Recepta na Narodowy
Rozmowa z Tomaszem Nawrockim, trenerem UKKS-u Katowice
UKKS Katowice, w którym jest pan trenerem, w tym roku zdobył dwa medale w turnieju „Z orlika na stadion”. Złoto w kategorii U15 i srebro w kategorii U13.
– Nie są to nasze pierwsze sukcesy na Stadionie Narodowym w Warszawie. Znani jesteśmy z tego, że graliśmy wcześniej w zmaganiach „Z podwórka na stadion” o Puchar Tymbarku i można powiedzieć, że jesteśmy legendami tego turnieju. W tym roku był to nasz szósty i siódmy finał. Pięć razy z rzędu graliśmy w finale „Z podwórka na stadion”, a w tym roku pojechaliśmy na turniej „Z orlika na stadion” z myślą o tym, żeby walczyć o jak najwyższe cele. W 2022 roku byliśmy ewenementem. Jako pierwszy zespół w historii doprowadziliśmy dwie drużyny – U10 i U12 – do finałów. W tym roku to powtórzyliśmy! Mamy więc receptę na to, jak osiągać sukces.
Jak wyglądały zmagania z perspektywy murawy?
– Drużyna U13, w której składzie zabrakło kilku ważnych zawodniczek, zajęła drugie miejsce. Natomiast bardziej od zajętego miejsca cieszy styl i jakość gry, którą reprezentowała drużyna grająca w najmłodszej kategorii wiekowej. Kto oglądał mecze, mógł usłyszeć, jak komentatorzy obecni na stadionie wychwalają naszą pracę. To było bardzo miłe. Drugi zespół, U15, wygrał bezapelacyjnie. To była drużyna poza zasięgiem dla rywali. Zdobyła wszystkie nagrody indywidualne. Mieliśmy najskuteczniejszą zawodniczkę, najlepszą bramkarkę i piłkarkę turnieju. Natomiast w U13 nagrodę indywidualną otrzymała golkiperka. Zostaliśmy także docenieni jako trenerzy. Ja zostałem najlepszym szkoleniowcem w turnieju U13, a w kategorii U15 nagrodę otrzymał trener Adrian Gałuszka. Śmiejemy się więc, że ze stolicy wracaliśmy obładowani nagrodami i radością z tego, że udało nam się – dla Katowic i województwa śląskiego – zrobić fajną reklamę dla kobiecej piłki. Nie tylko GKS Katowice robi świetną pracę w seniorskiej piłce, ale także my pokazaliśmy, że na niższym szczeblu mamy bardzo silny ośrodek.
Nie mogliście jednak wystąpić pod nazwą UKKS Katowice.
– Zapisy regulaminowe stanowiły, że w turnieju nie mogły brać udziału kluby sportowe, dopuszczone zostały natomiast tzw. dzikie drużyny, do których mogły dołączyć wybrane zawodniczki innych klubów. Z racji tego, że jesteśmy mocno związani z Katowicami, choć trenują u nas także dziewczynki z innych miast, postanowiliśmy, że będziemy reprezentować miasto, grając pod nazwą Katowiczanki. W końcu miasto nas wspiera i nam kibicuje. Rozmawiałem podczas turnieju z ministrem sportu Sławomirem Nitrasem. Otrzymałem zapewnienie, że w kolejnym roku zorganizowana zostanie jeszcze lepsza edycja turnieju, która będzie odbywać się dwutorowo. Będą mogły grać kluby, ale także zespoły złożone z osób, które są niezrzeszone. To ciekawy pomysł pana ministra, który stwierdził, że prawdopodobnie będą też zmagania dla liceów.
Medale zdobywane przez UKKS co chwilę na Stadionie Narodowym nie są dziełem przypadku. Co trzeba zrobić, żeby cyklicznie osiągać sukcesy?
– Wszyscy, którzy są w klubie, są pasjonatami. Jesteśmy małą organizacją, ale metodą na sukces jest sposób, w jaki podchodzimy do treningów i jaką tworzymy atmosferę. Ta jest u nas bardzo luźna. Wiele osób, gdyby zobaczyło, jaki mamy kontakt z dziewczynami, mogłoby stwierdzić, że trenerzy są bardzo dziecinni. Staramy się znaleźć wspólny język z zawodniczkami. Uważamy, że na razie świetnie to nam wychodzi. Do pracy podchodzimy bardzo poważnie. Trenerzy rozmawiają ze sobą, szkolą się, robimy burzę mózgów, szukając rozwiązań. Oby sukcesy cały czas przychodziły. Kilka lat temu, gdy dziewczyny były młodsze, marzyły o grze w reprezentacji Polski. Dziś możemy się pochwalić, że mamy kadrowiczki. Nasze zawodniczki są rozchwytywane przez inne kluby, także zagraniczne.
