Reprezentant Polski Kamil Grosicki ciągnie grę portowej jedenastki. Fot. Hubert Bertin/PressFocus


Słabo u siebie

Szóste miejsce po pierwszej części sezonu, to na pewno nie jest pozycja, z której w portowym klubie są zadowoleni.

 

Po dwóch trzecich miejscach i czwartej lokacie na koniec poprzednich rozgrywek, teraz jest ledwie szósta pozycja. Na pewno nieodpowiadająca oczekiwaniom kibiców, trenerów, piłkarzy i działaczy Pogoni. Jak zwykle, nie udało się nic zwojować w Europie, gdzie na początku sierpnia przyszło w kompromitującym stylu przegrać z belgijskim Gentem aż 0:5. W lidze też zdarzały się wpadki, jak z Radomiakiem na swoim stadionie 0:2. W sierpniu u siebie drużyna prowadzona przez Jensa Gustafssona przegrała też jeszcze ze Śląskiem w takim samym stosunku, żeby po 7 ligowych kolejkach zajmować w tabeli… 15. miejsce z sześcioma punktami na koncie, o ledwie „oczko” więcej niż zamykająca wtedy tabelę Korona. Mówiło się, że szwedzki szkoleniowiec może stracić pracę. Wszyscy wytrzymali jednak ciśnienie i w kolejnych spotkaniach było już dużo lepiej. Pogrom Cracovii 5:1, jeszcze bardziej efektowna wygrana z mającym przecież mocarstwowe ambicje Lechem 5:0, do tego przegrany wprawdzie 3:4 mecz z Legią, ale było to jedno z najlepszych spotkań tej jesieni na naszych ligowych boiskach. Z legionistami „portowcy” przegrali też u siebie i to jedna z głównych bolączek szczecinian. Z czołówki w ekstraklasie nikt tak często nie przegrywał na swoich śmieciach, jak właśnie Pogoń. Na 10 spotkań w lidze jesienią na nowym i zapełnianym stadionie zanotowała aż 4 przegrane i dwa remisy. To bilans więcej niż słaby. Pod tym względem od szczecinian lepsza jest choćby Puszcza, która mecze „u siebie” rozgrywa przecież gościnnie na stadionie Cracovii.

Pogoń ratowała się jednak wygranymi na wyjazdach (aż pięć zwycięstw) i… efektowną grą. W drużynie trenera Gustafssona nie brakuje indywidualności, jak Kamil Grosicki, Efthymis Koulouris czy Alexander Gorgon, którzy wiedzą co zrobić z piłką.

Dzięki wygranej przed świętami w trudnym meczu z Widzewem na jego terenie „portowcy” nie mają wielkich strat do medalowych miejsc i wiosną wszystko jest możliwe. Nie można też zapominać, że drużyna jest już w ćwierćfinale Pucharu Polski, gdzie pod koniec lutego zmierzy się u siebie z Rakowem. - Teraz każdy z nas musi przeanalizować indywidualnie i jako zespół, jak graliśmy w tej rundzie i co możemy poprawić, bo do poprawy jest na pewno dużo. 8 stycznia musimy wrócić do ciężkiej pracy. Na wiosnę nie ma już czasu i możliwości na stratę kolejnych punktów, jeśli chcemy o coś walczyć – mówi najlepszy w pierwszej części w szczecińskiej jedenastce Kamil Grosicki.

Na koniec jeszcze o finansach, bo z tego, co słychać, w Pogoni nie jest najlepiej, a klub – mimo wywalczonego miejsca w pucharach – wygenerował stratę w wysokości 27,5 mln złotych. Oby to wszystko nie miało wpływu na postawę portowego zespołu w ważnych wiosennych grach.

Michał Zichlarz