Remis jest porażką
Patryk Stępiński nie cieszy się z punktu z Puszczą. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus
Remis jest porażką
Rozmowa z Patrykiem Stępińskim, obrońcą Ruchu Chorzów
Jak może pan ocenić bezbramkowy mecz z Puszczą?
- Ocena jest prosta. Jeśli nie strzela się goli, zwłaszcza u siebie, to nie można wygrywać. Zdawaliśmy sobie sprawę ze stylu gry Puszczy, z czego będzie żyć - z długich piłek, kontrataków, stałych fragmentów. Mieliśmy pomysł na to spotkanie. Długo utrzymywaliśmy się przy futbolówce i stworzyliśmy sobie kilka sytuacji, ale musimy je wykorzystywać.
Nie miał pan wrażenia, że w ofensywnej części boiska za mało było z waszej strony intensywności, pokazania się do gry?
- Trenerzy nakreślają nam plan, ale koniec końców to my na boisku musimy wziąć sprawy w swoje ręce. Tak było w tym meczu. W drugiej połowie Puszcza się wycofała, czekała na kontrataki, długie piłki i stałe fragmenty, żebyśmy popełnili błąd w defensywie. Udało się go uniknąć, ale nie zamieniliśmy nic z przodu na gola. Ten remis jest dla nas porażką, bo liczyły się tylko 3 punkty, których bardzo potrzebujemy.
Trener Janusz Niedźwiedź preferuje ofensywny, odważny styl, z posiadaniem piłki, kreacją, wygląda jednak że w ostatnim czasie, abstrahując od wyników, granie w ten sposób nie idzie wam tak płynnie.
- Jeśli chodzi o spotkanie z Rakowem, to on na pewno gra bardziej otwarcie niż Puszcza. Albo podchodził bardzo wysoko, albo czekał nisko. Puszcza chyba ani razu nie podeszła do nas wysoko „z piątki”, bo też zdawała sobie sprawę, że dobrze czujemy się w rozegraniu, że mamy na to pomysł. A jeśli trzeba już przebijać się przez jedną, drugą i trzecią linię, to płynność grania, pokazywanie się na pozycje, współpraca dwójkowa na skrzydle czy między napastnikiem a ofensywnym pomocnikiem są kluczowe. Z Puszczą tej współpracy mogło być więcej. Może byłoby wtedy więcej sytuacji i udałoby nam się zdobyć bramkę.
Mecz z Puszczą określano jako ten „za 6 punktów”. Gdy swoje spotkanie wygrała Korona, Ruch ma 7 „oczek” straty do bezpiecznej strefy i trudno o optymizm.
- Nie mamy wpływu na wyniki innych zespołów. Na pewno musimy zapunktować w następnych kolejkach. Nie będzie łatwo, bo jedziemy teraz na Pogoń, a kilku zawodników wypadnie za kartki. Do Szczecina pojedziemy jak na każdy mecz, żeby zdobyć punkty na niełatwym terenie. Następnie mamy Widzew. Najbliższe 3-4 mecze pokażą, czy będziemy w stanie podłączyć się do walki o utrzymanie i podgonić zespoły, które są nad nami.
Czy frustrowała was notoryczna gra Puszczy na czas?
- Grałem już z Puszczą, koledzy z zespołu tak samo. Przed pierwszym gwizdkiem wszyscy zdawali sobie sprawę, jaki to jest styl grania i z jakimi sytuacjami możemy się spotkać. Oczywiście, było to dziwne, bo Puszcza również wiedziała, jaki był wynik Korony i że kielczanie ją przeskoczyli. Jednak najwidoczniej uznała, że ze spotkania z nami nie jest w stanie więcej wycisnąć i remis ją zadowalał. Każdy ma swój sposób gry i odpowiada za siebie. My walczyliśmy do końca, chcieliśmy wygrać i tylko to nas interesowało.
Jednak nerwy panu puściły i obejrzał pan żółtą kartkę już na ławce rezerwowych...
- Wydawało mi się, że bramkarz Puszczy przy wznowieniu wyszedł z piłką poza pole karne. Jeżeli taka sytuacja miałaby miejsce, to mielibyśmy rzut wolny pośredni na 16 metrze, a to dobra okazja. Po meczu sędzia powiedział mi, że wszystko było zgodnie z przepisami. Emocji było w tym spotkaniu dużo. Każdemu zależało, żeby wygrać. Nikogo nie interesuje w jakim stylu gramy i ile mamy sytuacji, bo liczą się punkty. Zdobyliśmy jeden, a to za mało.
Kolejne spotkanie na Stadionie Śląskim z Widzewem, gdzie grał pan kilka sezonów, będąc nawet kapitanem. Szykuje się znakomita atmosfera i mecz przyjaźni. A jak pan podchodzi do tej rywalizacji?
- To za dwa tygodnie. Najpierw mecz z Pogonią i będę się koncentrował na tym. Byłem w Widzewie łącznie 6,5 roku - ostatnio 3,5. Przez dwa lata byłem kapitanem, więc będzie to dla mnie bardzo osobiste spotkanie, ale będą musiał zachować chłodną głowę. Mam nadzieję, że 3 punkty w meczach z Pogonią i Widzewem przybliżą nas do utrzymania, ale trzeba zacząć wygrywać...
Rozmawiał Piotr Tubacki