Zrezygnowany Fernando Santos to znakomita metafora 2023 roku w wykonaniu naszej kadry. Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus


Rok do zapomnienia

Miał być lekki i przyjemny czas przebudowy przed Euro pod okiem doświadczonego szkoleniowca. Wyszła katastrofa.

 

To, że od kilku lat reprezentacja Polski notuje regres, jest wiedzą powszechną. Rok 2023 miał być tym, w którym nastroje zostaną poprawione. Kadra trafiła do łatwej grupy eliminacyjnej, miała w zanadrzu 2 mecze towarzyskie, a 24 stycznia objął ją doświadczony i uznany selekcjoner, Fernando Santos, mistrz Europy z roku 2016. W ciągu minionych 12 miesięcy planowano przebudować drużynę. Odmłodzić ją, dolać świeżej krwi, przywrócić radość z grania. Sprzyjać temu mieli i przeciwnicy, wśród których brakowało potęg, ale również sam system eliminacji. W końcu na Euro bezpośrednio awansować miały aż dwie ekipy, więc Polacy nie dostrzegali żadnych niebezpieczeństw w rywalizacji z Albanią, Mołdawią oraz Wyspami Owczymi. Zagrozić im mieli co najwyżej Czesi.

 

Największa kompromitacja

W praktyce jednak okazało się, że Polacy... sami sobie zaszkodzili. Debiut Santosa okazał się jedną wielką kompromitacją, kiedy po 3 minutach nasi południowi sąsiedzi prowadzili 2:0. Sami zawodnicy podkreślali po meczu, że byli uczuleni na sposoby, w jakie Czesi strzelali gole, ale mimo tego i tak nie potrafili ich zatrzymać. Portugalczyk przeżył pierwsze bolesne zderzenie ze ścianą, ale trudno go było winić za taki, a nie inny początek. Jak sam zresztą przyznał, nigdy wcześniej nie przydarzyło mu się coś podobnego. Szybko zresztą wrócił pewien optymizm. Biało-czerwoni niełatwo, bo niełatwo, ale jednak pokonali Albanię, a Czechy sensacyjnie zremisowały z Kiszyniowie z Mołdawią. Wtedy jeszcze nikt nie przypuszczał, że najbardziej wysunięta na wschód reprezentacja grupy E rozegra tak obiecujące eliminacje...

Nie trzeba przecież specjalnie przypominać największej kompromitacji roku, przez wielu uznawanej za największą w historii reprezentacji Polski. Biało-czerwoni pojechali do Kiszyniowa i choć prowadzili 2:0 do przerwy, przegrali 2:3, myślami będąc już na wakacjach, dając się zdominować rywalowi. Nikt nie myślał o wcześniejszej wygranej w meczu towarzyskim z rozklekotanymi Niemcami, w którym zresztą Polacy oddali tylko 2 uderzenia i nie mieli żadnego pomysłu na grę. Choć Santos przeszedł do historii jako drugi selekcjoner, który pokonał „Die Mannschaft”, to sam podkreślał, że wcale tego sparingu nie chciał.

 

Nie był bohaterem

Argumenty na obronę Portugalczyka coraz szybciej się kończyły. Dodatkowo nie brakowało afer wizerunkowych z udziałem Polskiego Związku Piłki Nożnej, który coraz częściej zaczął wracać do skojarzeń sprzed lat, kiedy utożsamiano go głównie z alkoholem i skorumpowanymi działaczami. Komunikacja i organizacja PZPN-u kulała. Z jednej strony centrala obiecywała darmowe bilety na mecze reprezentacji różnym małym akademiom z całego kraju, z drugiej... nie była w stanie ich potem dostarczyć. Wymęczona wygrana z Wyspami Owczymi po dwóch golach coraz mocniej sfrustrowanego - i krytykowanego - Roberta Lewandowskiego nie poprawiła nastrojów. Tym bardziej, że potem przydarzyła się porażka nr 3 - na wyjeździe z Albanią, gdzie „Orły” znad Wisły nie pokazały żadnych atutów. Decyzja mogła być tylko jedna - Santos został zwolniony. Miał być bohaterem, wyleciał będąc nazywanym zerem.

Misję ratowania eliminacji otrzymał Michał Probierz, choć wiadomo było, że po przegranej w Tiranie wiele zależeć będzie od postawy przeciwników. Czesi męczyli się nie mniej niż Polacy, ale byli chociaż w stanie pokonać Mołdawię - biało-czerwoni w rewanżu tylko z nią zremisowali. Potem przyszedł podział punktów z sąsiadami z południa i ledwie 3. miejsce w grupie, która grupą śmierci bynajmniej nie była. Gra za Probierza nie uległa większej poprawie, ale w przeciwieństwie do Santosa kadra faktycznie zaczęła być odmładzana, pojawili się debiutanci. Mniej było decyzji irracjonalnych, a poza tym bytomianin raczej nie miał problemów z ocenieniem tego, na jakich pozycjach w swoich klubach występują Matty Cash czy Paweł Wszołek - czym kompromitował się Portugalczyk.

Finalnie awans na Euro wciąż pozostaje możliwy, ale tylko drogą barażową. O optymizm jednak trudno, patrząc na to, jak Polska prezentowała się w 2023 roku. Skoro nie udało się zbudować zespołu przez 12 w teorii niewymagających miesięcy, to jak ma się to udać na moment przed rozpoczęciem mistrzostw? Jeśli biało-czerwoni w ogóle na nie awansują...

 

Piotr Tubacki


NAJWIĘCEJ MINUT W KADRZE

1. Jakub Kiwior 900

2. Wojciech Szczęsny 810

3. Piotr Zieliński          692

4. Jan Bednarek 664

5. Robert Lewandowski     646

6. Przemysław Frankowski 622

7. Tomasz Kędziora    534

7. Sebastian Szymański     534

9. Karol Świderski      405

10. Jakub Kamiński   373

 

STRZELCY DLA REPREZENTACJI

4   Lewandowski

2   Świderski

  D. Szymański, S. Szymański, Kiwior, Milik, Buksa, Piotrowski, Frankowski


Piotr Tubacki