Sport

Równy bogom

Cofamy się o 12 lat

Kirani James marzy o sukcesie także w Paryżu. Fot. Xu Chang/Xinhua/PressFocus

Kirani James już za życia stał się w ojczyźnie legendą. Już zawsze będzie tam podziwiany i szanowany. W Grenadzie jest postacią wręcz pomnikową. Trudno się dziwić: 6 sierpnia 2012 roku, podczas igrzysk w Londynie, biegacz z tego malutkiego karaibskiego państwa zdobył złoty medal olimpijski na 400 metrów. Może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że był w to pierwszy w dziejach nie tylko złoty, ale jakikolwiek medal olimpijski dla Granady. I jeszcze jedno: w przypadku Jamesa przeszłość pięknie przenika się z teraźniejszością. On ciągle startuje, także w Paryżu reprezentuje swój kraj!


Szaleństwo na Grenadzie

Dwanaście lat temu był chorążym reprezentacji podczas otwarcia. Tamte igrzyska ułożyły się dla niego wręcz bajkowo. Nie była to niespodzianka, choć miał wówczas jedynie 19 lat. Przecież rok wcześniej zdobył na tym dystansie mistrzostwo świata! W Londynie łatwo przeszedł eliminacje i półfinał, a w wielkim finale:

a) wyprzedził znacznie biegaczy z innych karaibskich krajów - Luquelina Santosa z Dominikany oraz Lalonde Gordona z Trynidadu i Tobago. Był wtedy rzeczywiście w cholernym gazie;     

b) pobił rekord kraju ze świetnym wynikiem 43,94 (dla porównania - rekord Polski Tomasza Czubaka z 1999 roku wynosi 44,62);

c) stał się pierwszym biegaczem spoza Stanów Zjednoczonych, który przebiegł dystans jednego okrążenia w czasie krótszym niż 44 sekundy.

- To dużo dla Grenady znaczy, kraj oszaleje - mówił potem i... miał rację. Ludzie zaczęli kojarzyć, że taki kraj w ogóle istnieje, zdążyli bowiem zapomnieć. Wcześniej cały świat mówił o niej niespełna trzy dekady wcześniej, kiedy siły amerykańskie w sile 7300 żołnierzy dokonały na nią agresji w październiku 1983 roku. W każdym razie ja, jako dzieciak, zapamiętałem tamten epizod w dziejach świata.

Srebro w Rio

To jednak nie koniec bajki związanej z Jamesem. Natłukł potem jeszcze wiele medali na różnych imprezach, cztery lata później, na igrzyskach w Rio, zdobył na tym samym dystansie srebro. Jego walka z Waydem van Niekierkiem, świetnym sprinterem z południowej Afryki, była ozdobą tamtej imprezy. Rywal spisał się świetnie, ustanowił rekord świata (43, 03), a James wygrał walkę o srebro z Amerykaninem LaShawnem Merrittem.

- „Gratulacje dla Wayde’a - powiedział później Grenadyjczyk. - Cieszę się, że mogłem być częścią wyścigu, który przeszedł do historii. Wynieśliśmy ten sport na piedestał. Zwykle chłopaki zwalniają nieco na drugiej setce, ale nie tym razem - śmiał się.

Apel o pomoc

Trudno się dziwić, że jego słowo w ojczyźnie wiele waży. Miesiąc temu wszyscy z uwagą go słuchali, gdy wzywał by pomóc Grenadzie, po przejściu huraganu "Beryl", który spustoszył kraj. Prędkość wiatru osiągnęła aż 250 km/godz! Odnotowano trzy ofiary śmiertelne (na całych Karaibach - 11 ofiar), mnóstwo ludzi straciło dobytek. Drogi były nieprzejezdne, nie było prądu, wiele domów straciło dachy. James w specjalnym oświadczeniu zaapelował o pomoc, wyraził solidarność z poszkodowanymi. Grenada będzie jednak podnosić się jeszcze długo.

Obecny w Paryżu!

Ta opowieść ma ciąg dalszy, tu i teraz! James startuje w Paryżu. I to jak! W minioną niedzielę zakwalifikował się do półfinału biegu na 400 metrów. Odbędzie się on... 6 sierpnia - w rocznicę zdobycia przez niego olimpijskiego złota dwanaście lat temu. Czyż to nie piękne, że przytrafiają się takie przypadki?

Paweł Czado