Sport

Przez ciernie do wygranej

Częstochowianie zdobyli trzy punkty, grając ponad pół meczu w dziesiątkę.

Lamine Diaby-Fadiga (w środku) był autorem pierwszego gola. Fot. Grzegorz Misiak/PressFocus

Chcąc pozostać w walce o czołowe miejsca w lidze Raków z Lechią musiał wygrać. Częstochowianie stracili w tym sezonie w ekstraklasie już za dużo punktów, by pozwolić sobie u siebie na kolejne niepowodzenia. - Jeśli w lidze nie dopilnujemy tabeli, to nie zagramy w pucharach za rok - nie zaklinał rzeczywistości po czwartkowym meczu z Sigmą (1:1) Kacper Trelowski. Raków po piątkowo-sobotnich meczach spadł na 13. miejsce i żarty po prostu się skończyły.

Zasłużył na szansę

Zadanie dla Rakowa wcale nie należało do łatwych, bo Marek Papszun wciąż musi sobie radzić m.in. bez Iviego Lopeza, Frana Tudora, Zorana Arsenicia czy Ericka Otieno. Szkoleniowiec kolejny raz w tym sezonie postanowił mocno zamieszać składem, a część kibiców żartowała, że w Rakowie o tym, kto wyjdzie wyjściowej jedenastce, decyduje maszyna losująca. Debiutu w czerwono-niebeskich barwach doczekał się w końcu między słupkami Oliwier Zych. - Akurat na tej pozycji mamy rywalizację. Bardzo dobrze trenuje, ma duży potencjał. Uznałem, że to dobry moment na danie szansy drugiemu bramkarzowi - tłumaczył szkoleniowiec. Trzeba przyznać, że były gracz młodzieżowych drużyn Aston Villi zrobił dużo, aby pozostać w składzie na dłużej. W 25 min aż dwukrotnie musiał się wykazać - najpierw po świetnym uderzeniu z rzutu wolnego Ivana Żelizki, a chwilę później po dobitce Rifeta Kapicia. Po zmianie stron również dostał sporo okazji do wykazania się.

Na szpicy tym razem szansę otrzymał niepokazujący jak dotąd nic specjalnego Imad Rondić. W poprzednim sezonie Raków wygrał z Lechią 3:1, a gdańszczanie niemalże sami sobie te gole strzelili. W niedzielę „spotkanie przyjaźni" również miało wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji. Raków na pewno rywala nie zdominował, w pierwszej połowie można było odnieść nawet wrażenie, że to Lechia prezentowała się lepiej. W 30 min gospodarze mieli jednak sporo szczęścia albo lepiej powiedzieć - mieli Lamine'a Diaby-Fadigę. Francuz najpierw wzorowo przypilnował linii spalonego, potem wyszedł sam na sam i jak rasowy snajper pokonał Aleksa Paulsena, który dodatkowo machnął się na śliskiej murawie (tuż przed meczem nad stadionem przy Limanowskiego rozpętała się prawdziwa ulewa). Raków z prowadzenia cieszył się jednak tylko trzy minuty. Tomas Bobcek nawinął Bogdana Racovitana, Stratos Svarnas nie był w stanie go dogonić i Zych był bezradny. - Strzał poza zasięgiem - przyznał szczerze debiutant między słupkami.

Gorzej, czyli lepiej

Kluczowe zdarzenie miało miejsce w 37 min. Karol Struski w ocenie sędziego za ostro wszedł kolanami w Camilo Menę, a że miał już żółtą kartkę, stało się jasne, że ponad pół meczu częstochowianie będą sobie musieli radzić w dziesiątkę. W tych okolicznościach wydawało się, że remis nie będzie najgorszym rezultatem dla Rakowa.

Ku zaskoczeniu wielu po zmianie stron to jednak wicemistrz Polski prezentował się lepiej, częściej był przy piłce, kreował sytuacje i na pewno bardziej zależało mu na zwycięstwie. W 60 min mocny i soczysty strzał oddał rozgrywający prawdopodobnie najlepszy mecz w Rakowie Diaby-Fadiga. Nagrodę za ambitną postawę przyszła jednak dopiero w 79 min. Tomasz Pieńko z ostrego kąta pocelował wprost idealnie, od poprzeczki nie dając najmniejszych szans Paulsenowi. - Wszedłem w pole karne, zobaczyłem dla siebie okazję i oddałem strzał. Koledzy mówili, że ładna bramka, ja z boiska nawet za bardzo tego nie widziałem - komentował na gorąco w rozmowie z Canal+ kapitan młodzieżowej reprezentacji Polski. Lechia obudziła się dopiero po tym ciosie, końcówka meczu przypominała prawdziwe oblężenie bramki Zycha, a na pewno - nomem omen - obronę Częstochowy, ale Raków nie dał sobie wyrwać trzech punktów. Zdobyte w takich okolicznościach smakowały wyjątkowo i są dobrym prognostykiem przed środowym starciem z Cracovią w Pucharze Polski. Częstochowianie przeskoczyli też z trzynastego na ósme miejsce w tabeli.

Mariusz Rajek

OCENA MECZU⭐ ⭐ ⭐

◼  Raków Częstochowa - Lechia Gdańsk 2:1 (1:1)

1:0 – Diaby-Fadiga, 30 min (bez asysty), 1:1 - Bobcek, 33 min (bez asysty), 2:1 - Pieńko, 79 min (asysta Bulat)

RAKÓW: Zych 7 - Konstantopoulos 6, Racovitan 5, Svarnas 6 - Amorim 4 (76. Brunes niesklas.), Barath 6, Struski 0, Silva 6 (64. Ameyaw 5) - Diaby-Fadiga 8 (64. Bulat 6), Pieńko 8 (84. Repka niesklas.) - Rondić 4 (64. Makuch 4). Trener Marek PAPSZUN. Rezerwowi: Trelowski, Mircetić, Seck.

LECHIA: Paulsen 4 - Kłudka 5 (86. Głogowski niesklas.), Pllana 4, Rodin 5, Vojtko 4 - Mena 4, Kapić 5, Żelizko 5, Cirković (69. Kurminowski 4) - Bobcek 6, Neugebauer 5 (59. Vjunnyk 4). Trener John CARVER. Rezerwowi: Weirauch, Olsson, Kałahur, Djaczuk, Wójtowicz, Awad Allah, Tsarenko, Sezonienko.

Sędziował Piotr Rzucidło (Warszawa) – 5. Asystenci: Filip Sierant (Warszawa) i Tomasz Niemirowski (Warszawa). Czas gry 95 min (47+48). Widzów 5500. Żółte kartki: Struski (24. faul) - Neugebauer (13. faul), Pllana (27. faul), Vojtko (40. faul). Czerwona kartka Struski (37. druga żółta).


MÓWIĄ LICZBY
RAKÓW LECHIA
42  posiadanie piłki  58
4  strzały celne  4
6  strzały niecelne 5
4  rzuty rożne  4
4  spalone 0
3  faule 17
2  żółte kartki 3