Przestrzeń dla Igi jest niewielka
Rozmowa z Maciejem Synówką*, byłym trenerem tenisistek w WTA Tour i ekspertem tenisowym
Iga Świątek połykała etapy zawodowej ścieżki, kiedyś musiało to pęknąć. Fot. Nikku/Xinhua/PressFocus
Jak pan przyjął porażkę Igi Świątek w ćwierćfinale Miami Open ze 140. w rankingu Alexandrą Ealą?
- Przede wszystkim chciałbym podkreślić talent samej Filipinki. To nie jest przypadkowa dziewczyna, ma już za sobą bogatą karierę, a jej ścieżka rozwoju przypomina tę, jaką przeszła sama Iga, z rocznym poślizgiem. Jej ranking 140. był złudny, to jest tenisistka na poziomie Top 70-50 i tylko kwestią czasu było, kiedy trafi jej się taki turniej, jak w Miami, po którym wyskoczy w górę. Eala to już bardzo ograna tenisistka, szkolona pod okiem samego Rafaela Nadala. Debiutowała w zawodowym tenisie w turniejach ITF jako 14-latka, gdy miała lat 15 grała w półfinale juniorskiego Wielkiego Szlema, dwa lata później wygrała go w Nowym Jorku, a od trzech lat de facto rozgrywa po 70 zawodowych meczów w sezonie. Z powodzeniem rywalizowała w challengerach i czekała na szansę, którą dostała od agencji menedżerskiej IMG, właściciela turnieju w Miami. W pierwszej rundzie wylosowała Katie Volynets, idealną rywalkę na poziomie challengera, wygrała z Amerykanką, a po pokonaniu Jeleny Ostapienko i Madison Keys niebotycznie urosła. W półfinale z Jessicą Pegulą wytrzymała dwa intensywne sety, a w trzecim już zgasła jak typowa juniorka, bo takich obciążeń jeszcze w karierze nie miała. Ale na pewno teraz będzie już inaczej trenowała.
Przejdźmy do Igi. Czy ostatnie porażki i fakt, że Świątek nie wygrała żadnego turnieju od czerwca ub. roku, wskazują, że mamy do czynienia z poważnym kryzysem u tenisistki, która do jesieni ub. roku przez 125 tygodni pozostawała na czele światowego rankingu?
- Można, ale pod warunkiem, że zrozumiemy cały szerszy kontekst z tego, co się aktualnie z Igą dzieje. Po pierwsze, Iga bardzo szybko pokonywała etapy zawodowej ścieżki. Etap challengerów przechodziła jak przeciąg, miała bilans meczów 40-1 albo 40-2. Potem wygrała swój pierwszy finał dużego turnieju - i to był od razu Wielki Szlem w Paryżu. W rankingu połykała kolejne granice - z Top 700 w rok wskoczyła do Top 200, w kolejnym sezonie do Top 100, w kolejnym, 2020, było już Top 20, a od pięciu lat już tylko Top 10. Gdy w swoim pierwszym WTA Finals w 2021 roku się nie liczyła, zmieniła trenera na Tomasza Wiktorowskiego i wykonała kolejny skok i szybko zaczęła dominować. I nie chodzi o to, że było łatwo, bo wcale tak nie było, ale że szybko. Jej pozycja w latach 2022-24 to jeden z najbardziej dominujących etapów jednej tenisistki w historii żeńskiego tenisa. I teraz, biorąc to wszystko na logikę, kiedyś to musiało pęknąć.
Dlaczego musiało?
- Bo na początku Iga dominowała nad rywalkami swoją intensywnością, grą fizyczną niemal jak facet. Większość dziewcząt w tourze nie miała tej intensywności, fizyczność Igi je przytłaczała. Technika i taktyka nie odgrywały dużej roli, wystarczyło trafić serwis, zagrać 3-4 kręcone forhendy i był punkt. Iga nie musiała rozwijać się taktycznie, ani emocjonalnie, bo bardzo rzadko trafiała na duży opór po drugiej stronie siatki. Agnieszka Radwańska czy Karolina Woźniacka swoje punkty musiały wydrzeć, uciułać, a Idze przychodziły łatwo. Ona generalnie nie przegrywała - to jest coś nowego dla niej - i wydawało się, że numerem 1 będzie jeszcze bardzo długo.
Co powinna zrobić w tej sytuacji Iga i jej sztab?
- Przestrzeń do poprawy tenisowej jest niewielka. Iga jest zdominowana rytuałami, od samego ranka wypełnia przygotowany przez Macieja Ryszczuka 10-punktowy arkusz: jak spała, jak się czuła, co ją bolało itp., potem realizuje rozbudowany protokół związany z odżywianiem, i tak dalej, i tak dalej. Między 7 a 8 rano odhacza z 50 punktów programu dnia! To tak jakby w korporacji w tym czasie odpisać na 50 maili. I w tej restrykcyjnej rutynie nie odpuszcza ani jednego dnia, Iga tak jest przez nią „ustawiona”, że poniekąd traci balans z rzeczywistością.
Co pan rozumie przez ten balans?
- Dystans do „ważnych” spraw. Jeżeli my jesteśmy zmęczeni czy coś nam nie wychodzi, możemy po prostu zluzować, czegoś nie robić, odciąć się, poczytać książkę, wyjechać ze znajomymi, z rodziną, iść do kawiarni czy pobiegać. A Iga żyje na tym najwyższym poziomie - prywatne samoloty, hotele, duże turnieje dla kilkunastu tysięcy widzów, konferencje prasowe, aktywności dla sponsorów, itp. I gdzie ona ma uciec, nabrać dystansu, skoro nie ma żadnej przestrzeni prywatnej typu urodziny znajomych, dziadkowie, ciocie, wujkowie? I rozsypuje się. Potrzebny byłby dystans - łatwo się oczywiście mówi, gorzej z praktyką, bo to oznacza na przykład pojechać na trzy dni na Mazury i myśleć, czy na obiad mam ochotę na pierogi czy może na pizzę, a nie o tym, że już nie jestem numerem jeden. Co będzie trudne.
Piotr Woźniacki nazwał to w wywiadzie dla sport.pl potrzebą „przewietrzenia”…
- Piotrek Woźniacki, trener swojej córki Karoliny, też był w podobnej sytuacji. Sam słyszałem, jak mówił, że nie chce mu się już jechać na kolejny turniej i oglądać meczów swojej córki. To jest w pewnym momencie perspektywa jak najbardziej zrozumiała. Dla mnie przynajmniej to jest oczywiste i wcale nie takie rzadkie, tenisowy świat już takie historie widział. Serena Williams też zamykała się przed światem w bunkrze, rozcięła sobie stopę, miała objawy zakrzepicy, ale potrafiła wracać na szczyt. To świetnie, że Iga ma u boku Wima Fissette’a, który pracował już z wieloma „jedynkami” na świecie, bywał w podobnych sytuacjach i wie, co robić. Żeby tylko Iga mu zaufała.
Rozmawiał Tomasz Mucha
Fot. Polski Związek Tenisowy
Maciej SYNÓWKA - były trener tenisistek z Top 100 rankingu WTA, m.in. Urszuli Radwańskiej, Coco Vandeweghe, Mirjany Lucić-Baroni, Belindy Bencic czy Barbory Krejcikovej, tenisowy ekspert Eurosportu.