Sport

Przejmująca historia przodków Massu

Chilijczyk Nicolas Massu, nowy trener Huberta Hurkacza, ma niezwykłe, bo palestyńsko-żydowskie korzenie. Jego zmarła w tym roku babcia była jedną z nielicznych, która przeżyła Holocaust w Auschwitz-Birkenau i marsz śmierci.

Babcia Nicolasa Massu, Veronika, była wielką inspiracją dla mistrza olimpijskiego z Aten. Fot. instagram/com/tia_soniaoficial/massunico/

Od minionego piątku wiadomo, że najlepszy polski tenisista dalszy rozwój swojej kariery powierzył w ręce duetu Ivan Lendl - Nicolas Massu. O 64-letnim Lendlu w Polsce wiadomo sporo: Czech z amerykańskim paszportem to jeden z najlepszych sportowców w historii dyscypliny, 8-krotny triumfator Wielkiego Szlema, zwycięzca 94 turniejów, niemalże „wychowanek” Wojciecha Fibaka, pod okiem którego na początku lat 80. osiągnął pozycję numer 1 na świecie, którą dzierżył łącznie przez 270 tygodni. W sztabie Hurkacza będzie jednak bardziej doradcą niż coachem.

Jedyny taki dublet

Głównym trenerem 27-letniego wrocławianina będzie mniej u nas rozpoznawalny, ale być może bardziej barwny Massu. - Jestem bardzo zmotywowany i szczęśliwy, że mogę rozpocząć ten nowy rozdział, pracując z Hubim. Jest nie tylko świetną osobą, ale także prawdziwym profesjonalistą. Cieszę się, że dołączam do jego zespołu i wierzę, że razem możemy osiągnąć wielkie rzeczy - zadeklarował 45-letni Chilijczyk.

Massu jako tenisista w światowym rankingu doszedł do 9. pozycji, w latach 2002-06 wygrał 6 zawodowych turniejów - wszystkie na kortach ziemnych, ale w historii tenisa zapisał się jego wyczyn na igrzyskach w 2004 roku, gdy sięgnął po dwa złote medale - w singlu i deblu. Obydwa finały toczone do trzech zwycięskich setów trwały łącznie prawie 9 godzin!

- W finale singla przeciwko Mardy Fishowi byłem bardzo zmęczony. Widziałem tylko piłkę, kort i faceta przede mną. Nic więcej. Kiedy miałem piłkę meczową, spojrzałem w niebo i powiedziałem: „Boże, proszę, pozwól mi wygrać ten punkt, a nie będę się przejmował jutrem, nawet jeśli nie chcesz, żebym znowu grał w tenisa w swoim życiu”. I wykorzystałem swoją szansę - opowiadał Nicolas.

Od czasu powrotu dyscypliny do programu olimpijskiego w 1988 roku aż do dzisiaj żaden inny tenisista nie może się pochwalić złotym dubletem w jednych igrzyskach.

16-latek ucisza kibiców

Massu został bohaterem narodowym, bo były to zarazem dwa pierwsze złote medale olimpijskie dla Chile. Nazywany był „El Vampiro (z hiszp. „wampir”), ze względu na intensywny wyraz twarzy i widoczne kły, a także dlatego, że na korcie wysysał siły swoich przeciwników. W finale w Buenos Aires w 2002 roku przegrywał z Argentyńczykiem Agustinem Callerim już 2:6 i 1:5, bronił dwóch piłek meczowych, a mimo to wygrał! - Myślę, że to był moment, w którym wszyscy zdali sobie sprawę, że nigdy nie oddam żadnej piłki - tłumaczył Nicolas.

- Kiedy musisz grać z Massu, wiesz, że to będzie długi mecz, ponieważ będzie walczył o każdą piłkę, aż do ostatniej - mówił o Chilijczyku Rainer Schuettler, który wraz z Nicolasem Kieferem przegrał złoty medal w grze podwójnej w Atenach.

