Przetrwaliśmy trudne momenty
Rozmowa z Cezarym Demianiukiem, siedlczaninem, napastnikiem Pogoni
Biorąc pod uwagę przebieg pierwszej połowy, remis w Chorzowie chyba wam odpowiada.
– Trzeba przyznać, że początek spotkania był dla nas dosyć ciężki. Jednak mimo wszystko nawet wtedy próbowaliśmy kontratakować, mieliśmy swoje lepsze lub słabsze próby. Natomiast zgoda, pierwsza część była gorsza, ale uważam, że w drugiej zasłużyliśmy na zdobycie bramki. Dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce, stwarzaliśmy okazje, więc według mnie remis jest sprawiedliwym wynikiem.
Można było odnieść wrażenie, że przewagę po przerwie mieliście dopiero, gdy Ruch strzelił gola. Czemu nie wcześniej?
– Może łapiemy jeszcze to doświadczenie i kiedy trzeba gonić, z tyłu głowy włącza się taki bieg, że trzeba podkręcić tempo. Cieszymy się, że udało się nam zremisować i zdobyć pierwszy punkt w tym sezonie. Bardzo go szanujemy.
To chyba wkurzające uczucie, gdy rywal zdobywa bramkę, strzelając z rzutu rożnego?
– Jest to coś... niecodziennego. W piłce nożnej padały jednak nie takie bramki. Tak się czasem zdarza, bierzemy to na klatę. My strzeliliśmy z gry i z tego się cieszymy (śmiech).
Macie jeden z najmłodszych składów w I lidze. Czy dla beniaminka jest to jakaś przeszkoda?
– Wiadomo, że brak doświadczenia może być czasem widoczny. Jednak młodzi piłkarze zdobywają je dosyć szybko. Chociaż mamy teraz trudny początek sezonu, to uważam, że to będzie procentowało z meczu na mecz. Takie spotkanie na Stadionie Śląskim daje bagaż doświadczeń każdemu z nas, nie tylko młodym piłkarzom. Według mnie to dobry prognostyk na przyszłość.
Jako jeden z najbardziej doświadczonych graczy, dodatkowo urodzony w Siedlcach, czuje pan szczególny obowiązek, aby pomagać młodszym kolegom?
– Taka jest rola starszego zawodnika (Demianiuk ma blisko 32 lata - przyp. red)i zawsze tak było. Oczywiście, staram się pomagać, ale na boisku nie ma znaczenia, czy ktoś jest młody, czy stary – każdy musi brać odpowiedzialność za siebie i walczyć o punkty.
Jako beniaminek staracie się grać ofensywny futbol. Nie obawia się pan, że utrzymanie na ogół wywalcza się obroną, a nie atakiem?
– Być może tak. We wcześniejszym meczu, z Odrą w Opolu, straciliśmy dużo bramek (było 1:4 – przyp. red.) i ostatnio w ogóle traciliśmy zbyt dużo goli. W tygodniu poprzedzającym spotkanie z Ruchem w szczególności pracowaliśmy nad defensywą. Myślę, że w tym meczu było to widać. Była przewaga Ruchu, ale mimo wszystko uważam, że nie stworzył zbyt wielu klarownych sytuacji. My w drugiej połowie również mieliśmy swoje okazje i tutaj leży klucz – by poprawić grę w defensywie, a w ofensywie zawsze coś uda nam się wykreować.
Czym chcieliście zaskoczyć Ruch?
– Staraliśmy się być przygotowani na rywala, a koncentrowaliśmy się przede wszystkim na tym, aby nie tracić tylu bramek. W ostatnich meczach, także w okresie przygotowawczym, traciliśmy za dużo goli, tak samo było później w lidze. Skupialiśmy się po prostu na tym aspekcie, bo wiedzieliśmy, że jeśli dobrze popracujemy w defensywie, to stworzą się sytuacje z przodu. Na tym się koncentrowaliśmy.
O Ruchu często się mówi, że jest powtarzalny. Czuliście, że mieliście go rozpracowanego i byliście od tej strony dobrze przygotowani do meczu?
– Tak właśnie było, ale tak jak pan wspomniał, pierwszy kwadrans pierwszej połowy był dosyć ciężki. Drużynę się poznaje jednak po tym, jak sobie radzi w trudnych momentach. My go przetrwaliśmy i powoli się rozkręcaliśmy.
Rozmawiał Piotr Tubacki