Rywalizacji we Frankfurcie, szczególnie w drugiej połowie, zdecydowanie zabrakło. Fot. Pro Shots Photo Agency/SIPA USA/PressFocus


Remisowa euforia

Rumunia podzieliła się ze Słowacją. Jedni i drudzy zapewnili sobie awans do fazy pucharowej. 


Starcie obu reprezentacji zapowiadało się niezwykle ciekawie zważywszy nie tylko na sytuację w grupie, ale i specyfikę gry obu reprezentacji. Rumunia, zdaniem słowackich zawodników, miała grać bardzo solidnie w defensywie i nie dopuszczać rywala do stwarzania okazji bramkowych. Mimo to trudno powiedzieć, by w pierwszych spotkaniach grała na równym poziomie. Słowacja radziła sobie poniekąd, lepiej. Mimo to jedna słaba połowa z Ukrainą zadecydowała o tym, że do spotkania we Frankfurcie obie ekipy podeszły z trzema punktami na koncie.  

Tak Rumunia, jak i Słowacja od początku meczu prezentowały wysoką intensywność oraz zaangażowanie. Pierwotnie więcej szczęścia mieli jednak nasi południowi sąsiedzi. Podopieczni Francesco Calzony wyszli na prowadzenie za sprawą doskonale znanego nad Wisłą Ondreja Dudy. Pomocnik słowackiej kadry odnalazł się idealnie w polu karnym Floriana Nity. Najpierw jednak wiekowy Juraj Kucka poradził sobie z jednym z defensorów Rumunii i dośrodkował piłkę. Tę głową wykończył Duda. Słowacy jednak z prowadzenia nie mogli cieszyć się nazbyt długo. 

Słowacy popełnili zasadniczy błąd - pozwolili skrzydłowym Rumunii na wiele. Jak pokazała jedna z sytuacji - zdecydowanie za wiele. David Hanca musiał zmierzyć się z Ianisem Hagim. 25-letni skrzydłowy wywiódł w pole defensora Słowacji, jednak został powalony. Daniel Siebiert po interwencji VAR-u wskazał na „wapno”. Pewnie „jedenastkę” na bramkę zamienił Razvan Marin i doprowadził do wyrównania. Obie ekipy patrzyły jednak na drugie spotkanie. Wynik tamtej rywalizacji także wiele mógłby zmienić.

Wystarczyłby jeden gol dla Belgii bądź Ukrainy, aby Słowacja, jak i Rumunia były zadowolone. Wówczas obie drużyny znalazłby się w fazie pucharowej. Niemniej zawodnicy próbowali rozstrzygnąć spotkanie we Frankfurcie. Sęk w tym, że brakowało dobrych okazji bramkowych. Przede wszystkim obie drużyny wolały uderzać z dystansu. Oddać trzeba jednak bramkarzom, że radzili sobie dobrze, choć zdecydowanie w gorszych sytuacjach był Nita. Kilkukrotnie kapitalnie interweniował po nieudolnych próbach Słowaków.

Rumunii byli zadowoleni z wyniku. Słowacy zdecydowanie mniej, szczególnie że zajęliby wówczas trzecie miejsce w grupie i trafiliby na zdecydowanie cięższego rywala. Napór jednak nie zmieniał sytuacji podopiecznych trener Calzony. Nie pomagały także warunki atmosferyczne. W pierwszej połowie upał dawał się we znaki obu ekipom. W trakcie pojedynku jednak rozpoczęła się ulewa. Na dodawała szybkości piłce, jednak Rumunia potrafiła poradzić sobie z atakami rywali. Sama końcówka to już powolne „dryfowanie” do końcowego gwizdka i upragnionego awansu obu stron. Rumuni mieli wyjątkowe powody do radości. Po 24 latach przerwy zagrają w fazie pucharowej Euro. 

(ptom)