Co najbardziej was wyróżnia w porównaniu do innych akademii w kobiecym futbolu?
– W odróżnieniu od wielu akademii nie prowadzimy selekcji, bo piłkarek jest bardzo mało. Słyniemy z dobrej pracy szkoleniowej. Inne kluby selekcjonują, wyciągając najlepsze dziewczynki z mniejszych ośrodków. Pracują na gotowym materiale.
Ile piłkarek aktualnie znajduje się w zespole UKKS-u?
– Mamy 65 dziewczyn w trzech kategoriach wiekowych. Najmłodsze dziewczynki to grupa urodzona w 2013-2017 roku. Kolejna grupa to młodziki, 2012-2013. Tych dziewczyn jest mało. Często, jeżdżąc na mecze ligowe, mieliśmy nie więcej niż trzy zawodniczki na zmianę. Mimo to udawało się osiągać fajne rezultaty. Mamy też grupę najstarszą, która gra w Centralnej Lidze Juniorek U16, w której po rundzie jesiennej jesteśmy na drugim miejscu. Ponadto te same zawodniczki, zasilane piłkarkami z U13, grają w Śląskiej Lidze Juniorek. W CLJ grają roczniki w 2010-2012, a w ŚLJ 2009-2012. Z kolei grupa U13 to piłkarki z roczników 2012-2014. Rozpiętość jest więc spora. Przez to, grając w zeszłym roku na turnieju międzynarodowym w Pradze, który wygraliśmy, niektóre przeciwniczki były o dwie głowy wyższe od naszych zawodniczek!
Gdy spojrzy się choćby na tabelę śląskiej I ligi U13, można zobaczyć, że UKKS ma komplet punktów i w 10 meczach jego bilans bramkowy wynosi 160:3. Takie wyniki robią wrażenie.
– Wiele osób zarzuca nam, że gramy na wynik. Uważamy jednak, że nie jest to nasz cel, a skutek naszej pracy. Jeżeli ktoś wykonuje dobrą pracę, wyniki przychodzą same.
Nie ma pan obaw, że przy takiej różnicy poziomów podopieczne UKKS-u w pewnym momencie będą miały problem ze wskoczeniem na wyższy poziom? Sportowiec w końcu rozwija się wtedy, gdy gra przeciwko równym sobie albo lepszym od siebie.
– Mamy z tyłu głowy myśl, że jest to problem. Nie wybieramy rywali i nie mieliśmy wpływu na to, w jakiej gramy lidze. Widząc, że gra w niej nie będzie nam przynosiła korzyści, daliśmy dziewczynom na każdy mecz założenia taktyczne. W ten sposób mogły coś z tych spotkań wyciągać. Osiągając takie wyniki, ktoś może powiedzieć, że niczego się nie uczymy. Dziewczyny natomiast świetnie realizowały założenia meczowe. Staraliśmy się grać szybką piłkę, ograniczać liczbę kontaktów. Dodatkowo dziewczyny z rocznika 2012 grają w ŚLJ ze starszymi przeciwniczkami na pełnowymiarowym boisku po 11 zawodniczek. Tam poprzeczka jest zawieszona już bardzo wysoko, ale z ich gry możemy być dumni.
Czyli poszukujecie dodatkowych wyzwań dla swoich podopiecznych?
– Wiosną będziemy startować w eliminacjach mistrzostw Polski. Dwa lata temu zdobyliśmy złoty medal, a historia lubi się powtarzać. Miejmy nadzieję, że kolejny rok będzie dla nas okresem kolejnych sukcesów. Już szukamy mocnych sparingpartnerów. Zawsze, wygrywając ligę, zgłaszaliśmy się do ligi chłopców. Nie raz niedoceniano nas, ale bywało tak, że dziewczyny wygrywały te zmagania… Będę prosił włodarzy podokręgu o to, żeby umieścili nas w wyższej lidze, żeby dziewczyny też zaczęły przegrywać. Sukces buduje się przecież i na takim doświadczeniu. Będziemy dla tej drużyny szukać wyzwań, bo chcemy nauczyć je tego, że porażka jest cenną lekcją, z której trzeba wyciągać wnioski.
Praca z młodzieżą, szczególnie gdy przynosi wymierne efekty, musi być dla pana nieprawdopodobnie satysfakcjonująca.
