Przemek, wracaj do domu!
Kibice w Chorzowie bardzo ciepło przywitali Przemysława Szura, ale ten mówi jasno: – Teraz walczę o awans z Polonią.
Przemysław Szur nie wyklucza, że jeszcze kiedyś zagra dla Ruchu Chorzów. Obecnie ma jednak inne cele. Fot. Press Focus
Kiedy latem Przemysław Szur odchodził z Ruchu do Polonii Warszawa, trudno było przewidzieć, że będzie spotykał się z aż tak wielką sympatią kibiców Niebieskich. Kiedy chorzowianie grali w stolicy, obrońca pochodzący z Wejherowa został zawołany pod sektor gości, gdzie skandowano jego nazwisko. Polały się łzy. W zeszły weekend, w ostatniej kolejce sezonu, 29-latek wrócił do Chorzowa ze swoją nową drużyną.
Lubi Śląsk
– Najlepsze wspomnienia z Ruchem mam z Cichej i Gliwic, więc powrót na tamte stadiony byłby na pewno inny. W Gliwicach świętowaliśmy awans do ekstraklasy, a przy Cichej były moje pierwsze mecze. Z Stadionu Śląskiego też mam fajne wspomnienia i miło było wrócić do Chorzowa. Kiedy graliśmy ostatnio w Tychach, to też chwyciło mnie za serduszko, bo lubię Śląsk i lubię tu wracać - mówił nam po ostatnim meczu Szur, którego swego czasu Tomasz Foszmańczyk, jeszcze jako kapitan, określił jako „śląskiego gorola”, z racji szybkiej aklimatyzacji, jaką przeszedł w górniczym regionie. Defensor mógł żałować, że z powodu zamknięcia części trybun Kotła Czarownic spotkanie oglądało tylko mniej niż 6 tysięcy kibiców, bo już przed pierwszym gwizdkiem, podczas prezentowania składów, spiker zachęcił fanów do głośnego aplauzu dla jakże lubianego „Szurka”. Kiedy pod koniec piłkarz opuścił boisko z urazem, ponownie pojawiły się oklaski oraz przyśpiewki: „Wracaj do domu, hej Przemek, wracaj do domu”.
Wolał Łukasza Górę
Letnie odejście Szura nie spotkało się z aprobatą chorzowskiej społeczności. Do klubu przyszedł w 2022 roku po awansie do I ligi, gdy kilka tygodni wcześniej razem z Radunią Stężyca... przegrał w barażach właśnie z Niebieskimi. Na zapleczu był podstawowym wyborem, choć stracił miejsce w składzie pod koniec sezonu. W ekstraklasie grał głównie jesienią, lecz było widać, że jak na tamten moment – i tamten zespół – to ciut za wysokie progi. Gdy do klubu przyszedł trener Janusz Niedźwiedź, Szur trafił na ławkę. Latem to właśnie były już szkoleniowiec Ruchu postanowił o jego odejściu. Stoper nie miał gwarancji występów, bo Niedźwiedź chciał stawiać na Łukasza Górę, który okazał się jedną z największych wpadek transferowych klubu w ostatnim czasie. Trafił więc do Polonii Warszawa, ale kibice Niebieskich o nim nie zapomnieli. – Cieszę się, że jest takie przywiązanie kibiców i moje do Ruchu, ale teraz jestem zawodnikiem Polonii. Gram dla Polonii, walczę o ekstraklasę dla Polonii i na tym się skupiam – przyznał Szur. – Nie mam nikomu za złe, tak najwyraźniej musiało się stać. Chętnie kiedyś wrócę do Chorzowa, ale teraz skupiam się na walce o awans.
Czas na Wisłę Płock
Odejście opłacało mu się, bo chorzowianie skończyli w środku stawki, a Czarne Koszule w barażach, mimo że wystartowały... od pięciu porażek. – Przed sezonem ciężko to było określić. Ruch był spadkowiczem. Trener Niedźwiedź miał pomysł i byłem przekonany, że on wypali, bo nie zapowiadało się, aby było inaczej. Spodziewałem się, że Ruch będzie mocnym kandydatem w walce o awans. W Polonii natomiast nie wiedziałem, jak to będzie wyglądać. Po wygranej z Wartą Poznań (2:0 w 7. kolejce, 23 sierpnia) powiedziałem jednak, że ten zespół stać na baraże i jesteśmy w nich – ocenił
Polonia w pierwszym meczu zagra z Wisłą w Płocku. – Trudno będzie ją zaskoczyć, bo bardzo dobrze się znamy. W końcu to będzie nasz trzeci mecz w tym sezonie. Myślę, że w takim barażu często decyduje forma dnia, kto jak wejdzie w spotkanie, kto będzie odczuwał większą presję. Pytano nas, czy wolimy trafić na Wisłę Płock, czy Wisłę Kraków – ja mówiłem, że trzeba pokonać 2 z 3 drużyn, żeby awansować i było mi obojętne, na kogo trafimy. Nie miałem swojego faworyta. Jedziemy do Płocka i jeśli chcemy być w ekstraklasie, musimy tam wygrać. Potem pojedziemy do Krakowa albo do Legnicy i tam znowu trzeba wygrać – przyznał Szur, który wie, gdzie jego drużyna ma swoje atuty.
– Na przestrzeni całego sezonu byliśmy bardzo dobrze zdyscyplinowani w defensywie. Efektywnie pracowaliśmy jako zespół w obronie, byliśmy mocni w fazie przejściowej do kontrataku. Myślę, że w tym byliśmy najlepsi. Wszystko się może wydarzyć – zakończył 29-latek.
Piotr Tubacki