Sport

Płynęły łzy... szczęścia

Iga Świątek jako pierwsza Polka sięgnęła po olimpijski medal w tenisie ziemnym. Jesteśmy przekonani, że nie ostatni.

Iga Świątek tym razem miała powody do zadowolenia i jest w blasku brązu. Fot. PAP/Adam Warżawa

W półfinale turnieju olimpijskiego na paryskich kortach tenisistka z Raszyna przeżyła wielkie rozczarowanie. Uległa Chince Qinwen Zheng 2:6, 5:7 i była mocno rozkołysana emocjonalnie. Przed kamerami Eurosportu zalała się łzami, a w strefie mieszanej nie zatrzymała się przed grupą dziennikarzy, by podzielić wrażeniami. Po tym wszystkim mocno obawialiśmy się o sferę mentalną w meczu o brązowy medal ze Słowaczką Anną Karoliną Schmiedlovą. Iga Świątek zdołała się jednak zmobilizować i nie miała żadnych problemów, wygrywając w godzinę 6:2, 6:1. A po meczu znów popłynęły łzy. Świadczyły o emocjach, jakie towarzyszyły zawodniczce nie tylko podczas tego spotkania, ale całego turnieju.

Dwie drogi...

Dla 29-letniej Słowaczki, 67. w światowym rankingu, gra o brązowy medal to ogromny sukces i spora niespodzianka. Schmiedlova w drodze do półfinału prezentowała się wręcz rewelacyjnie, wygrywając z wyżej notowanymi zawodniczkami. W 1/8 finału wyeliminowała tegoroczną finalistkę French Open i Wimbledonu, sympatyczną Włoszkę Jasmine Paolini, a w ćwierćfinale mistrzynię Wimbledonu Czeszkę Barborę Krejcikovą. Lepsza okazała się jedynie Donna Vekić. Natomiast Świątek zaczęła od zwycięstwa z Rumunką z Iriną-Camelią Begu 6:2, 7:5, potem nie miała problemu z Francuzką Dianą Parry 6:1, 6:1 oraz Chinką Xiyu Wang 6:3, 6:4. Dopiero w głośnym - ze względu na zachowanie Amerykanki Danielle Collins - ćwierćfinale nasza tenisistka miała pewne zakłócenia. Po wygraniu 6:1, kolejnego set przegrała 2:6, zaś w trzecim prowadziła 4:1 i Collins nieoczekiwanie skreczowała, tłumacząc się kontuzją mięśni brzucha. To był blef, bo Amerykanka potem wyszła do meczu deblowego, a ponadto powiedziała kilka cierpkich słów pod adresem naszej tenisistki. One również mogły wpłynąć negatywnie na postawę Polki w półfinale z Zheng

Pełna koncentracja

Sztab szkoleniowy naszej tenisistki - z trenerem Tomaszem Wiktorowskim i psycholog Darią Abramowicz - miał pewnie sporo pracy, by uspokoić mocno rozdygotaną Igę. Świątek ze Schmiedlovą spotykała się po raz pierwszy, a w takich sytuacjach zawsze jest niepewność. Przed wyjściem na twarzy naszej mistrzyni malowało się skupienie i byliśmy przekonani, że jest mocno zdeterminowana. I tak też było na korcie. Przede wszystkim Świątek w całym spotkaniu znacznie ograniczyła błędy własne, które były główną przyczyną półfinałowej porażki z Zheng, choć się ich nie ustrzegła. W meczu ze Schmiedlovą w 15 gemach miała 15 błędów, ale popełniła je głównie w pierwszych gemach, kiedy była jeszcze nieco usztywniona. Rywalka natomiast miała ich 8.

Podczas tej potyczki tylko raz mocniej zabiło nam serce, bowiem w trzecim gemie 1. seta Słowaczka - w najmniej oczekiwanym momencie - przełamała Igę. Zadrżeliśmy i zaczęliśmy się zastanawiać, czy wróciły „zmory” z dnia poprzedniego. Obawy były jednak bezpodstawne, bo Iga natychmiast doprowadziła do „breaka” i wyrównała na 2:2. Od tego momentu niepodzielnie panowała na korcie i momentami Słowaczka była bezradna. Dominacja naszej 23-latki nie podlegała dyskusji.

W drugim secie Świątek wygrała inauguracyjnego gema, ale Słowaczka przy swoim serwisie doprowadziła do remisu. I to, jak się później okazało, było wszystko na co było ją stać w tym spotkaniu. Świątek grała niezwykle starannie i dokładnie posyłała piłkę tam,gdzie zamierzała. To były źródła sukcesu w spotkaniu o brąz.

Pod presją

23-letnia tenisistka z pięcioma wielkoszlemowymi zwycięstwami już od dłuższego czasu żyje pod ogromną presją. Tenisowy świat i nie tylko obserwuje ją z podwójnym zainteresowaniem, kiedy też powinie się jej noga. Do Paryża przybyła jako „królowa” tych kortów i wszyscy byli przekonani, że z prędkością TGV będzie pędziła po złoty medal. Wszystko na to wskazywało, jednak wydarzenia - to nasza ocena - z ćwierćfinału z Collins wpłynęły na psychikę młodej tenisistki. Presja była jeszcze większa i może stąd się wzięła porażka w drugim secie z Zheng 5:7 przy prowadzeniu 4:0. Za spotkanie o brązowy medal należą się Idze słowa uznania.

- Jestem szczęśliwa, że ogarnęłam się po niefortunnym meczu z Chinką - stwierdziła brązowa medalistka przed kamerami Eurosportu. - A proszę mi wierzyć, że wcale nie było to łatwe. Wyszłam na kort i czerpałam radość z gry. I może dlatego zdobyłam ten medal, na który tak ciężko pracowałam przez wiele lat. Każdy sportowiec marzy o medalu i teraz mogę się uśmiechać. Dla mnie medal olimpijski, wygrywanie wielkich szlemów, nr 1 w rankingu to była kiedyś czysta abstrakcja. A teraz to mam i widać, że praca popłaca, ale dalej trzeba się doskonalić. Najważniejsze, że po takim kiepskim dniu okazałam się profesjonalistką. Chciałam wszystkim podziękować za ogromne wsparcie i wiele miłych słów po porażce. Teraz wiem jak smakuje medal i obiecuję, że na tym nie poprzestanę.

Miałoby być złoto, a jest brąz! Rozczarowanie? Dla wielu zapewne tak, wszak Świątek to niekwestionowana królowa paryskich kortów. Proszę jednak pamiętać, że Iga ma zaledwie 23 lata, wiele sukcesów, a przed nią zapewne jeszcze wiele wartościowych zwycięstw oraz kolejnych laurów. Turniej olimpijski w Paryżu już za naszą tenisistką, a na horyzoncie pojawił się już ten za cztery lata, w Los Angeles. Wówczas Świątek będzie jeszcze bardziej doświadczona i zapewne będzie miała w pamięci ten paryski występ.

(sow)