Ruch ich nie zaskoczył
Jeszcze w takich okolicznościach nie grałem i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miał okazję wystąpić przy takiej lub większej publice – mówił po meczu przyjaźni obrońca Widzewa Mateusz Żyro.
Ruch ich nie zaskoczył
Jeszcze w takich okolicznościach nie grałem i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miał okazję wystąpić przy takiej lub większej publice – mówił po meczu przyjaźni obrońca Widzewa Mateusz Żyro.
WIDZEW ŁÓDŹ
Od połowy września nie sposób wyobrazić sobie obrony Widzewa bez Mateusza Żyry. Początek sezonu dla 25-latka z Warszawy stał raczej pod znakiem wchodzenia z ławki, ale potem wskoczył on na stałe do wyjściowej jedenastki. Opuścił tylko grudniowy mecz z Pogonią, kiedy pauzował za kartki. W ekstraklasie tylko 8 piłkarzy wykonało więcej podań od niego.
Lepiej od nudnego 0:0
Brat bardziej znanego Michała (obecnie Wisła Kraków) był zadowolony z pokonania Ruchu w meczu przyjaźni. Przyznał jednak, że Widzew powinien być w tym spotkaniu pewniejszy. – Nerwy w końcówce były niepotrzebne. Uważam, że byliśmy lepszym zespołem. Zdobyliśmy bramki na początku i pierwszej, i drugiej połowy. Powinniśmy kontrolować to spotkanie i musimy nad tym pracować, bo również w poprzednich meczach, z Górnikiem czy z Koroną, przy dwubramkowym prowadzeniu traciliśmy gola i później pojawiała się nerwowość. Musimy dokładać kolejne trafienia i „zabijać” mecze – analizował stoper. – Nie wiem, z czego to wynika, czy to jakieś rozluźnienie. Jedną z bramek straciliśmy po kontrze po naszym stałym fragmencie, więc tak naprawdę wszystko było pod naszą kontrolą i dostaliśmy ją z niczego. Mimo wszystko fajnie, że w takiej otoczce 50 tysięcy ludzi kibice zobaczyli 5 bramek. Jakby było nudne 0:0, jak na przykład w Mielcu, to nam, zawodnikom, byłoby szkoda tych ludzi, tym bardziej że pogoda nie była najlepsza, a atmosfera i tak była znakomita – pochwalił fanów Żyro.
To trochę wybija z rytmu
Właśnie o tym, co działo się na trybunach, mówiło się znacznie więcej niż o boiskowych wydarzeniach. Według danych, jakie podał Ruch, na Stadionie Śląskim było ponad 50 tysięcy ludzi, z czego ponad 19 tysięcy widzewiaków. – Jeszcze w takich okolicznościach nie grałem i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miał okazję wystąpić przy takiej lub większej publice. To robi wrażenie. Czapki z głów przed kibicami naszymi i Ruchu. Fajnie być częścią tej historii i fajnie, że udało nam się wygrać. Show na trybunach było niesamowite. Fenomen to może nawet za małe słowo. Inni piłkarze pewnie nam zazdroszczą, że możemy uczestniczyć w takich meczach – cieszył się 25-latek. Sędzia Łukasz Kuźma z Białegostoku dwukrotnie musiał przerywać spotkanie z powodu zadymienia pirotechniką. Kiedy w końcówce „odpalili” kibice z Łodzi, zawodnicy na kilkanaście minut zeszli do tunelu, bo na stadionie nie było widać zupełnie nic. – To trochę wybija z rytmu, na szczęście nie było powtórki z Wisły Kraków (Widzew przegrał w ćwierćfinale Pucharu Polski – red.). Nie możemy mieć jednak pretensji do naszych kibiców. Te oprawy to przeżycia, które pozostają z nami do końca i po to też gra się w piłkę. Stadiony mogłyby mieć lepsze systemy odprowadzania dymu – zażartował Żyro.
Obrona nie zawiodła
Widzew we wcześniejszych 3 spotkaniach stracił tylko jedną bramkę, a w sobotę dwukrotnie do jego siatki trafił ostatni w tabeli Ruch. Żyro nie zgodził się jednak ze stwierdzeniem, że był to mecz, w którym tym razem to atak spisał się lepiej, a obrona nieco zawiodła. – Gdy przeanalizujemy te gole, pierwszego dostaliśmy z kontrataku, a drugi padł po rykoszecie. To niefart, bo gdyby Juan Ibiza nie zablokował tego drugiego strzału, „Giki” w bramce by to obronił. Poza tym broniliśmy się głęboko i skutecznie. Ruch poza sytuacją Łukasza Monety nie stwarzał sobie wielu okazji, więc myślę, że całościowo nasza gra w defensywie była dobra. Zaważyły tylko te dwa momenty, ale myślę, że przepracujemy to i wyeliminujemy błędy – stwierdził chłodno wychowanek Legii Warszawa. – Spotkały się dwa zespoły, które grają ofensywny futbol, grają do przodu i o to w piłce nożnej chodzi. Żeby zachęcić kibiców, gole muszą być – dodał.
Problemem był... Niedźwiedź
Wspomniane problemy z regularną grą na początku sezonu wzięły się u Żyry... z powodu trenera Janusza Niedźwiedzia. Aktualny szkoleniowiec Ruchu do 7. kolejki prowadził przecież Widzewa i tylko raz wystawił 25-latka od początku. Wszystko zmieniło się wraz z przyjściem trenera Daniela Myśliwca. Piłkarze RTS-u doskonale wiedzieli, czego spodziewać się po chorzowianach, szkolonych aktualnie przez ich byłego trenera. – Byliśmy dobrze przygotowani, a Ruch jest bardzo powtarzalny, cały czas gra tak samo. Próbuje wysoko pressować, rozgrywać od tyłu, więc nie zaskoczył nas. My też go nie zaskoczyliśmy, bo również jesteśmy powtarzalni, ale najważniejsze, że wygraliśmy – ocenił Żyro.
Piotr Tubacki