Czy porażka Coventry City w półfinale FA Cup przyczyni się do rewolucji? Fot. Chris Myatt/Focus Images/MB Media/PressFocus



Kazimierz Mochliński z Londynu



Rewolucja w angielskim futbolu

Gwałtownie wzrosła chęć powrotu do tradycyjnych wartości wyspiarskiego futbolu. A wszystko przez półfinał najstarszego wydarzenia tego sportu na świecie, czyli FA Cup.


Po raz drugi z rzędu Manchester przeniesie się na finał do Londynu, bo City zmierzy się za miesiąc z United na stadionie Wembley, identycznie jak w ubiegłym roku. W półfinałach City w sobotę pokonało Chelsea, a United w niedzielę wygrał z Coventry City.

To drugie starcie jest już określane jako jedno z najbardziej ekscytujących w całej 152-letniej historii Pucharu Anglii. Powodem tego jest fakt, że „Czerwone Diabły” zwyciężyły 4:2 w serii rzutów karnych po remisie 3-3. Coventry starało się zostać pierwszym klubem spoza Premier League, który dotarł do finału FA Cup od 2008 r. Mało kto dawał zawodnikom Marka Robinsa na to szanse, ponieważ grali przeciwko 12-krotnemu triumfatorowi tego słynnego turnieju, czyli właśnie Manchesterowi United.


Zwrot akcji

Mecz rozpoczął się zgodnie z przewidywaniami, gdy United łatwo wywalczył 3-bramkową przewagę. Jednak to, co stało się później, było niewiarygodne. W dalszym ciągu trudno uwierzyć, że Coventry ocaliło się, grając przeciwko tak wielkiej drużynie i doprowadziło do wyrównania na 3:3.

Trzecia bramka dla Coventry padła w 95 minucie, po strzale z rzutu karnego. Gol ten zapewnił półgodzinną dogrywkę. W jej końcówce „maluch” spod Birmingham miał szansę na dokonanie niemożliwego, czyli na pokonanie giganta ostatnim kopnięciem piłki w spotkaniu. W dogrywce mało znany gracz Victor Torp sądził, że zapisał się w historii angielskiego futbolu ze zwycięską bramką. Jak to możliwe? Był doliczony czas II połowy dogrywki, gdy piłka wpadła do siatki. Wprawiło to w niewyobrażalną radość kibiców Coventry, którzy zasiadali na trybunach pośród 83672 widzów na stadionie Wembley. Świętowanie przerwał jednak sędzia, a konkretnie system VAR, sprawdzający spalonego podczas tworzenia akcji bramkowej.


Długość paznokcia

Bez dogłębnych powtórek trudno było cokolwiek zobaczyć. Napastnik Coventry na lewym skrzydle był na równi z ostatnim obrońcą Manchesteru. Tak też ocenił to na boisku sędzia oraz jego asystent liniowy. Tylko VAR zaprzeczył ich decyzji… Używając dostępnych technologii, arbitrzy w wozie uznali, że gola należy unieważnić. Jednak w tym przypadku problem był taki, że spalony może był, ale długości paznokcia u stopy. Tak niewielka różnica pomiędzy dwoma graczami zamieniła radość w rozpacz fanów, ale także zawodników. Coventry nie było w stanie skutecznie wykonywać decydujących karnych. United cudem ocalało. Straciło przewagę 3 bramek, ale finalnie przedostało się do finału.

Nawet sympatycy United oskarżali swoją drużynę o wstydliwy występ, pomimo zwycięstwa. Wielu z nich opuściło trybuny przed zakończeniem. Niektórzy próbowali potem wrócić na serię karnych przez działajace w jedna stronę bramki stadionu. Spowodowało to niebezpieczne zamieszanie. Niemal połowa Wembley oddana kibicom MU była prawie cała pusta, gdy gracze zaczęli świętować swój sukces po karnych. Dla odmiany wszyscy w sektorach Coventry pozostali na swoich miejscach długo, aby gorąco gratulować i pocieszać swoich pokonanych bohaterów.


Zła linia!

