Sport

Przejęcia i zakłucia

WYMIANA KOSZULEK - Wojciech Kuczok

Zamiatacze ulic mają w Białymstoku pełne ręce roboty, bo choć liście jeszcze się trzymają, łuski masowo opadają ludziom z oczu... Fot. Michał Kość/PressFocus

Tajemnica pucharowych klęsk i sukcesów naszych drużyn w czwartek objawiła się z pełną jaskrawością: wszystko jest kwestią rozstawienia, nie ma tu żadnej filozofii. Liczby nie kłamią - Legia w ostatniej rundzie trafiła na ekipę pięciokrotnie mniej wartą wedle aktualnych notowań na rynku transferowym i dlatego mogła wygrać jesień w Europie, człapiąc z rękami w kieszeni. Wisła i Jagiellonia, skazane na rywali notowanych o wiele wyżej (odpowiednio siedmiokrotnie więcej warte Cercle, szesnastokrotnie więcej wart Ajax wg transfermarktu), niewiele mogły wskórać.

Dopóki nie przepchamy się wyżej w tym cholernym rankingu UEFA, dolosowywani jako chłopcy do bicia, będziemy zbierali szmary od osiłków. Przeto zamiast znęcać się nad żenującą Jagiellonią i bidną Wisłą, mogę tylko przyklasnąć, że obie ekipy postanowiły zawalczyć o punkty podstępem. Wyjaśniając kwestię awansu już w pierwszym meczu, nasze zespoły dały sobie szansę na powalczenie jak równy z równym w rewanżu – przeciwnicy na bank wystawią rezerwy i będą chcieli „odbyć mecz” bez uszczerbku na czyimkolwiek zdrowiu. Wystarczy zatem za tydzień gryźć trawę i nie odstawiać nóg, aby zasilić nasze konto rankingowe – jeśli podopieczni Siemieńca i Moskala tak uczynią, wybaczy się im czwartkowe popisy.

Wisłę zresztą należy rozgrzeszyć a priori, bo i tak zaliczyła wyniki nad stan, a przeciw Belgom osiągnęła cel, jakim ewidentnie było strzelenie bramki honorowej. Mnie się taki ofensywny imperatyw podoba – świadomi braku szans w starciu z Cercle Bruegge, Wiślacy zupełnie nie przejmowali się tym, ile razy Broda wyjmie piłkę z sieci, za to z uporem parli do przodu, aby coś ustrzelić. Rodado przymierzył soczyście, stadion oszalał z radości, wilki były syte i owca ocalała.

Jagiellonia, niestety, wyglądała jakby zamierzała zagrać na zero z tyłu, a kiedy rychło plan legł w gruzach, okazało się, że z przodu argumentów też naprędce znaleźć się nie da. Z dwojga złego wolę mecz w Krakowie - broni się radosną twórczością pierwszoligowca, tymczasem mistrz Polski niestety strasznie smęci, w ostatnich trzech potyczkach stracił dwanaście goli i pozbył się najzdolniejszego młodzieżowca. Zamiatacze ulic mają w Białymstoku pełne ręce roboty, bo choć liście jeszcze się trzymają, łuski masowo opadają ludziom z oczu. Jaga jest po prostu ekstraklasowym przeciętniakiem, wypchanym na najwyższy stopień podium w wyścigu żółwi, który przynajmniej raz na kilka lat musi się w ekstraklasie przydarzyć. Tak czy owak – trzeba orać glebę i walczyć o każdy punkcik, żeby w przyszłości nasi słabiacy trafiali latem na jeszcze większych słabiaków i docierali do jesieni w Europie stadnie.

Jeśli mnie coś osobiście przejęło i zakłuło w ostatnich dniach, to postawa Ruchu. Ekipa, która wspinała się rok po roku na najwyższy poziom, oparta na walecznych Ślązakach, po spadku niestety upodobniła się do ligowej szrotowni, przygarniając wolnych graczy spoza regionu, a nawet kraju. Przeciw Arce wyszło w składzie Ruchu pięciu obcokrajowców, ten rekord nikogo nie cieszy. Klub był do niedawna konsekwentny w budowaniu drużyny z chłopaków związanych z Chorzowem przynajmniej emocjonalnie, teraz bierze kogo się da i kleci ekipę ad hoc, z przypadkowych grajków. W efekcie Ruch wygląda teraz na drużynę bez tożsamości, stylu i charakteru – jeden Szczepan, choćby się dwoił i troił, Niebieskich nie ocali.

Rywale odjeżdżają, trener wciąż robi dobrą minę do złej gry i doskonali propagandowe przemówienia na konferencjach prasowych, ale ja nie widzę żadnych powodów, by mu wierzyć. Jedno zwycięstwo w pierwszych sześciu kolejkach, w najbliższej perspektywie seria gier z czołowymi drużynami – to zaczyna przypominać spadkowy sezon w Ekstraklasie. Remis w Gdyni podarował chorzowianom sędzia – mówię to z bólem, jako kibic Ruchu, ale trzeba spojrzeć w oczy prawdzie. Pocieszanie się, że efektu jojo nie będzie - bo przecież Ruch, choć teraz za słaby na szybki powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej, jest za mocny na kolejny spadek - może być złudne. Pogoń Siedlce, jeden z pierwszoligowych maruderów, zdobył jedyny dotąd punkcik właśnie na Stadionie Śląskim. Ruch jako Legia Cudzoziemska się nie sprawdzi - być może nie zasługuje na ekstraklasę, ale na pewno nie zasługuje na to, by jego legendę nadwerężali przygodni kopacze najemni.