Przez baraże do ekstraklasy
Rozmowa z Łukaszem Zjawińskim, napastnikiem Polonii Warszawa, współkrólem strzelców zaplecza ekstraklasy
Pochodzący z Pszczyny Łukasz Zjawiński (w białym stroju) to czołowy snajper Betclic 1. Ligi. Fot. Press Focus
Sezon zakończyliście remisem 1:1 z Ruchem Chorzów, zostając na najniższym miejscu barażowym. Co można powiedzieć o takim finiszu?
– Nasz styl na pewno nie był w tym meczu najlepszy. Najważniejsze jednak jest dopiero przed nami. Musimy skupić się na tym, co w czwartek, bo jedziemy do Płocka. Nie ma co rozpatrywać spotkania z Ruchem, trzeba skupić się na przyszłości. Tyle. Osiągnęliśmy 1:1 z dobrze grającym, intensywnym, dobrze operującym piłką rywalem – nie wiem, co mógłbym tu jeszcze dodać.
Na którą Wisłę wolał pan trafić w barażu?
– Szczerze mówiąc – można mi wierzyć lub nie – jest mi naprawdę obojętne to, z kim będę grał. Wisła Płock, Kraków, Miedź Legnica – uważam, że te drużyny są w naszym zasięgu. Zresztą wszystkie zespoły grające w barażach są na bardzo podobnym poziomie. Rywal jest mi obojętny, ale nie ukrywam, że... fajnie byłoby zagrać finał przy wielkiej publiczności w Krakowie. Chociaż Miedź też może być (śmiech). Byleby zagrać w finale.
W czym upatrujecie swoich szans w meczu z Wisłą Płock? Jesteście na 6. miejscu, a więc – teoretycznie – na najsłabszym w barażach.
– Teoretycznie tak, ale paradoksalnie, patrząc na poprzednie lata i inne drużyny z miejsc 5. czy 6., to one również wywalczały awanse – nie tylko te z 3. czy 4. Wiemy, że wykonaliśmy kolosalną przemianę, jeśli chodzi o początek sezonu, a drugą rundę. Przegraliśmy w niej tak naprawdę tylko dwa mecze i to pod sam koniec. To świetny wynik, zanotowaliśmy też serię pięciu zwycięstw. Od meczu ze Zniczem Pruszków w tamtej rundzie do meczu ze Stalą Stalowa Wola w maju zaliczyliśmy 12 spotkań bez przegranej. Uważam, że trzeba się skupiać na pozytywach. Baraże to jednak inna historia, to tylko jeden mecz i trzeba zrobić wszystko, aby go wygrać.
W Chorzowie strzelił pan swojego gola numer 23 w lidze, doganiając tym samym liderującego w zestawieniu Angela Rodado, który w ostatnim meczu Wisły Kraków nie wystąpił. W drugiej połowie opuścił pan murawę po nieco ponad godzinie. Czuje pan sportową złość, że zabrakło jednego trafienia, by wygrać klasyfikację?
– Dla mnie Angel nie jest wyznacznikiem. Jest nim sukces całej drużyny. Zdaję sobie sprawę, że nie przyszło mi się mierzyć z byle kim, bo wiemy, na jakim poziomie jest Angel, ale uważam, że byłem dla niego równorzędnym rywalem. Odzwierciedleniem tego jest fakt, że mamy tyle samo goli. Z tego, co wiem, to baraże chyba nie wliczają się do klasyfikacji, więc obaj jesteśmy zwycięzcami. Wiadomo, że chciałem być samodzielnym liderem, ale się nie udało. Mamy przed sobą ważne mecze. Patrząc na moje cele indywidualne, a cele drużynowe, lepiej by było, abym zszedł w końcówce meczu z Ruchem, bo przed nami w czwartek coś ważniejszego niż to, co ja chcę osiągnąć. Nie ma we mnie szczególnej złości. Jest lekkie wkurzenie, że nie jestem samodzielnie na pierwszym miejscu, ale równocześnie cieszę się, bo uważam, że wykonałem kawał dobrej roboty, żeby dogonić Angela.
Pochodzi pan z Pszczyny. Jak to było zagrać na Stadionie Śląskim?
– Świetne! Nie ma co ukrywać, to legendarny stadion. Gdy byłem młody, byłem zawodnikiem Ruchu i w młodzieżówkach grałem na boiskach obok tego obiektu. Na samym Stadionie Śląskim to mój pierwszy mecz i obiekt ten robi wrażenie.
W Pszczynie trochę jest kibiców Ruchu, trochę Górnika Zabrze, trochę GKS-u Tychy. A pan z którego obozu pochodzi?
– Ja nie jestem ani tu, ani tam, ale wydaje mi się, że chyba ciut bliżej mi do tej części Pszczyny, która jest bardziej zabrzańska. Aczkolwiek nie staję – jak to się mówi – ani po lewej, ani po prawej stronie. Zresztą grałem i w Ruchu, i w Górniku, więc mam szacunek dla obu tych klubów.
A jeśli Polonii nie uda się awansować, to czy dostanie się pan do ekstraklasy inną drogą?
– Nie zastanawiałem się nad tym. Uważam, że jako Polonia mamy duże szanse, by wrócić do ekstraklasy i na tym się skupiam. A to, co będzie po sezonie,zostawiam na później. Nie chcę sobie zaprzątać tym głowy.
Rozmawiał Piotr Tubacki