Fani Radomiaka nie mogli narzekać na brak emocji, choć ten był o krok od spadku. Fot. Tomasz Folta/PressFocus


Równia pochyła

Jesień wcale nie była taka zła w wykonaniu Radomiaka, ale im dłużej trwał sezon, tym sprawy mocniej się komplikowały.


Tak zwane „kwasy” zaczęły pojawiać się w Radomiu na początku października. Ówczesny trener zespołu Constantin Galca otwarcie skrytykował klubowych działaczy. Zarzucał im niespełnienie letnich obietnic i stwierdził, że gdyby wcześniej wiedział, jak się sprawy potoczą, opuściłby Radomiaka przed sezonem – a miał propozycje z krajów arabskich. Jasne stało się, że współpraca Rumuna z „zielonymi” chyli się ku końcowi, ale strony trwały w takim układzie jeszcze przez dwa miesiące. Paradoksalnie zespół na moment poprawił grę, ale po kolejnej „zacince” Galca został pożegnany. W spotkaniu ze Śląskiem Wrocław drużynę wyjątkowo poprowadził Maciej Lesisz, a potem „na stałe” przyszedł Maciej Kędziorek.

Sporo sobie po nim oczekiwano, bo radomianie rozważali jego zatrudnienie już wcześniej. Były asystent w Lechu, Arce i Rakowie dostał szansę na najwyższym szczeblu i... nie podołał. Punktował ze słabiutką średnią 1,12 i gdyby liga trwała tylko od momentu objęcia przez niego Radomiaka, spadłby z niej, zajmując przedostatnie miejsce. Zimowe transfery w większości przypadków nie dały oczekiwanej jakości. W ofensywie nie znalazł się nikt, kto mógłby wejść w buty sprzedanego do Chin Pedro Henrique. Brazylijczyk strzelił jesienią 8 goli, a przez całe rozgrywki nie było nikogo, kto choćby zbliżył się do tego rezultatu. Radomiak jako jedna z 5 ekip nie wypełnił limitu 3000 minut rozegranych przez młodzieżowców, bo kolejni szkoleniowcy nie byli przekonani do radomskiej młodzieży. Zresztą całkiem zasadnie narzekał na to również Galca, wyraźnie dając do zrozumienia, że działacze nie zadbali o ten aspekt, a on nie będzie robił niczego na siłę.

Radomiak zdecydowanie nie miał składu na spadek, jednak ten zajrzał mu głęboko w oczy. Zajął ostatnie bezpieczne miejsce, tylko o punkt wyprzedzając Wartę Poznań. W ostatnich 7 kolejkach przegrał aż 6 razy, wygrywając jedynie z Legią w Warszawie, na co największy wpływ miała jednak czerwona kartka, jaką obejrzał już w 6 minucie Bartosz Kapustka. 

Działacze Radomiaka słyną z nieoczywistych decyzji (jak np. konsekwentne stawianie na portugalsko-brazylijskie oblicze), a do takowych należało również zwolnienie Kędziorka na kolejkę przed końcem. Zastąpił go pierwszy portugalski trener w historii klubu Bruno Baltazar, a prezes Sławomir Stempniewski nie wykluczył, że jeśli coś się nie powiedzie i klub jednak spadnie, to szkoleniowiec... odejdzie po jednym meczu. Baltazar go przegrał, ale zachował ekstraklasę i jak na razie nic o jego zwolnieniu nie słychać. Kto jednak wie, co wydarzy się w Radomiu...

Piotr Tubacki


STRZELCY (41)

8 – Henrique, 4 – E. Semedo, Rocha, L. Semedo, 3 – Vusković, 2 – Abramowicz, Jardel, Dias, Wolski, 1 – Castaneda, Cichocki, Donis, Grzesik, Zimovski, Kobylak, Machado, Rossi, samobójcze – Flis (ŁKS), Svarnas (Raków)


PLUS

TALENT CZYSTEJ WODY

Wielką zagadką pozostaje, co przekonało działaczy Tottenhamu, aby akurat do Radomia wysłać na wypożyczenie swój 17-letni talent ze środka obrony. Luka Vusković mimo młodego wieku prezentował się jak wyjadacz, był pewny siebie, strzelił 3 gole. Ma wszystko, żeby być wielkim piłkarzem, a już na zawsze w jego CV będzie widniał ekstraklasowy wątek.


MINUS

BEZ NAPASTNIKA

Jesienią gra Radomiaka w znacznej mierze opierała się na golach (ale też asystach) Pedro Henrique. Gdy zimą Brazylijczyk został sprzedany do Chin, wyrwa po nim nie została załatana. 27-latka nie ma już dawno w Polsce, a i tak zakończył sezon jako najskuteczniejszy zawodnik drużyny, mający dwa razy więcej goli niż kolejni strzelcy...