Przebojowa i dojrzała!
18-letnia Monika Stankiewicz to jeden z największych talentów polskiego tenisa.
Niezapomniany tydzień w Faro, zdobycie tytułu po kwalifikacjach. Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierają i moim najbliższym – napisała w mediach społecznościowych Monika Stankiewicz, po tym jak w niedzielę, wciąż jeszcze jako 17-latka, zdobyła swój pierwszy zawodowy tytuł. W turnieju ITF 35, zarobiła pierwsze większe pieniądze, kilka tysięcy euro. – Starczy na pokrycie kosztów pobytu i podróży. Prawdziwa gra dopiero się zaczyna – mówi tenisistka BKT Advantage Bielsko-Biała, która od dziś jest dorosła, ale dojrzałości i sposobu myślenia mogliby się uczyć o wiele starsi.
Czy mamy talent na miarę Igi Świątek czy Agnieszki Radwańskiej? Fachowcy przekonują, że Stankiewicz ma na to „papiery”, choć jest innym typem tenisistki od wyżej wymienionych. – Monika jest strasznie zadziorna, nieustępliwa i pewna siebie. Jest przebojowa i nie da sobie w kaszę dmuchać. Jest nadzieja, że będzie z niej klasowa tenisistka – mówi prezes Polskiego Związku Tenisowego Dariusz Łukaszewski.
„Od mini tenisa po nr 1 do 12 lat. Niewysoka, charakterna, zdolna, pracowita, z świetnym czuciem piłki” – podsumował pierwszy trener Stankiewicz, Michał Lewandowski na platformie X. Na jednym ze zdjęć Monika jako najlepsza w turnieju dzieci jest niższa przynajmniej o głowę od rywalek.
Akademia w Cannes, matura w Polsce
Od ponad roku Stankiewicz trenuje w Cannes, w akademii Elite Tennis Center założonej przez Jeana Renne Lisnarda (reprezentant Monako w Pucharze Davisa, 83. w rankingu ATP, były trener m.in. Karoliny Woźniackiej, Daniiła Miedwiediewa czy Andrieja Rublowa) pod okiem Baptiste Ranoldiego (podczas Rolanda Garrosa 2009 sparingpartnera Rogera Federera).
- Sukces w Faro to ich zasługa, na pewno rozwinęłam się tenisowo – przyznaje Monika. - Nie chcę nikogo urazić, ale w Polsce trudno znaleźć dobrego trenera, sparingpartnerów. Chcieliśmy spróbować czegoś nowego. W akademii mogłam skupić się tylko na tenisie, trenując w domu, wiadomo, zawsze znajdzie się coś innego do roboty – śmieje się. I myśli już o kolejnej przeprowadzce. – W tenisie zmiany, nowe spojrzenie, efekt świeżości są potrzebne. Dlatego spróbuję gdzie indziej, ale nie mogę jeszcze zdradzić gdzie – dodaje dzisiejsza jubilatka.
Przy podróżach, turniejach, treningach w akademii Monika wiosną zdała maturę, jako 17-latka! – Córka poszła do szkoły rok wcześniej, kończyła wszystkie klasy z wyróżnieniem. Pomimo dużego zaangażowania w sport, potrafiła łączyć go z nauką, bo zawsze uważaliśmy, że edukacja jest ważna, pomaga rozwijać się także w tenisie, w myśleniu na korcie i poza nim – podkreśla Robert Stankiewicz, tata.
Teraz Monika studiuje psychologię, on-line, ale zawsze z myślą, że trzeba mieć na życie plan B. Rozbawiła się, gdy usłyszała, że dzięki studiom może zostać „swoją własną Darią Abramowicz”. Jest zwolennikiem zaufania trenerowi.
– Kiedyś, gdy miałam gorszy okres, miałam dwumiesięczny epizod z psychologiem - wspomina Stankiewicz. – Ale tak jak rodzice wychowali mnie poza kortem, tak trener kształtuje mnie jako tenisistkę, jest moim mentorem. To on musi mnie nauczyć, jak sobie radzić gdy zostajesz sama na korcie, gdy odczuwasz presję, znasz oczekiwania kibiców i gdy już po ułamku sekundy wiesz, że podjęłaś złą decyzję i trzeba ją wziąć na klatę – przekonuje, jakby była sportsmenką przynajmniej o kilka lat starszą.
Sabalenka nie była świetna
Na korcie w tym roku występy w turniejach dla juniorek przeplatała z tymi dla seniorek. W pierwszych osiągnęła m.in. ćwierćfinał wielkoszlemowego Wimbledonu i zdobyła brązowy medal na ME U-18 w Austrii. Wśród tych drugich na pierwsze punkty do rankingu zapracowała w sierpniu na turnieju ITF 50 w Bytomiu, a w Portugalii wygrała 7 spotkań z wyżej notowanymi rywalkami. W kolejnym rankingu WTA podskoczy z końca dziesiątej setki (974.) o około 300 pozycji.
- Nie da się porównać tenisa juniorskiego z dorosłym. Można być świetnym juniorem i nikim w dorosłym tenisie albo na odwrót. Aryna Sabalenka nigdy nie była wybitną juniorką, a dzisiaj jest numerem jeden – zauważa Monika.
Ceni Igę, uwielbia Jasmine
Zapytana w Faro, co oznacza dla niej wysoka pozycja Igi Świątek w świecie, Stankiewicz odparła: - Dzięki Idze tenis w Polsce stał się bardziej popularny, federacja jest bardziej zainteresowana wspieraniem zawodniczek. Znam Igę. To świetna osoba, jest miła i przyjacielska. Miałam przyjemność porozmawiać z nią i poodbijać. To było coś wielkiego – zachwalała o 5 lat starszą koleżankę. - Iga jest inspirująca motorycznie, bo moja gra też się na tym opiera, i mentalnie, bo jest bardzo dojrzała, opanowana na korcie. Ale tenisowo bliżej mi do Jasmine Paolini. Obie jesteśmy niewysokie, musimy kombinować, być sprytniejsze, zaszachować rywalkę, wyprzedzić ją o ten jeden ruch - opisuje.
Spotkanie i rozmowa z Włoszką są jednym z jej marzeń na kolejny rok. A inne marzenia?
– Staram się nie wybiegać w przyszłość. Na razie niech to będzie miejsce w Top 100 na świecie, a potem krok po kroku. Czasem jeden, dwa turnieje potrafią zmienić wszystko. Oczywiście wygrywanie jest wspaniałe, ale też ten moment świadomości, gdy widzisz, jak bardzo popłaca ciężka praca, że nie poddajesz się w momentach słabości, przełamujesz swoje granice, motywujesz do zrobienia jeszcze jednej serii czy przebieżki na treningu. I gdy widzisz, że to naprawdę procentuje w meczu i wygrywasz ostatnią piłkę, to jest cudowne – mówi Stankiewicz.
Wakacje na Gran Canarii
Niedługo rozpocznie przygotowania do kolejnego sezonu – pierwszego w pełni profesjonalnego - i być może jeszcze w tym roku wróci na kort. Ale na razie, już w piątek, Monika wyjeżdża na zasłużone wakacje, które spędzi z mamą na Gran Canarii. – Lecimy na całe siedem dni. Jak na tenisowe życie, to szmat czasu – uśmiecha się.
Tomasz Mucha