Ale niezłomnością, walecznością i odwagą Massu wykazywał się znacznie wcześniej. W maju 1995 chilijska drużyna do lat 16 grała w mistrzostwach Ameryki Południowej w Porto Alegre z rówieśnikami z Brazylii. Lokalni kibice robili, co mogli przez cały mecz, aby wyprowadzić Massu z równowagi. Kiedy miał meczbola, zanim zaserwował, pokazał piłeczkę tłumowi i powiedział: „Tą piłką was uciszę”. Zagrał asa, po czym uklęknął i położył palec na ustach jako znak milczenia. - Wtedy zrozumiałem, że Nicolas jest wyjątkowy. Do tego potrzeba było odwagi. Jest niezwykle waleczny i nigdy się nie poddaje - wspominał trener Massu, Nano Zuleta.

Rok później w wieku 16 lat został najmłodszym zawodnikiem w historii chilijskiej reprezentacji w Pucharze Davisa, dziś jest kapitanem reprezentacji.

Jaki ze mnie dziwak!

Kiedy Massu był na początku swojej kariery, zawsze jasno mówił o swoich korzeniach. - Jestem synem żydowskiej matki i palestyńskiego ojca. Spójrz, jaki ze mnie dziwak! - mawiał. Przezywany był także „El Turco”, czyli Turek, ze względu na swój bliskowschodni wygląd.

O korzeniach ojca Nicolasa – Manuela - wiadomo niewiele poza tym, że są palestyńsko-libańskie, z miejscowości Beit Jala. W 19-milionowym Chile mieszka około pół miliona Palestyńczyków i ich potomków. Ta Imigracja ​​sięga końca XIX wieku z dwoma szczytami w XX stuleciu – w 1948 roku i 1967 po okupacji Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy przez Izrael. Chilijskie powiedzenie głosi, że aby miasto mogło zostać takim nazwane, muszą być spełnione trzy warunki: musi być ksiądz, policjant i Palestyńczyk.

Dziadek z „Listy Schindlera”

Znacznie więcej wiadomo o rodzinie ze strony mamy, Soni Fried. Dziadkiem Massu był Ladislao Fried Klein. „Tata Laci”, jak nazywał go Nicolas, był Żydem i urodził się w węgierskim mieście Nyirmada. Przeżył okupację nazistowską, ukrywając się i uciekając - jego rodzice i rodzeństwo nie mieli tyle szczęścia, ponieważ nigdy więcej ich nie zobaczył. Gdy Steven Spielberg szykował się do nakręcenia „Listy Schindlera”, ekipa filmowa odwiedziła Ladislao, a znacząca część jego historii została wykorzystana w oscarowym dziele. „Tata Laci” obejrzał go ze swoim wnukiem, co doprowadziło do rozmowy, której Nicolas nigdy nie zapomni.

- Miałem chyba 10-11 lat, w głębi duszy rozumiałem tylko trochę z tego, co dziadkowie i ich najbliżsi doświadczyli. Ale myślę, że ta rodzinna historia, pełna wysiłku, cierpienia i bólu, pozwoliła mi zrozumieć, że w życiu trzeba być silnym – przekonywał Massu. – Dziadkowie zaszczepili mi też, że jeśli się czemuś w życiu poświęcam, to muszę to robić dobrze.

Auschwitz i marsz śmierci

Jeszcze bardziej dramatyczna była historia jego żony, babci Nicolasa.

Veronika Vegvari urodziła się w 1926 roku także w Nyirmada w rodzinie żydowskiej. Gdy w marcu 1944 Niemcy zaatakowały będące wcześniej ich sojusznikiem Węgry, rozpoczęła się systematyczna eksterminacja tamtejszych Żydów, a od kwietnia deportacje do Auschwitz. W sumie podczas wojny na Węgrzech zamordowano ich ponad pół miliona. 18-letnia Veronika wraz z rodziną została najpierw skierowana do getta w Bekescsaba, a następnie przewieziona do Auschwitz. Ojciec i zaledwie 15-letni brat zostali od razu zamordowani w komorze gazowej. Veronika była w stanie przetrwać głód, śmierć i cierpienie, aby chronić swoją matkę. Obie wielokrotnie były świadkami wizyt „Anioła śmierci”, doktora Josefa Mengele i tego, jak wybierał tych, którzy mieli żyć lub umrzeć.

