Robię swoje

Rozmowa z Łukaszem Wolsztyńskim, napastnikiem Stali Mielec.


Nie żal tak „krzywdzić” Górnika?

- Jestem wychowankiem Górnika, spędziłem w nim najpiękniejsze lata kariery i powrót tutaj był sentymentalny. Teraz była pierwsza szansa do gry w Zabrzu odkąd odszedłem. To coś wyjątkowego. Cóż, taki jest sport, taka jest piłka. Reprezentuję teraz barwy Stali Mielec i zdobyłem ważną bramkę na wagę remisu, z czego bardzo się cieszę.


Jak z pana perspektywy wyglądał gola na 1:1 w doliczonym czasie?


- Wygrałem pojedynek z Rafałem Janickim. Mogę powiedzieć, że nawet sam sobie asystowałem, więc dwa punkty w klasyfikacji kanadyjskiej trzeba doliczyć (śmiech). Ale tak na poważnie, to wygrałem pojedynek, widziałem, że piłka spada mi na nogę i uderzyłem. Piękna bramka.


Pana wejście na boisko było zaplanowane przez trenera Kieresia?


- Przede wszystkim dziękuję trenerowi, że mnie wpuścił, że dał mi szansę. Myślę, że miał to na uwadze, że jestem stąd, że Górnik to mój klub i chcę się pokazać. Bardzo dziękuję trenerowi Kieresiowi za to. Spłaciłem jego wiarę jednym cennym punktem.


Uzbierał pan w tym sezonie raptem 113 minut. Ważny gol zdobyty z Górnikiem pomoże?


- Oczywiście, że pomoże, bo pomaga każda minuta, każda zdobyta bramka. Jednak trzeba przede wszystkim robić swoje. Trener jest od tego, żeby decydować, kto wychodzi w pierwszym składzie, kto wchodzi z ławki, a kto nie ma zaszczytu wystąpić. Ja biorę jego decyzje  na klatę, z pokorą i pracuję, bo taka jest moja rola.


Pamięta pan, kiedy zdobył ostatnio gola w ekstraklasie?


- Tak, było to kiedy jeszcze grałem w Górniku. U siebie pokonaliśmy Wisłę Kraków 4:2. To było w grudniu 2019 roku.


Rozmawiał Michał Zichlarz