą czas między słupkami, choć w ważniejszych meczach w bramce stoi Emil.
Ma pan jakieś pasje poza piłką ręczną?
- Wszyscy Islandczycy są wielkimi fanami piłki nożnej, przede wszystkim klubów Premier League. Ja byłem fanem Barcelony od czasów, kiedy grał dla niej Eidur Gudjohnsen (pierwszy Islandczyk w Dumie Katalonii. W 2006 roku Barcelona zapłaciła za niego Chelsea 8 mln funtów. Dla The Reds zdobył 19 bramek w 111 występach - przyp. red). Ale ponieważ mój ojciec jest ogromnym kibicem Liverpoolu, moje serce również bije dla niego. Tak więc mam dwa kluby, z którymi sympatyzuję.
A co będzie jeśli Liverpool i Barcelona w maju przyszłego roku zmierzą się w finale Ligi Mistrzów?
- Wtedy na pewno zrobię wszystko, żeby zdobyć bilet i wybrać się na ten mecz do Budapesztu.
Zbigniew Cieńciała
