Raj utracony
LIGOWIEC - Bogdan Nather
Dobra passa gości trwała do czasu, tzn. do minionego piątku. Trochę zaskakującą porażkę szkoleniowiec Lecha Niels Frederiksen przyjął po męsku. - Zagraliśmy gówniany mecz - powiedział Duńczyk. - W pierwszej połowie graliśmy bardzo źle. Druga była w naszym wykonaniu lepsza, jednak grając przez pół godziny przeciwko osłabionemu rywalowi, powinniśmy zrobić więcej. Nie zasłużyliśmy nawet na jeden punkt.
Od ucha do ucha śmiał się natomiast trener Górnika Jan Urban, który nawet zażartował: „Byliśmy grzeczni cały rok, Mikołaj przyszedł i dał nam trzy punkty”.
Tylko trzech kwadransów potrzebowała warszawska Legia, by rozbroić na amen Zagłębie Lubin. W drugiej połowie piłkarze ze stolicy zbytnio się nie wysilali, mimo to bez problemu dowieźli korzystny wynik do ostatniego gwizdka arbitra. Podopieczni trenera Goncalo Feio potraktowali swoich sympatyków jak właściciel psa, który swojemu pupilowi najpierw narobi apetytu, a potem go głodzi. Wielce chwalebne, że ekipa z Łazienkowskiej zadedykowała wygraną Lucjanowi Brychczemu, który był wybitną postacią nie tylko Legii, ale również reprezentacji Polski. Jeżeli oddawać hołd, to komu, jak nie popularnemu „Kiciemu”? - Od początku tygodnia byliśmy wstrząśnięci stratą naszego wielkiego idola – powiedział trener legionistów. - Jako drużyna mogliśmy zrobić tylko jedno, czyli wygrać dwa mecze, które mieliśmy przed sobą, aby ulżyć rodzinie Legii i dać ludziom choć odrobinę pocieszenia w tak trudnym momencie.
Jak zdjęty z krzyża wyglądał natomiast trener „Miedziowych” Marcin Włodarski. Jego podopieczni do przerwy dali zdominować się rywalom do tego stopnia, że przypominali błąkającą się owcę między stadem wilków. Widocznie obca im jest maksyma, że jeżeli boisz się wilków, to nie wchodź do lasu. - Po golu na 0:2 całkowicie opadliśmy z sił i przestaliśmy grać. Dopiero w końcówce udało nam się nieco podnieść - przyznał rozgoryczony szkoleniowiec.
Niepocieszony po występie w Częstochowie był trener beniaminka z Lublina Mateusz Stolarski. Faworyzowany Raków początkowo dyktował warunki gry na boisku, ale potem goście byli bliscy sprawienia sensacji i wywiezienia kompletu punktów spod Jasnej Góry. Było to możliwe dzięki fenomenalnej dyspozycji bramkarza Motoru Kacpra Rosy. - To niezła postawa Kacpra utrzymała nas przy życiu – potwierdził 31-letni szkoleniowiec. - Jesteśmy zadowoleni, choć była szansa na komplet punktów.
Gdyby doszło do takiego scenariusza, już widzę oczami wyobraźni minę trenera gospodarzy Marka Papszuna. Zapewne pokręciłby głową niczym święty Piotr przy bramie, gdy ma do czynienia z jeszcze jednym grzesznikiem, próbującym wkręcić się do raju.