Jackson Irvine (z prawej) walnie przyczynił się do tego, że już w pierwszym kwadransie Australia otworzyła wynik rywalizacji z Indonezją. Fot. MB Media/PressFocus


Robi się ciekawie

Puchar Azji wkroczył w decydują fazę. Poznaliśmy pierwszych ćwierćfinalistów.


PUCHAR AZJI

W pierwszym spotkaniu fazy play-off mistrzostw największego kontynentu świata Australia rozbiła 4:0 Indonezję. Faworyci wypełnili swoje zadanie, chociaż wbrew pozorom wcale nie rozegrali wzorcowego meczu. Oddali ledwie 7 uderzeń (rywale 5), a pod względem posiadania piłki statystyki były wyrównane. Strzałów celnych Australijczycy mieli tyle, co goli, a wygrali w znacznej mierze dzięki lepszym warunkom fizycznym. Indonezyjczycy nie należą do najroślejszych reprezentacji świata, choć selekcjoner „Socceroos” chwalił ich siłę.

 

Stracił przytomność

– Indonezja postawiła twarde warunki. Powiedziałem zawodnikom, że muszą być gotowi na walkę – stwierdził trener Australii Graham Arnold. Każda bramka zdobyta przez jego zespół padła wskutek... dośrodkowania. Trafienie na 1:0 to samobój obrońcy, który zmienił kierunek centry autorstwa Jacksona Irvine'a, jednego z australijskich liderów, na co dzień występującego w niemieckim St. Pauli. Potem były już standardowe dwa gole głową oraz jeden z dobitki (po tym, jak indonezyjski bramkarz zatrzymał uderzenie głową). Na 2:0 faworyci podwyższyli tuż przed przerwą, gdy do ładnego „szczupaka” złożył się Martin Boyle. 30-latek dość mocno uderzył potem głową o ziemię i po końcowym gwizdku przyznał, że... nieco go zamroczyło. – Na chwilę straciłem przytomność. Piłka leciała w pole karne, a ja się po prostu na nią rzuciłem. Byłem trochę oszołomiony, ale mogłem kontynuować grę. Rzuciłem wszystko, aby umieścić futbolówkę w siatce – mówił zadowolony Boyle, który twardy futbol doskonale zna z ligi szkockiej, gdzie reprezentuje Hibernian.

 

Znajomi z Lechii Gdańsk

Zdecydowanie najmłodsi w turnieju Indonezyjczycy byli rozczarowani. – Gdybyśmy nie stracili tej pechowej pierwszej bramki, wszystko mogło potoczyć się inaczej – komentował ich selekcjoner Shin Tae-yong. – Nie zagraliśmy źle i niezależnie od wyniku chciałbym podziękować moim piłkarzom za postawę – dodał koreański szkoleniowiec, który na Pucharze Azji korzystał z dwóch graczy znanych polskim kibicom. W końcu Egy Maulana Vikri oraz Witan Sulaeman jeszcze nie tak dawno byli zawodnikami Lechii Gdańsk! Dziś obaj grają w ojczyźnie.

Jeśli zaś chodzi o Australię, jej gra musi się nieco poprawić. Na razie „Socceroos” imponują konsekwencją i skutecznością, ale pokazują za mało. Wbrew temu, co się może niektórym kojarzyć, to już nie jest tak silna ekipa, jak jeszcze parę lat temu. W kolejnej fazie zmierzą się z wygranym największego hitu 1/8 finału mistrzostw, czyli z Arabią Saudyjską prowadzoną przez Roberto Manciniego lub Koreą Południową, mającą Heung-min Sona na boisku.

 

Debiutant namieszał

Że potrafią postawić się silniejszym, pokazali piłkarze Tadżykistanu. W grupie nie mieli przesadnie wymagających rywali, dlatego wyszli z niej z 2. miejsca, mając tylko 4 punkty. W fazie pucharowej od 30 minuty prowadzili po trafieniu Wakdata Kanonowa, a potem wytrwale bronili się przed naporem faworyzowanych Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Po przerwie „Perskie Lwy” miały 23 procent posiadania piłki, a mimo to częściej uderzały na bramkę przeciwników! Wydawało się, że w swoim pierwszym w historii wielkim turnieju bez kłopotów dotrą do ćwierćfinału, ale w piątej doliczonej minucie ZEA wyrównały. Po dogrywce doszło do karnych, w których lepiej spisali się gracze Tadżykistanu! Debiutant w kolejnej rundzie zmierzy się z wygranym pary Irak – Jordania.

 

1/8 FINAŁU

Australia – Indonezja 4:0 (2:0)

1:0 – Baggott (12, sam.), 2:0 – Boyle (45), 3:0 – Goodwin (89), 4:0 – Souttar (90+1)

Tadżykistan – Zjednoczone Emiraty Arabskie 1:1 (1:0), 5:3 w karnych

1:0 – Kanonow (30), 1:1 – Al-Hammadi (90+5)

Poniedziałek: Irak – Jordania (12.30), Katar – Palestyna (17.00)


Piotr Tubacki