Sebastian Bergier się nie zatrzymuje. Podczas wiosennych zmagań zdobył już 4 gole. Fot. PressFocus

 

Rozpędzona lokomotywa

Dobry moment GKS-u Katowice trwa. Tym razem drużyna trenera Rafała Góraka wygrała w Rzeszowie.


Wszystkie zespoły piłkarskie mają swoje plany, aspiracje, cele. Przed niedzielnym spotkaniem Resovii z GKS-em Katowice mogło się wydawać, że będzie to świetne widowisko, bo przecież rzeszowianie chcą jak najszybciej oddalić się od strefy spadkowej, a GieKSa wciąż marzy o udziale w barażach o awans do ekstraklasy. Piłkarze obu zespołów jednak zawiedli oczekiwania kibiców podczas pierwszej połowy. Na placu gry nie działo się wiele, oba zespołu grały zachowawczo, nie chciały się porywać do ataków. Resovia była też bardzo bierna w pressingu, przez co zmuszała katowiczan do gry w ataku pozycyjnym. To sprawiało, że mecz był naprawdę „ciężkostrawny”. Wystarczy wspomnieć o tym, że jedyną akcją, która jest warta wspomnienia z przebiegu pierwszej połowy, zakończyła się odgwizdaniem spalonego. Do siatki ładnym strzałem z woleja trafił Adrian Błąd, ale gdy tylko zaczął się cieszyć, sędzia liniowy podniósł chorągiewkę.


Przełom

Po 45 minutach nadzieje na to, że kibice w Rzeszowie zobaczą ciekawe widowisko, drastycznie spadły. Dlatego fani jednej i drugiej drużyny musieli być zaskoczeni, gdy w końcu zobaczyli bramkę. W 50 minucie na listę strzelców wpisał się najlepszy snajper GieKSy w tym sezonie, Sebastian Bergier. Wykorzystał on fatalny błąd Branislava Pindrocha, który źle ocenił tor lotu piłki po dośrodkowaniu Aleksandra Komora. Przez to futbolówka trafiła na głowę Adriana Błąda, który trafił w słupek. Piłka odbiła się wprost pod nogi Bergiera, a ten bez problemu umieścił ją między słupkami. W akcji tej należy docenić udział Komora. Defensor co prawda nie zostanie uwzględniony w statystykach jako asystent, ale jego podłączenie do ataku i świetne dośrodkowanie były kluczem do wyjścia na prowadzenie.


Za cierpliwość

Utrata gola nieco pobudziła gospodarzy, ale nie na tyle, żeby mogli pokonać Dawida Kudłę. Wciąż byli bezzębni i nie mieli argumentów do tego, żeby z katowiczanami chociaż zremisować. Ci byli skupieni na obronie jednobramkowej przewagi, a gra w defensywie w ostatnich tygodniach rzeczywiście GKS-owi wychodzi bardzo dobrze. Można było przewidzieć, że Resovia zakończy spotkanie bez zdobyczy bramkowej. Nawet gdy pojawiały się okazje – najczęściej z rzutów rożnych – świetnie interweniował golkiper gości.

GieKSa była cierpliwa i za to dostała nagrodę. W 76 minucie powiększyła swoją przewagę, wyprowadzając jedną, ale bardzo skuteczną kontrę. Świetnie prawym skrzydłem ruszył Marcin Wasielewski, który zagrał płaską piłkę w pole karne do Antoniego Kozubala. Pomocnik wypożyczony z Lecha Poznań nie wahał się, uderzył bez zastanowienia i zostawił Pindrocha bez szans na skuteczną obronę.

Tym samym GKS zwyciężył, udowadniając, że nie potrzebuje wielu okazji do tego, żeby strzelić gola. Sytuacja w tabeli katowiczan jest coraz lepsza i daje nadzieje na przyszłość. Jedyne co może katowiczan martwić – oczywiście wyłącznie w formie żartu – to brak gola Arkadiusza Jędrycha. Kapitan tak przyzwyczaił do swoich trafień po przerwie zimowej, że aż trudno uwierzyć, że tym razem nie dołożył swojej ofensywnej cegiełki do zwycięstwa.

Resovia natomiast straciła niezwykle ważne punkty i wciąż musi oglądać się za siebie. Nad strefą spadkową ma w końcu tylko „oczko” przewagi.

Kacper Janoszka