Sport

Przy Bukowej zawsze było trudno

Rozmowa z byłym piłkarzem m.in. Widzewa Łódź i Śląska Wrocław.

Czy Fran Alvarez (z lewej) pomoże Widzewowi zdobyć Katowice? Fot. Artur Kraszewski/PressFocus

NA KOLEJKĘ ZAPRASZA SŁAWOMIR CHAŁAŚKIEWICZ

W piątek czeka nas ciekawy mecz sąsiadów środka tabeli, GKS Katowice – Widzew Łódź. Zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że to drużyny, które stać na jeszcze więcej?

– Widzew w pierwszych trzech meczach pokazał, że chce powalczyć o coś więcej niż środek tabeli. Wydawało się, że to idzie w dobrym kierunku, ale kolejne spotkania podkreśliły, że ciągle mu czegoś brakuje. Siła ataku nie wygląda na odpowiednio mocną. Widzew stara się grać ofensywnie, lecz nie tworzy sobie zbyt wielu sytuacji. W ataku jest mała możliwość manewru. Więcej szans dostał Imad Rondić, ale on też pokazuje, że nie jest typowym egzekutorem. Dużo pracuje dla drużyny, ale strzela mało goli.

Zgodzi się pan z tezą, że gra Widzewa jest uzależniona od formy dnia Frana Alvareza w drugiej linii?

– To zawodnik, który nie trzyma równego poziomu. Ma przebłyski, gdy wygląda nieźle, ale są też mecze, kiedy jest mało widoczny i mało produktywny. Nad tym muszą w Łodzi popracować, bo sposób gry Widzewa jest od niego uzależniony. Kiedy wróci Bartłomiej Pawłowski, myślę, że jakość się poprawi. Na razie zawodników kreujących grę jest zbyt mało.

Miał pan okazję grać w Katowicach na przełomie lat 80. i 90., kiedy w GieKSie działo się dużo dobrego. Jak pan wspomina tamte spotkania i legendarny stadion przy Bukowej?

– Tam zawsze była gorąca atmosfera, a kibice żywiołowo dopingowali swój zespół. Grało się tam bardzo trudno i ciężko było o punkty. Rzadko się je zdobywało (śmiech). Wiemy, jakie były wtedy czasy. Zarządzał tym prezes Marian Dziurowicz, który miał duży wpływ na to, że jego drużyna była twardym orzechem do zgryzienia dla przyjezdnych. To były mecze podnoszące adrenalinę. GKS dąży do tego, żeby wrócić do czołówki ekstraklasy i jako beniaminek – na razie – spisuje się nieźle. Wiadomo, że musi nabrać ogłady. W ekstraklasie to zupełnie inne granie niż w I czy II lidze. To będzie ciekawe spotkanie. GieKSa pokazała pazur, wygrywając 3:1 z Jagiellonią, więc Widzew musi być bardzo czujny.

Hitem kolejki będzie niedzielny mecz Legii z Rakowem. Czego pan się spodziewa?

– Chciałbym, żeby to był hit z prawdziwego zdarzenia. To drużyny, które przyciągają kibiców. Wydaje mi się jednak, że Raków na razie zawodzi. Jak na posiadany potencjał i przedsezonowe oczekiwania zdobył za mało punktów. Legia z kolei wróciła na dobre tory. Będzie się liczyła w grze o mistrzostwo.

Czeka nas też ciekawy pojedynek mistrza, Marka Papszuna, z byłym uczniem, wybuchowym Goncalo Feio. Będzie im trudno utrzymać nerwy na wodzy?

– Myślę, że każdy skupi się na swoim zespole. Zawsze trzeba podgrzać atmosferę, żeby zmotywować drużynę, ale wiele różnych rzeczy na wierzch wyciągają głównie dziennikarze. Obaj trenerzy będą chcieli wygrać i liczę, że będzie to spotkanie z dużą liczbą goli. Chciałbym zobaczyć po prostu dobry futbol.

Oba kluby dokonały wielu wzmocnień, nie szczędząc grosza. Można więc powiedzieć, że spotkają się królowie letniego polowania.

– Na razie nowi zawodnicy nie pokazują jakości, o jakiej mówiło się przy dokonywaniu transferów – że będą to gwiazdy ekstraklasy. Wielkiej formy obecnie nie ma. Aczkolwiek piłkarze, którzy przychodzą do nowych zespołów, muszą poznać ligę i drużynę. Mamy dopiero początek sezonu, więc zobaczymy, jak to będzie wyglądało bliżej listopada czy grudnia, kiedy zaawansowanie gry będzie większe. Okaże się wtedy czy piłkarze, którzy kosztowali duże pieniądze, to były dobre transfery, czy strzał kulą w płot.

Jedyną drużyną bez zwycięstwa pozostaje aktualny wicemistrz Polski z Wrocławia. Dlaczego tak jest?

– Śląsk nazbierał trochę remisów, ale zwycięstwa nie ma. Nie wiem, czy to tylko z powodu odejścia najlepszego strzelca... Erik Exposito dawał tej drużynie gole i wszystko było podporządkowane pod niego. Teraz takiego zawodnika nie ma. Nie widzę, żeby ktoś wcielał się w jego rolę. Trzeba szukać nowych rozwiązań. Jeśli chce się wygrywać, trzeba zdobywać bramki, a 6 strzelonych goli to bardzo słaby wynik jak na taką drużynę. W zeszłym sezonie ten zespół zaskakiwał wszystkich i mam wrażenie, że było to ponad jego realne możliwości. Teraz wrócił do „starego” Śląska, który był 2-3 lata temu. Jakość piłkarska nie daje optymizmu, żeby walczyć o coś więcej niż środek tabeli.

Rozmawiał Piotr Tubacki