Sport

„Pszczoły” i „Niebieskie” faworytkami

Dwie pierwsze kolejki pokazały, że w Superlidze nie ma mocarzy. Trzeba po prostu wyjść na parkiet i walczyć. Z takim nastawieniem zagrają w weekend Ruch i Sośnica.

W meczu z Piotrcovią Agnieszka Iwanowicz zanotowała bardzo dobre wejście... Fot. Norbert Barczyk/PressFocus

Po porażce - choć po zaciętej walce - na parkiecie wicemistrzyń Polski z Kobierzyc w niedzielę (18.00) „Niebieskie” czeka kolejne wyzwanie. Podejmą siódemkę z Koszalina, którą prowadzi ich były trener Krzysztof Przybylski. I choć goście jeszcze nie zdobyli punktu, to mogą być dla Ruchu jeszcze większym wyzwaniem niż na starcie sezonu, gdy jeszcze były trochę niedoceniane, nieznane. Po dwóch niezłych występach wiadomo jednak, że chorzowski beniaminek nikomu punktów nie odda.

Będzie ostra walka

- Zgadza się. To nie będzie spotkanie jak z Piotrcovią, która przyjechała do Chorzowa w roli faworyta, z zadartymi nosami, a myśmy zaskoczyli ją dobrą grą, charakterem i ambitną postawą - uważa czeski szkoleniowiec Ruchu, Ivo Vavra. - To jest taka liga, że nie można patrzeć, kto z iloma punktami przyjeżdża, tylko jaki zespół przyjeżdża. Koszalin nie ma punków, ale grał z dobrymi zespołami i przegrywał w końcówkach. Piłka ręczna jest grą błędów, a ich ostatni mecz z Gnieznem w takie obfitował i to z obu stron. Młyny przegrały nieprzygotowaną mentalnością, bo ruszyły do ataku, by wygrać, a straciły punkty po efektownej bramce i na własne życzenie, przez niezdyscyplinowanie w obronie.

Bolesna nauczka, w postaci porażek na styku zapowiada, że na Śląsku dziewczęta z północno-zachodniej Polski będą walczyć do upadłego. Chorzowski szkoleniowiec zdaje sobie z tego sprawę, a jego podopieczne muszą być skoncentrowane przez całe spotkanie, chcąc znowu coś ugrać. - Takie porażki mogą w nich zostawić ślad, ale może być też odwrotnie i przyjadą do nas maksymalnie zmobilizowane - uważa trener Vavra. - Trener Przybylski doskonale zna naszą halę, wie co się dzieje w klubie, jak się w Chorzowie gra. To może być plus dla jego drużyny. Ale my będziemy pilnowali swojej gry. Jesteśmy solidnie przygotowani. Mamy gotowe zagrywki pod tego przeciwnika. Najważniejsze będzie wejść w mecz na maksymalnym skupieniu i trzymać je do końca, tak z Piotrcovią. Musimy też pamiętać, że to my jesteśmy gospodarzami i nie możemy rozdawać punktów w naszym domu. Będzie ostra walka, bo wiemy jak Koszalin nastawia się na to spotkanie. Bardzo potrzebuje punktów i jak ich nie zdobędzie, to w klubie zrobi się gorąco.

Mocne na papierze

Z kolei gliwicka Sośnica swoje drugie spotkanie - inauguracyjne w Lublinie zostało przełożone i jego termin nie jest znany - rozegra w sobotę (18.00) w Gnieźnie, gdzie niepokonane podopieczne Roberta Popka po raz pierwszy w tym sezonie pokażą się przed własną publicznością. - To jeden z mądrzej budowanych zespołów w ostatnich latach - podkreśla trener Sośnicy, Michał Kubisztal. - Nic nie robiono na szybko. Mieli szansę gry w elicie wcześniej, ale odpuścili, wiedząc, że nie mają zespołu na najwyższym poziomie. Dwa lata temu po awansie mówili: „spokojnie idziemy w górę”. To zespół w sporej mierze oparty na wychowankach. Latem wzmocniły go Cygan oraz Głębocka i mierzą coraz wyżej. To jest naprawdę groźna drużyna, choć jeszcze nierówno grająca i w tym upatrujemy szansy. W tej lidze nie ma zespołów, z którymi się nie da powalczyć. Oczywiście są bardzo silne siódemki z Lubina i Lublina. To jest na papierze, bo boisko czasami pokazuje coś innego. Za długo w tym siedzę, bym o tym nie wiedział.

Skuteczność do poprawy

- Nie zapominamy, że Gniezno to czwarty zespół ubiegłego sezonu - dodaje trener Kubisztal. - Wiemy więc, z kim przyjdzie nam się zmierzyć. Dwie pierwsze kolejki pokazały, że w tej lidze nie ma mocarzy. Trzeba po prostu wyjść na parkiet i walczyć. Fajnie, że po meczu z Gnieznem będziemy mieli trochę spokoju. Będzie można wrócić do treningów, złapać trochę oddechu. Poćwiczyć to, czego nam najbardziej brakuje i najbardziej zabolało w meczu z Elblągiem. A „zabiła” nas nieskuteczność. 40-45 procent to za mało, by wygrywać. Jakość gry w ataku jest do poprawy i to na już. Optymistyczna była natomiast nasza obrona. Była mniej więcej taka, jakiej oczekuję. Bramka też była bardzo mocna. Bardzo fajnie broniły Weronika Kordowiecka - cały mecz na równym, wysokim poziomie - i Anna Maria Musakowa, która obroniła dwa z trzech rzutów karnych, więc w tym elemencie jest duży optymizm. Znamy swoje słabości, wiemy nad czym pracować imam nadzieję, że już w Gnieźnie będzie widać poprawę w naszej grze.

Zbigniew Cieńciała