Minęła chwila, a podziw i duma w stosunku do starań przeciętnych, 2-ligowych piłkarzy, zmieniły się w zdenerwowanie, a wręcz furię. Czuć było, że Coventry miało historyczny wyczyn w garści. Zdenerwowanie wzięło się stąd, że w telewizji – więc i na telefonach komórkowych fanów na trybunach – widać było, że w wozie VAR źle narysowano linię spalonego w sytuacji bezpośrednio przed rzutami karnymi. Mieliśmy do czynienia z wielkim błędem ludzkim, którego nie można już było odwrócić…

Zadaniem niemożliwym jest stwierdzenie z pełnym przekonaniem, że gracz Coventry był po jednej lub drugiej stronie linii spalonego. W takich przypadkach w przeszłości tradycyjnie faworyzowano napastnika, a nie obrońcę. Tym razem tak się nie stało. Z korzyścią dla United i na niekorzyść sportu.

Trener Coventry Mark Robins, były snajper MU, oświadczył po meczu, że ten półfinał nigdy nie będzie zapomniany, jakkolwiek długo będzie się dyskutować o historii piłki nożnej w Wielkiej Brytanii. Będą wspominane wielki wysiłek i waleczność piłkarzy Coventry City, ale także niesłusznie nieuznany gol. Prawie cała piłkarska Anglia zgadza się z tą opinią, bo w trakcie procesu tworzenia jest protest w stosunku do nowoczesnych zmian w futbolu.


Wszystko dla elity

Już przed półfinałami większość miłośników piłki nożnej w kraju okazała swoje poparcie dla Coventry w starciu przeciwko MU. Coraz więcej osób uważa, że czołowe kluby w Premier League, te najbogatsze i najmocniejsze, zbyt zdominowali resztę.

Parę dni przed półfinałowym weekendem angielska federacja ogłosiła, że kończy z pucharową tradycją powtarzania meczów w przypadku remisu. Jest to decyzja, która nawet nie została uzgodniona z komitetem organizującym Puchar Anglii! Nie pytano ani jednego klubu z niższych lig w tej sprawie. Nie rozmawiano z klubami amatorskimi, a przecież ponad 700 z nich startuje co roku w FA Cup. Dla wielu najlepsze wspomnienia wynikały właśnie z rozgrywania dwa razy tego samego meczu. Były to ciekawe doświadczenia, ale przy okazji dodatkowy dochód z dnia meczowego. Umowa została zawiązana tylko pomiędzy FA i Premier League. Federacja została więc efektowanie przekupiona przez elity angielskiej ekstraklasy…

Nawet po wariactwie VAR-u na Wembley Coventry miałoby w przeszłych latach możliwość powtórki meczu przez remis. Najpierw jednak FA zdecydowało się zakończyć z tradycją w finale, później pożegnano się z nią w półfinałach, a teraz cały turniej ma odbywać się bez powtórek, a wszystko przez to, że tak chce MU i reszta Premier League.


Powrót do przeszłości

Na zmiany zasad małe kluby mają swoją odpowiedź. Jeśli „wielcy” nie chcą powtórek, to „mali” grać nie będą. Już teraz mówi się o bojkocie FA Cup w przyszłych latach, którym zainteresowane są wszystkie kluby poza Premier League. Do postulatów mniejszych i amatorskich klubów należy dodać także zaprzestanie używania VAR-u, niezależnie od warunków. Już wystarczająco dużo cierpienia musiano znieść przez wyraźne błędy sędziowskie pomimo używania wideoweryfikacji.

Obecnie z powodu tradycji kibice, ale także większość osób ze środowiska piłkarskiego, chce pozostawić za sobą nowoczesny świat i powrócić do przeszłości, w której były powtórki remisów w FA Cup, a mecze rozgrywano bez udziału VAR-u. Oczywiście jest już za późno na to, żeby zmienić gorzki los Coventry City. Jednak jest szansa na to, że wszystko to, co wydarzyło się na Wembley, będzie przyczyną poprawy futbolu na Wyspach w przyszłości. Za słowem „poprawa” stoi wsparcie mniejszych klubów, a nie wspomaganie dominacji gigantów Premier League. W narodzie jest nadzieja, że FA Cup znów będzie mógł przypominać zmagania z oryginalnego rozdania w 1872 roku, a oddali się jak najbardziej od wersji z 2024 roku.