Sport

Przeprosiny kapitana

Duszan Tadić przeprosił selekcjonera Serbów i kolegów za swoje słowa po porażce z Anglią.


Czy Duszan Tadić wróci do pierwszego składu Serbów? Fot. Sergio Ruiz/pressinphoto/SIPA USA/PressFocus


Przeprosiny kapitana

Duszan Tadić przeprosił selekcjonera Serbów i kolegów za swoje słowa po porażce z Anglią.


Niedzielne spotkanie w Gelsenkirchen z udziałem Serbów i Anglików nie porwało i zakończyło się skromnym zwycięstwem „Synów Albionu”. Kibice obejrzeli łącznie zaledwie 11 strzałów (celnych i niecelnych) obu drużyn. Firma statystyczna „Opta” zwróciła uwagę, że tak słabego wyniku nie odnotowano w żadnym meczu od Euro 1980, kiedy rozpoczęto publikować szczegółowe statystyki. Dziś Serbowie zagrają ze Słowenią, która na inaugurację wyszarpała punkt Danii.

Rozdarta koszula

Wokół serbskiej reprezentacji zawrzało za sprawą osoby, która powinna szczególnie uważać na słowa. Kapitan Duszan Tadić miał za złe trenerowi Draganowi Stojkoviciowi, że posadził go na ławce. Niby przekonywał, że szanuje decyzję szefa, ale nie omieszkał powiedzieć, że uważa się za najlepszego zawodnika kadry i przez 90 minut mógłby bardziej pomóc drużynie. We wtorek serbska federacja wydała komunikat, w którym poinformowała, że po spotkaniu w hotelu w Augsburgu pomocnik Fenerbahce przeprosił „za swoje lekkomyślne wypowiedzi”. Mimo złego początku i małych nieporozumień, atmosfera w kadrze wydaje się być dobra.

Rezerwowy bramkarz Djordje Petrović dowiedział się, że został ojcem – na świat przyszła jego córka Doreta. Koledzy z drużyny przygotowali dla niego niespodziankę, w czasie treningu wykonali szpaler i gratulowali świeżo upieczonemu tacie. Zawodnik otrzymał też mały trykot reprezentacji z numerem 12 i imieniem córki. Selekcjoner zgodził się, by po spotkaniu ze Słowenią zawodnik Chelsea na krótko mógł wrócić do Serbii, by zobaczyć się z nowym członkiem rodziny.

Po pierwszą wygraną

Euro definitywnie zakończyło się zaś dla Filipa Kosticia, który z Anglią doznał kontuzji więzadła pobocznego kolana. Dzisiejszy mecz w Monachium jest dla drużyn z Serbii i Słowenii najlepszą okazją na odniesienie zwycięstwa w grupie. Któraś z nich musi jednak zerwać w historią, ponieważ sześć z ośmiu ich poprzednich spotkań kończyło się remisem. Dla Słoweńców ewentualna wygrana byłaby historycznym wynikiem na mistrzostwach Europy. Bardzo blisko zdobycia trzech punktów, grając jeszcze przeciwko Jugosławii, byli na Euro 2000. W 57 min objęli prowadzenie 3:0, a po chwili sędzia ukarał zawodnika rywali czerwoną kartką. Mimo braku Sinisza Mihajlovicia, Jugosławia odrobiła trzy gole straty w zaledwie sześć minut.

Więcej luzu?

Adam Gnezda Czerin życzy sobie, by dziś Słoweńcy zagrali tak dobrze, jak w drugiej połowie dwa lata temu, gdy zmierzyli się z Serbami w Lidze Narodów. Wykonujący ciężką pracę środkowy pomocnik uważa, że jego drużyna przystąpi do spotkania bardziej zrelaksowana, bo ma za sobą debiut. – Na pewno będą to derby Bałkanów. Mamy podobną mentalność, więc w czasie meczu będzie dużo mocy. Zwycięstwo jednej lub drugiej drużyny bardzo zraniłoby rywala, więc każdy chce być wygrać. Dla wygranej zrobimy wszystko – powiedział piłkarz Panathinaikosu. Słoweńcy liczą na wsparcie swoich kibiców, których w Monachium ma być więcej niż w Stuttgarcie podczas meczu przeciwko Danii. – Serce bije mi mocniej, gdy słyszę te liczby. Przywróciliśmy futbol tam, gdzie powinien być. Euforia kibiców mówi wystarczająco dużo. Takie wydarzenia jednoczą naród i naprawdę miło jest widzieć tak wielu Słoweńców w jednym miejscu – podsumował Gnezda Czerin.

Michał Knura