Ptaszek czy krzyżyk?

Tragifarsa, czyli Zjazd Polskiego Związku Kolarskiego - na samo dno.

Uczestnikom zjadu było momentami do śmiechu, ale jak będzie na dłuższą metę? Fot. PAP/Leszek Szymański

To, co się stało podczas Sprawozdawczo-Wyborczego Zgromadzenia Delegatów Polskiego Związku Kolarskiego w Pruszkowie, na pewno przejdzie do annałów polskiego sportu. Jak w dobrym suspensie akcja to przyśpieszała, to zwalniała, to zaskakiwała zupełną zmianą sytuacji. A na końcu został wstyd.

70 przedstawicieli środowiska kolarskiego debatowało ponad 8 godzin, żeby w końcu rozjechać się do domów z niczym. A raczej ze świadomością, że wzięli udział w tragifarsie. Oglądając to, co się działo na sali obrad, można byłoby się śmiać, gdyby nie fakt, że to jest prawdziwy obraz… Tragifarsa, a może nawet dramat związku z zablokowanym kontem i zacietrzewionymi, skłóconymi ludźmi.

Zjazd zaczął się z lekkim poślizgiem, ponieważ wytypowany przez Wielkopolski Związek Kolarski na kandydata na prezesa Marek Leśniewski, zarazem delegat Kujawsko-Pomorskiego Związku Kolarskiego, znany jako wicemistrz olimpijski z 1988 roku i wicemistrz świata z 1989 roku oraz wielokrotny mistrz Polski, a następnie trener kadry i działacz kolarskiej centrali, zaskoczył wszystkich. Udzielił bowiem pełnomocnictwa dwójce adwokatów do uczestniczenia w jego imieniu w Walnym Zgromadzeniu. Mówiąc inaczej, był w sali, ale chciał się „podeprzeć” literą prawa.

Kandydat z pełnomocnikami

„Udzielam pełnomocnictwa Janowi Edmundowi Łukomskiemu oraz Jędrzejowi Niklewiczowi do uczestniczenia w moim imieniu w Walnym Zgromadzeniu w zakresie: zabieranie głosu w dyskusji wedle uznania, składanie wszelkich wniosków wedle uznania, zadawanie pytań uczestniczkom i uczestnikom wedle uznania oraz udzielanie odpowiedzi na otrzymane przeze mnie pytania wedle uznania, a także podejmowanie czynności koniecznych do prawidłowego przeprowadzenia Walnego Zgromadzenia” - tak brzmiała treść pisma złożonego przez Marka Leśniewskiego przy podpisywaniu listy delegatów.

Po dyskusji uznano, że to pismo zostanie poddane głosowaniu i choć z sali sporo było głosów krytycznych, bo przecież żaden inny delegat nie miał ze sobą prawnika i nikomu taki zabieg „ubezwłasnowolniający" nie przyszedł do głowy, to ostatecznie specjaliści prawa sportowego zostali w sali. Za udzieleniem pełnomocnictwa było 42 delegatów.

Nieudolny przewodniczący

Ta liczba w tak zaskakującym głosowaniu – wydawało się już na starcie – wskazywała jednocześnie zwolenników Marka Leśniewskiego jako kandydata na prezesa. To myślenie utwierdziło też głosowanie przy wyborze przewodniczącego zebrania, którym został Waldemar Minta z Wielkopolskiego Związku Kolarskiego.

W dodatku gubiący się w prowadzeniu zebrania przewodniczący zjazdu w jego trakcie poprosił za stół prezydialny jednego z pełnomocników Marka Leśniewskiego jako swojego pomocnika. To spotkało się już z oburzeniem delegatów i ostatecznie człowiek kandydata wrócił na swoje miejsce w dalekim kącie sali obrad. Był to też pierwszy sygnał, że Marek Leśniewski traci poparcie, a wystąpienia kandydatów - Jacka Kowalskiego, Marka Leśniewskiego i Rafała Makowskiego, który jako prezes zamykający kadencję opowiedział o ogromie swojej pracy, potwierdziły te przypuszczenia. Najbardziej przemówił fakt uporządkowania bałaganu w dokumentacji związku i zamknięciu sprawozdania finansowego za 2017 rok, co otwiera drogę do wyjścia PZKol z organizacyjno-finansowej dołka.

Pierwsza tura głosowania

W pierwszej bowiem turze głosowania na prezesa Kowalski otrzymał 13 głosów, Leśniewski 30 i Makowski 27. Komisja skrutacyjna ogłosiła więc, że do drugiej tury przeszli pretendent oraz obecny prezes. Ze zsumowanie głosów wynikało, że połączone siły delegatów niegłosujących w pierwszej turze na Leśniewskiego pozwoli zachować fotel prezesa Makowskiemu, ale przed głosowaniem salę obrad opuścił jeden delegat i listy do głosowania odebrało 69.

Wydawało się, że wszystko przebiega sprawnie, ale nagle za stołem prezydialnym, gdzie liczono głosy, zaczęło się robić coraz głośniej i gęściej. Wreszcie ogłoszono, że jest problem, bo przy wyniku 35:34 dla Marka Leśniewskiego jeden z oddanych na niego głosów został zakwestionowany przez połowę czteroosobowej Komisji Mandatowo-Skrutacyjnej. Chodziło o to, że ktoś, skreślając w „okienku” do oddania głosu, zamiast tradycyjnego „krzyżyka” postawił „ptaszka”, a może coś w rodzaju wężyka, który dotarł też na kratkę drugiego kandydata.

Nie ma nowego prezesa

Ani adwokaci Marka Leśniewskiego, ani przewodniczący zebrania, choć ogłosił, że wyniki wyborów na prezesa Polskiego Związku Kolarskiego to 35:34 dla Marka Leśniewskiego, nie byli w stanie zapanować nad chaosem. Rafał Makowski stwierdził bowiem, że Komisja Mandatowo-Skrutacyjna nie ogłosiła wyników wyborów, bo nie sporządziła protokołu, ponieważ połowa jej członków nie podpisała się pod wnioskiem.

Powtórnego głosowania nie udało się przeprowadzić, bo część delegatów od razu po oddaniu głosu opuściła salę. Ponadto stwierdzenie Waldemara Minty, że nowym prezesem został Marek Leśniewski, zostało zakwestionowane przez Rafała Makowskiego, a ponieważ w trakcie sporów proceduralnych większość delegatów opuściła salę, to nie było już kworum, żeby podjąć ważną decyzję.

- Zjazd został zerwany – stwierdził Rafał Makowski. – I to w sytuacji, w której Komisja Mandatowo-Skrutacyjna nie podjęła decyzji w zakresie wyboru nowego prezesa. W związku z tym zbierze się zarząd, który wyda kolejne decyzje w tym zakresie. W moim przekonaniu wynik jest nieustalony. W dodatku wniosek formalny, który został złożony na sali o powtórzenie wyborów, nie został przegłosowany, tak samo jak wniosek o zarządzenie przerwy nie został poddany pod głosowanie. Nie mamy nowego prezesa. Do 31 października – zgodnie z decyzją czerwcowego Nadzwyczajnego Zjazdu Sprawozdawczo-Wyborczego – bez względu na wynik tego głosowania, prezesem jestem ja.

Natomiast Marek Leśniewski i jego zwolennicy cieszą się z wygranej swojego kandydata. Jednak tak naprawdę nikt, komu zależy na polskim kolarstwie, cieszyć się nie może…

Jerzy Dusik