Przyjaźń ma swoje granice
Z obroną dziurawą jak ser szwajcarski sosnowiczanie skompromitowali się w Elblągu.
Po ostatniej porażce (2:3) z Hutnikiem zawodnicy Zagłębia zapowiadali powrót na zwycięski szlak. Ułatwić im to miała Olimpia, która w tym sezonie jeszcze nie wygrała. Początek meczu przyjaźni (od lat darzą się nią kibice obu klubów) nie zapowiadał katastrofy. W pierwszych 20 minutach przeważali goście, ale okazji bramkowych nie stworzyli. Rywale byli konkretniejsi. W 27 min Oskar Kordykiewicz uwolnił się spod opieki Roka Kurtovicia i wykorzystał podanie z lewej strony Bartłomieja Mruka; to trafienie do złudzenia przypominało dwa gole stracone przez sosnowiczan z Hutnikiem... Przy drugiej bramce również „udzielił się” Kurtović, bo wybitą przez Chorwata piłkę przejął Dawid Wierzba i zdecydował się na uderzenie. Piłka po drodze odbiła się od... Kurtovicia, myląc Kacpra Siutę. Pechowiec odpokutował nieco winy pod koniec I połowy, bo po jego „główce” i niepewnej interwencji Andrzeja Witana kontaktowe trafienie uzyskał Kamil Biliński.
Wydawało się, że „gol do szatni” podbuduje sosnowiczan, którym w odrabianiu strat mieli pomóc Patryk Mularczyk i Miłosz Pawlusiński, ale nic takiego nie miało miejsca. Już pierwsza akcja II odsłony mogła dać miejscowym trzecią bramkę. Siuta wyszedł zwycięsko z pojedynku z rywalem, ale nie minęła godzina gry, a Olimpia prowadziła już 3:1. Tym razem fatalny błąd popełnił Andrzej Niewulis. Kapitan Zagłębia stracił piłkę - wyprowadzając ją z pola karnego - na rzecz Dominika Kozery, który dograł do Kordykiewicza, a ten będąc sam na sam z Siutą nie dał mu szans. W 65 min kolejny błąd kosztował gości stratę czwartego gola. Rolę egzekutora wziął na siebie Mateusz Kuzimski, korzystając z dokładnego podania Kordykiewicza.
W Sosnowcu mają nad czym pracować. Zespół Marka Saganowskiego w dwóch ostatnich meczach stracił 7 bramek. Defensywa Zagłębia to formacja, która od początku sezonu zawodzi najbardziej, mimo że kieruje nią tak doświadczony gracz jak Niewulis. Oczywiście nie on sam jest winny obecnej sytuacji, bo właściwie wszyscy defensorzy dopuszczają się kardynalnych błędów.
Krzysztof Polaczkiewicz
GŁOS TRENERÓW
Marek SAGANOWSKI: - Weszliśmy dobrze w mecz, a potem powtórzyła się sytuacja z poprzednich spotkań. Wygrał zespół lepiej zorganizowany. Wynik biorę na siebie, bo to ja podejmuję decyzje personalne. Tym razem się pomyliłem. Po Hutniku mieliśmy wątpliwości, ale zaufaliśmy chłopakom. Jesteśmy zobligowani do zwycięstw. Z Bilińskim, Valencią czy Niewulisem musimy wygrywać... Oni powinni dawać jakość, a w tym meczu jej nie było. Mamy aspiracje na awans, nawet bezpośredni, ale w takim stylu go nie osiągniemy. Przed następnym meczem, który zagramy z liderem, będziemy podejmować decyzje.
Karol PRZYBYŁA: - Długo czekaliśmy na to zwycięstwo. To było duże święto, więc cieszymy się, że go nie zepsuliśmy. Cieszymy się też, że to naszej drużynie bardzo zależało na odniesieniu premierowego zwycięstwa w sezonie. „Na papierze” byliśmy na przegranej pozycji, ale zaangażowaniem wszystko można zniwelować.