Takich pojedynków jak ten Błażeja Jakóbczyka (z lewej) z Maksymilianem Nowakiem nie brakowało. Fot. Wojciech Fryt/Ślęza Wrocław


Sędzia się przyznał

Szacunek dla arbitra, ale decyzja o przerwaniu gry, kiedy wychodziliśmy dwóch na bramkarza, była dla mnie niezrozumiała - żałował trener Kluczborka, Łukasz Ganowicz.


Dwie porażki z rzędu spowodowały, że nadzieje na awans w Kluczborku zostały mocno zredukowane. Okazją do rehabilitacji miał być dla MKS-u mecz ze Ślęzą, która w tym sezonie mocno stawia na młodzież. Choć wrocławianie przyjechali spóźnieni, a za żółte kartki musieli pauzować Robert Pisarczuk i Przemysław Marcjan - z tego powodu średnia wieku żółto-czerwonych mocno się obniżyła, a w podstawowej jedenastce znalazło się ośmiu młodzieżowców, a w tej grupie pięciu juniorów - po kwadransie ich trener mógł się uśmiechnąć. Piłka chodziła jak po sznurku, by po zagraniu Mikołaja Wawrzyniaka trafić do Mateusza Kluzka, który nie miał problemów, by wpakować ją do siatki. Od tego momentu gra się wyrównała i toczyła głównie w środku pola. Gospodarze mieli problemy z przedostaniem się pod bramkę, stąd - jak Daniel Wojtyra - uderzali z dystansu. Goście nie chcieli być gorsi i kilka razy postraszyli Jakuba Osobińskiego. Gdy wydawało się, że prowadzenie Ślęzy utrzyma się do przerwy, z dośrodkowania Dominika Lewandowskiego skorzystał Mateusz Lechowicz i głową doprowadził do remisu. - Szkoda, że daliśmy sobie strzelić tę bramkę, bo przy dowiezieniu prowadzenia do końca pierwszej połowy, drugą zaczęlibyśmy z trochę innego pułapu i moglibyśmy powalczyć o zwycięstwo - żałował Grzegorz Kowalski, szkoleniowiec z kluczborską przeszłością.

Tuż po rozpoczęciu II odsłony nieznacznie pomylił się główkujący Miłosz Kozik. MKS najlepszą okazję miał w 60 min, lecz Wojtyra posłał piłkę obok słupka. Kolejne minuty nie obfitowały w sytuacje podbramkowe i dopiero w doliczonym czasie Ślęza egzekwowała cztery rzuty rożne z rzędu, ale golem „zapachniało” tylko po jednym z nich. - Bramkę straciliśmy po bardzo ładnej akcji, ale pierwsza połowa była wyrównana. W drugiej parliśmy do przodu, lecz niewiele z tego wynikało, a w końcówce musieliśmy się bronić. Mam pretensje do sędziego, która mogła mieć wpływ na wynik. Kiedy od połowy wychodziliśmy dwóch na bramkarza, arbiter wrócił do faulu, co było dla mnie niezrozumiałe. Przyznał się do błędu, za co szacunek, ale takie sytuacje wpływają czasem na wynik spotkania - powiedział opiekun MKS-u, Łukasz Ganowicz.

- Myślę, że remis jest zasłużony. Każdy chciał wygrać, bo i zespół Kluczborka i my. Chcieliśmy tutaj grać w piłkę, zawsze przychodzi tu sporo ludzi znających się na niej. Do tego fajny obiekt, więc rzeczywiście jest tutaj przyjemnością grać i myślę, że nasi młodzi chłopcy potrafią to docenić - dodał trener Kowalski.


MKS Kluczbork - Ślęza Wrocław 1:1 (1:1)

0:1 - Kluzek, 15 min, 1:1 - Lechowicz, 45+2 min (głową)

KLUCZBORK: Osobiński - Napora, Szota, Trojanowski, Lechowicz - Nowak (74. Maj), Wojtyra (68. Dachnowski), Neison, Zawada (68. Wienczek), D. Lewandowski - Tuszyński. Trener Łukasz GANOWICZ.

ŚLĘZA: Sobolewski - Jakóbczyk (63. Hampel), Zawadzki, Kozik, Kifert - Jabłoński, Wawrzyniak, Gabriel Dornellas, Olek (63. Michalski), Jakuć - Kluzek. Trener Grzegorz KOWALSKI.

Sędziował Paweł Horożanecki (Żary). Widzów 500.

Żółte kartki: Neison - Jakuć, Kluzek, Gabriel Dornellas.


(mha)