Gdy w styczniu 1945 roku, w obliczu rychłego przybycia wojsk radzieckich, hitlerowcy ewakuowali Auschwitz, Veronika wraz z matką znalazły się w ostatniej grupie więźniów, które opuściły obóz. Tygodniami na mrozie, bez ciepłej odzieży, jedzenia i wody maszerowały w morderczym pochodzie nazwanym później marszem śmierci, aż pewnego dnia niemieccy żołnierze zniknęli: wojna się skończyła. Obozowy numer wyryty na jej przedramieniu był najsilniejszym wspomnieniem Holokaustu.

Udało im się wrócić do swojej wioski na Węgrzech, gdzie Veronika odnalazła swojego chłopaka, Ladislao. W 1947 roku pobrali się, rok później wyemigrowali do Chile i osiedlili w nadmorskim Viña del Mar.

Na zawsze w sercach

Ta historia naznaczyła życie Nicolasa. - Przybyli z niczym, bez znajomości języka, na drugi koniec świata, z całym swoim cierpieniem. Musiało im być ciężko, pozostawili za sobą wiele śmierci bliskich członków rodziny - mówił niedawno Massu w popularnym programie telewizyjnym.

W 1953 roku Ladislao i Veronika otrzymali chilijski paszport i doczekali trójki dzieci, w tym Sonię, mamę Nicolasa.

„Moja Babciu, Wspaniała Mamo, Vera, chciałam Ci podziękować za wszystko, co dla nas zrobiłaś. Wspaniała walcząca kobieta, wzór człowieka, zawsze troszcząca się o swoją rodzinę w każdym szczególe. Zawsze będziesz w naszych sercach” - napisał Nicolas w mediach społecznościowych, gdy Veronica zmarła w marcu tego roku.

Sponsor i największy fan

Już w Chile „Tata Laci” został architektem, zaprojektował kilka najbardziej charakterystycznych budynków Viña del Mar, znanym również jako „Garden City”. Ale to nie był jego jedyny wkład w rozwój Chile.

To on doradził Nicolasowi, aby porzucił rozwijającą się karierę piłkarza i poświęcił się tenisowi. Ladislao sfinansował juniorską drogę Nicolasa z własnych oszczędności. - Kiedy zostałem mistrzem olimpijskim, pomyślałem, jak bardzo jest szczęśliwy. Zawsze był moim największym fanem - mówił Nicolas. „Tata Laci” zmarł w 2012 roku w wieku 92 lat.

- To dziadek Ladislao był tym, który zapisał mnie na lekcje tenisa i dodawał mi otuchy. Jeśli on walczył, aby przeżyć, dlaczego ja nie miałbym walczyć na korcie, aby wygrać mecz tenisowy? - powiedział Massu.

W domu bez rozmów o religii

Nicolas teoretycznie więc wychowywał się pośrodku dwóch wielkich religijnych tradycji, które znowu dziś są w ogniu wojny. Jak jego rodzice znaleźli sposób, by zgodnie wychowywać Nicolasa i jego młodszego brata?

– Doszliśmy do porozumienia i uzgodniliśmy, że w domu nie rozmawiamy o religii i nie obchodzimy świąt żydowskich czy muzułmańskich. Nigdy nie doświadczyliśmy dyskryminacji ze względu na nasze pochodzenie, prowadziliśmy normalne życie bez problemów – mówiła mama Sonia. Święta żydowskie obchodziła w domu swoich rodziców, Nicolas też brał w nich udział.

Teraz rodzinną historią i karierą swojego nowego trenera będzie mógł się zainspirować Hubert Hurkacz i walczyć o każdą piłkę - do ostatniej.

Tomasz Mucha