Rywalizacja go napędza
Jakub Szymański w każdym meczu musi prezentować jak najwyższą formę, bo za jego plecami do gry pali się mający epizody w Serie A Martin Turk.
RUCH CHORZÓW
Pochodzący z Jastrzębia-Zdroju bramkarz był pierwszym letnim wzmocnieniem Ruchu. Kiedy „Niebiescy” odbywali pierwszy trening, Jakub Szymański był jedyną nową twarzą w drużynie trenera Janusza Niedźwiedzia. Zagrał we wszystkich sparingach i nie zrażało go, że klub oficjalnie przyznawał, iż wciąż szuka bramkarza numer 1.
Zadowolony z obecności rywala
Tuż przed startem sezonu do Chorzowa przyszedł Martin Turk. Ruch zapłacił za niego Parmie ok. 150 tys. euro, oferując jednak Włochom wysoki procent od kolejnego transferu. Młodzieżowy reprezentant Słowenii, mający za sobą także powołania do kadry seniorskiej, ma znacznie lepsze CV niż trzy lata starszy Szymański, ale jak na razie murawy nie powąchał. W Opolu nie znalazł się w kadrze meczowej, ostatnio ze Zniczem usiadł na ławce. - To jest duża motywacja. Rywalizacja w sporcie rozwija najbardziej, dlatego cieszę się z obecności Martina, który również walczy i rywalizuje. To napędza mnie do tego, żeby dobrze wyglądać, dobrze trenować i cały czas iść do przodu - mówi Jakub Szymański.
Blisko 24-letni bramkarz w obu spotkaniach zachował czyste konto, szczególnie ze Zniczem mając sporo do roboty. - Zrobiłem swoje, ale po tym remisie jest niedosyt. Zawsze jest żal, kiedy nie strzeli się gola, ale cieszę się, że zagraliśmy na zero, a ja w tym pomogłem. Parę tych sytuacji było, więc zrobiłem, co do mnie należało. Trzeba szanować ten punkt, bo na koniec każdy z nich będzie się liczył - zauważył sprowadzony z Widzewa golkiper.
Zaskoczony przebiegiem meczu
Szymański miał dużo pracy przede wszystkim w pierwszej połowie. Musiał zatrzymywać piłkę po uderzeniach Pawła Moskwika, Radosława Majewskiego czy Bartłomieja Ciepieli. - Obrona „główki” Moskwika dała najwięcej radości. To było dobre wprowadzenie w mecz i później było mi łatwiej bronić w kolejnych sytuacjach - powiedział o strzale z 22 minuty golkiper. - Nie powiem, byłem zaskoczony przebiegiem spotkania. Przygotowywaliśmy się pod to, jak Znicz będzie pressował, ale to nie było takie proste. Próbowaliśmy zmieniać koncepcję, ale rywale robili to nieźle. Myślę, że powinniśmy grać szybciej, płynniej zmieniać stronę i tego zabrakło nam w pierwszej połowie, dlatego gra wyglądała tak, jak wyglądała. Znicz niczym nas nie zaskoczył. Problem był w tym, że rozgrywaliśmy za wolno, a większość odbiorów i sytuacji przeciwników brało się bardziej z naszych błędów. Wiadomo, oni wykonali dobrą pracę, ale my na pewno mogliśmy radzić sobie z tym dużo lepiej i pierwsza połowa wyglądałaby zupełnie inaczej - zauważył Szymański.
Chciał strzelić gola
Wybór piłkarza meczu nie był łatwym zadaniem. Po stronie Ruchu mało było indywidualnych pozytywów, łatwiej było punktować personalne negatywy. Ożywienie wnieśli rezerwowi, natomiast z perspektywy 90 minut to właśnie Jakub Szymański jako jedyny zasłużył na pochwały. Czy to kwestia braku świeżości i szczególnie ciężkiego okresu przygotowawczego, o którym mówiło się już kilka tygodni temu? - Ciężko mi powiedzieć. Nie chciałbym się wypowiadać za chłopaków, bo czuję się dobrze i jestem dobrze przygotowany. W przypadku bramkarzy jest to jednak inny rodzaj przygotowania, ale myślę, że świeżość jeszcze przyjdzie. To dopiero początek. Łapiemy zarówno świeżość, jak i zgranie, jeszcze wszystko przed nami - powiedział bramkarz, który w samej końcówce... ruszył w pole karne Znicza, gdy jego drużyna wykonywała rzut rożny. - Było 0:0, ale Ruch gra o zwycięstwo w każdym meczu. Taka była decyzja z ławki, więc poszedłem w pole karne rywali, żeby poszukać bramki - stwierdził jastrzębianin.
Jak na razie Szymański nie dał powodów, aby sadzać go na ławce i stawiać na mającego doświadczenie w Serie A Turka. Największe obawy w jego kontekście można mieć co najwyżej o niepewną grę nogami, bardzo istotną w taktyce trenera Niedźwiedzia, ale to element, który można dopracować. Kto będzie strzegł chorzowskiej bramki w następnym meczu, przekonamy się już w piątek, gdy na Stadion Śląski przyjedzie beniaminek,Pogoń Siedlce.
Piotr Tubacki