Sport

Rehabilitacja po wpadkach

Arka dokonała sztuki, jakiej nikomu w tym sezonie się jeszcze nie udała – pozbawili kompletu punktów sensacyjnego beniaminka z Mazowsza.

Damian Węglarz bardzo solidnie przyczynił się do zera w tyłach swojej drużyny. Fot. Piotr Matusewicz/Pressfocus.pl Fot. Piotr Matusewicz/Pressfocus.pl Damian Weglarz bardzo solidnie przyczynił się do zera w tyłach swojej druzyny.

Przed piątkowym meczem sytuacja w tabeli obu beniaminków była diametralnie różna. Goście byli liderami tabeli i jedynym niepokonanym zespołem w stawce. W dodatku przy okazji ostatniego zwycięstwa z Zagłębiem Lubin stali się beniaminkiem z największą liczbą punktów na 18 możliwych do zdobycia po pierwszych sześciu meczach sezonu w XXI wieku i w historii ekstraklasy. W zupełnie innych nastrojach byli gdynianie, którzy przed tygodniem przegrali w derbach Trójmiasta z odwiecznym rywalem, Lechią Gdańsk, tracąc gola w samej końcówce, a dwie kolejki wcześniej dostali lekcję futbolu od GKS-u Katowice, ulegając aż 1:4. Tak więc wczorajszy mecz dla podopiecznych Dawida Szwargi był szansą na rehabilitację, poprawę samopoczucia i zajęcie ostatniego, bezpiecznego miejsca w tabeli.

Pierwszą połowę gdynianie zakończyli jednak bez celnego strzału, a ich aktywami były minimalnie chybione uderzenie Oliviery i główka Espiau. Wisła najgroźniejszą sytuację stworzyła w 24 minucie, gdy strzał Sekulskiego wybronił Węglarz, dobitka główką Kamińskiego trafiła w spojenie, kolejną obronił Węglarz, a potem piłka trafiła w rękę leżącego jednego z gdynian. - Dla mnie ta ręka była nienaturalnie ułożona. Nie wiem dlaczego sędzia nie podyktował rzutu karnego – twierdził Sekulski. Innego zdania w kwestii tej kontrowersji był naturalnie bramkarz Arki. - Skoro sędzia nie podyktował jedenastki, to ręka była przypadkowa – mówił Węglarz na temat tej sporej kontrowersji, schodząc do szatni. Dodajmy, że wiślacy mogli zejść na przerwę z prowadzeniem, ale strzał Kamińskiego został wybity z linii bramkowej.

Pierwszy celny strzał po przerwie sprawił, że stadion w Gdyni eksplodował. Po błędzie obrońcy piłkę wyłuskał Navarro, precyzyjnie dośrodkował w pole karne, a tam już Espiau wiedział co z piłką zrobić. Kapitalna akcja hiszpańskiego duetu.

Za moment Węglarz świetnie obronił strzał Sekulskiego, który wkrótce opuścił boisko z urazem barku. To była duża strata dla gości, którzy zostali pozbawieni swego najgroźniejszego ofensywnego gracza. W 73 minucie Niarchos omalże nie zdobył przewrotką bramki sezonu. Potem jeszcze obaj trenerzy solidarnie „przyjęli” po żółtej kartce. W końcówce Arka się cofnęła, co mogło ją drogo kosztować. Ostatecznie dokonała sztuki, jakiej nikomu w tym sezonie jeszcze się nie udała – po raz pierwszy pokonała sensacyjnego beniaminka z Mazowsza.

Zbigniew Cieńciała

OCENA MECZU ⭐

◼  Arka Gdynia – Wisła Płock  1:0 (0:0)

1:0 – Espiau, 48 min (asysta Navarro)

ARKA: Węglarz 7 – Navarro 7, Hermoso 7, Marcjanik 7, Celestine 6 – Kerk 5 (68. Vitalucci niesklas., 90+2. Predenkiewicz niesklas.), Nguiamba 6, Sidibe 6 – Kocyła 6, Espiau 7 (80. Percan niesklas.), Oliveira 5 (68. Gaprindaszwili 3). Trener Dawid SZWARGA.

Rezerwowi: Grobelny, Zator, Perea, Sobczak, Ratajczyk, Stolc.

WISŁA P.: Leszczyński 6 – Sangre 6, Kamiński 7, Edmundsson 6 – Custovic 5 (71. Hiszpański niesklas.), Kun 6, Nastić 5 (63. Lecoeuche 2) – Pacheco 7, Djalo 5 (53. Jimenez 3) – Sekulski 7 (63. Salvador 2), Nowak 5 (71. Niarchos niesklas.). Trener Mariusz MISIURA.

Rezerwowi: Pruszkowski, Kalandadze, Pomorski, Mijusković, B. Borowski.

Sędziował Paweł Malec (Łódź) - 7. Asystenci: Michał Obukowicz (Warszawa) i Michał Gajda (Zgierz). Widzów 10 862. Czas gry – 96 min (46+50). Żółte kartki: Celestine (78. faul) - Jimenez (76. faul), Salvador (77. faul).


MÓWIĄ LICZBY
ARKA  WISŁA P.
51 posiadanie piłki 49
2 strzały celne  4
6 strzały niecelne  14
0 rzuty rożne 5
12  faule  9
1  spalone 1
1  żółte kartki  2