– Piłka młodzieżowa ma to do siebie, że pracuje się z ludźmi, którzy są jeszcze niedoświadczeni, wielu spraw nie rozumieją, są pozbawieni przykrych wspomnień. Praca z dziećmi daje więc trenerowi dużo energii, bo uśmiech dziecka lub łzy szczęścia są najlepszą zapłatą. Z taką pracą wiąże się oczywiście satysfakcja, ale także wyzwanie. Kształtujemy młodzież, wpływamy na to, jak te osoby w przyszłości będą sobie radzić w środowisku sportowym i w życiu codziennym. Za kilka lat dziecko będzie radziło sobie z pierwszymi problemami. Dziewczyny staną się żonami i matkami. Będą piastowały różne odpowiedzialne stanowiska. Nie chcemy więc tworzyć pseudosportowców. Oprócz tego, że chcemy, żeby dobrze się bawiły, grając w piłkę, chcemy także, żeby wyszły w przyszłości na ludzi.
Czyli wiąże się z tym ogromna odpowiedzialność.
– Często jest tak, że trenerzy młodzieży mierzą się z niespełnionymi marzeniami rodzica. Rodzic chce, żeby dziecko było piłkarzem bardziej od samego dziecka. Rodzice bywają zafiksowani na tym punkcie. Zapisują dzieci na masę różnych zajęć, co nie zawsze jest dobre, bo zaczyna im brakować dzieciństwa. Jeśli zachowany jest balans i nie ma presji, wtedy dziecko ma komfort. A piłka nożna ma być dla dzieci pasją. Więc dlaczego mają się nią stresować z powodu niespełnionych marzeń rodzica? Jako trenerzy musimy więc pełnić kilka funkcji. Trener jest czasem drugim tatą. Słucha tego, czego dziecko nie powie rodzicowi. Jest mentorem, inspiracją, psychologiem.
Jaka jest przyszłość UKKS-u Katowice? Jest szansa na to, żeby wejść w ścisłą współpracę z GKS-em Katowice, który świetnie radzi sobie w seniorskiej piłce kobiecej, a w tym sezonie jeszcze nie stracił punktu?
– Zakładając klub, mieliśmy drużynę seniorską, która była najmłodsza w Polsce. Grały tam dziewczyny, które miały 14 czy 15 lat. Później skupiliśmy się na szkoleniu młodzieży. W Katowicach byliśmy pierwszym klubem, który stworzył taką akademię. GKS Katowice dostał od nas wiele zawodniczek, około 25. Cieszymy się, że te dziewczyny mogą kontynuować swoją drogę kariery przy Bukowej czy w kolejnych klubach. Nie jest tajemnicą, że prowadzone są rozmowy z inicjatywy miasta, przede wszystkim z udziałem wiceprezydenta Waldemara Bojaruna i naczelnika wydziału edukacji i sportu Sławomira Witka, którzy chcą ujednolicić szkolenie piłkarek w Katowicach. Jest już gotowy projekt, który zakłada, że UKKS Katowice w mariażu z GKS-em będzie szkolił zawodniczki do pewnego etapu, a później te piłkarki będą trafiać do seniorskiej drużyny GieKSy. Trenerzy będą migrować między klubami. Projekt właściwie czeka na analizę ze strony GKS-u i niedługo będziemy spotykać się z prezesem Krzysztofem Nowakiem, żeby omówić, jak moglibyśmy współdziałać w przyszłości. Inicjatywa jest prosta, bo mamy dwa świetne ośrodki. Trzeba przy okazji zaznaczyć, że pani trener Karolina Koch wykonuje fantastyczną pracę w GKS-ie. Korzyść tej współpracy jest więc oczywista.
Proszę opowiedzieć o tych korzyściach. Jak może wyglądać przyszłość?
– Choć kobieca piłka wciąż jest niszowa, widzimy, że nabiera rozpędu. Jeśli powstanie silny, zintegrowany ośrodek, uważam, że w ciągu dwóch lat możemy być hegemonem kobiecej piłki w Polsce. Dzięki temu będziemy w stanie ściągnąć wiele perspektywicznych zawodniczek. UKKS zresztą już jest na to dobrym przykładem. Mamy dziewczyny z województwa opolskiego, z Żor, Rybnika i ościennych miast. Pokazuje to, że rodzic jest w stanie się poświęcić i jeździć z dzieckiem na treningi. Mamy w planach zbudowanie bursy. Nie jest też tajemnicą, że będzie otwierana klasa sportowa w szkole podstawowej, a my będziemy się nią opiekować. Lada moment odbędą się rozmowy z dyrekcją szkoły na ten temat, a w przyszłości nie jest wykluczone, że będzie także kontynuacja takiej klasy w liceum. Mamy fantastyczny obiekt „Rapid”, który został wyremontowany przez miasto. Gdyby doszło do współpracy z GKS-em, pewnie moglibyśmy też korzystać z obiektów przy Bukowej.
