Przełamana klątwa
CZADOBLOG - Paweł Czado
Drużyna Michała Probierza jest akuszerką niezwykłej historii. Meczu o tak niezwykłym przebiegu jak ten ze Szkocją, z tak niezwykłym zakończeniem, w całej 103-letniej historii reprezentacji Polski nie było dotąd nigdy.
Warto sobie uzmysłowić, że drużyna Michała Probierza jest jednocześnie akuszerką niezwykłej historii. Meczu o tak niezwykłym przebiegu z tak niezwykłym zakończeniem w całej 103-letniej historii reprezentacji Polski nie było dotąd nigdy. Chodzi o to, że nigdy reprezentacja Polska w ważnym meczu nie była tak blisko zwycięstwa, żeby zaraz potem być tak blisko porażki, by na końcu okazało się ostatecznie, że nie tylko uratowała remis, ale i - dosłownie w ostatniej chwili -zwycięstwo!
Owszem, owszem, owszem...
Owszem: zdarzało się, że Polska przegrywała już dwiema bramkami, a i tak potrafiła wygrać - choćby w 1926 roku w towarzyskim meczu z Norwegią, gdy przegrywała 0:2, zwyciężyła 4:3; czy w sparingu na Cyprze z Łotwą za drugiej kadencji trenera Antoniego Piechniczka w 1997 roku gdy przegrywała 0:2, a zdołała wygrać 3:2 po golu w ostatniej minucie.
Owszem: Polska potrafiła zrobić to, czego nie dokonała wczoraj Szkocja – przegrywać 0:2 i doprowadzić do remisu 3:3. Zdarzyło się tak w towarzyskim wyjazdowym meczu z Rumunią w 1927 roku albo zaraz potem u siebie z USA w roku następnym czy z Łotwą w 1935, a przede wszystkim - z Irlandią w 1991 roku w Poznaniu, w el. ME; wtedy jeszcze kwadrans przed końcem było 1:3, swoje zrobili Jan Furtok i Jan Urban.
Owszem: Polska wygrała już na wyjeździe ważny mecz o stawkę, gdzie bramki padały identycznie. W 2001 roku w pamiętnym meczu z Norwegią w Oslo, po golach Emmanuela Olisadebe i Pawła Kryszałowicza prowadziliśmy 2:0, po przerwie daliśmy sobie wbić dwa gole, a o wszystkim przesądził gol Bartosza Karwana w 81 minucie. U siebie w towarzyskim meczu z Koreą Płd. na Stadionie Śląskim w 2018 roku Polska prowadziła 2:0 jeszcze pięć minut przed końcem, by zwycięską bramkę na 3:2 wyszarpać w ostatniej minucie (w tamtym spotkaniu zagrał Robert Lewandowski i zdobył pierwszą bramkę).
Owszem: Polska przegrała w tak bolesnych okolicznościach, w jakich przegrała wczoraj Szkocja; podczas rozgrywanych w 2021 roku (pandemia) mistrzostw Europy, w ostatnim grupowym meczu ze Szwecją rozrywanym w St. Petersburgu przegrywała po godzinie gry 0:2, by w końcówce doprowadzić do remisu, ale i tak przegrać 2:3 po strzale w czwartej minucie doliczonego czasu.
Kiszyniów do zapomnienia
Nigdy jednak nie zdarzyło się, żeby Polska prowadząc na wyjeździe w meczu, musiała drżeć o jakąkolwiek zdobycz do ostatniej chwili, a mimo to – wygrać. Wręcz przeciwnie! Pamiętacie, co zdarzyło się 15 miesięcy temu? Reprezentacja Polski w meczu eliminacji do ostatniego Euro prowadziła w Kiszyniowie z Mołdawią 2:0 (Lewandowski strzelił gola nr 1500 w dziejach kadry), tymczasem w drugiej połowie całkowicie straciła głowę i przegrała, tracąc decydującą bramkę pięć minut przed końcem. - Nie wiem, co się stało, nie przeżyłem jeszcze czegoś takiego w swojej karierze – zdołał tylko wydukać po tamtym nieszczęsnym meczu selekcjoner Fernando Santos. Na własnej skórze gorycz i wstyd poczuli ci sami piłkarze, którzy grali teraz ze Szkocją: Jan Bednarek, Jakub Kiwior, Przemysław Frankowski, Sebastian Szymański, Piotr Zieliński, Nicola Zalewski i Robert Lewandowski.
Teraz ci faceci zmazali tamtą hańbę. Po takim meczu jak na Hampden Park można uwierzyć, że tę grupę na coś stać. Wyrwać w ten sposób zęby Szkotom w ich przychodni dentystycznej to spektakularny wyczyn. Szanuję!