Przyszłość całej polskiej piłki kobiecej wygląda obiecująco. W końcu sukces kadry U17 Marcina Kasprowicza, która wyszła z grupy na niedawnych mistrzostwach świata na Dominikanie, może być inspiracją dla kolejnych młodych piłkarek.
– Sukces wynika z tego, że środowisko kobiecej piłki jest coraz bardziej świadome i coraz bardziej się rozrasta. W 2013 roku Polska reprezentacja U17 zdobyła mistrzostwo Europy, taki sukces osiągnął trener Zbigniew Witkowski. Kiedyś ta dyscyplina była bardzo niszowa, zajmowali się nią tylko pasjonaci. Teraz różnica polega na tym, że dalej w kobiecej piłce są pasjonaci, ale oni inwestują w siebie, w swój rozwój. Drużyny zaczynają wyglądać coraz lepiej, bo trenerzy się angażują. Pod względem ekonomicznym można powiedzieć, że kobiecy futbol jest nieopłacalny. Nie jest tak dochodowy jak futbol mężczyzn. Chłopaka z akademii można sprzedać za tysiące złotych i dostawać z niego pieniądze przez całą jego karierę, gdy przeprowadza się z klubu do klubu. W kobiecej piłce tak to nie funkcjonuje, bo na młodej piłkarce się nie zarobi. Cieszę się więc, że kadra U17 w tym roku osiągnęła sukces. Patrząc przez pryzmat naszej aglomeracji, mieliśmy dużo reprezentantek z regionu. To nas cieszy, bo to pokazuje, że śląska piłka jest mocna. Oczywiście dowody na to widzimy w turniejach „Z orlika na stadion”, czy patrząc na sukcesy GKS-u Katowice. Widzimy więc, że kobieca piłka w Polsce idzie w dobrym kierunku. Są świadomi trenerzy, powstaje coraz więcej drużyn, jest coraz więcej turniejów, które są nawet transmitowane w telewizji. To może być wzór dla kolejnych zawodniczek. A dla tych, które już grają w tych turniejach, wzorem jest oczywiście Ewa Pajor, której droga do Barcelony była niezwykle ciekawa. Jest ona inspiracją, podobnie jak Ewelina Kamczyk, która gra w lidze francuskiej, a pochodzi ze Śląska.
Dobrym przykładem na rozwój kobiecej piłki w naszym regionie jest też pan i klub, w którym pan pracuje.
– Działam na wielu płaszczyznach. Pracuję jako trener przygotowania motorycznego, co integruje z byciem trenerem piłki nożnej. Dodatkowo interesuję się szeroko pojętą psychologią. Ukończyłem studia na kierunku zarządzanie zasobami ludzkimi, a teraz kończę psychologię menedżerską. To fajne studia, które mogę przenieść na obszar swojej pracy trenerskiej. Dziś jestem trenerem, a za kilka lat mogę być już osobą zarządzającą jakąś organizacją. Lubię się kształcić, bo czasy się zmieniają. Trzeba iść z duchem czasu.
Ma pan aspiracje do tego, żeby w pewnym momencie przenieść się do męskiej piłki na seniorskim poziomie?
– Cenię sobie work-life balance, czyli stan, w którym życie zawodowe i prywatne tworzą spójną całość. Wielu trenerów, którzy pracują na najwyższym poziomie, nie mają czasu dla siebie. Zajmują swój prywatny czas pracą. Często bycie trenerem jest porównywane do pracy w korporacji. Istnieje wyścig szczurów. Czytałem wywiad z trenerem Radosławem Bellą, gdy pracował w Miedzi Legnica. Powiedział, że nawet gdy jest ze swoim dzieckiem na placu zabaw, myśli o najbliższym meczu. Z racji wykształcenia zauważam pułapki w życiu i staram się ich unikać. Założyłem sobie, że będę utrzymywał work-life balance. Mam duszę podróżnika, lubię zwiedzać nowe miejsca. Staram się mieć czas dla siebie, jestem osobą aktywną, chodzę po górach. W tym roku byłem na długich wakacjach. Podziwiam trenerów, którzy pracują po 10 godzin dziennie. Ja do tego etapu nie doszedłem, choć miałem epizod, gdy pracowałem na szczeblu centralnym w I lidze jako trener przygotowania motorycznego. Widziałem, jak wiele pracy musi włożyć trener piłkarski i jak mało czasu pozostaje mu na życie prywatne. Cała jego siła jest skierowana na futbol.
Kacper Janoszka