Promyk nadziei
Dwa mecze i dwie porażki. Katowiczanie już na starcie rozgrywek postawili się pod ścianą.
GKS KATOWICE
Początek rozgrywek w wykonaniu katowiczan wygląda źle. Najpierw porażka u siebie z Nowak-Mosty MKS Będzin, potem nieudany wyjazd do Warszawy na mecz z PGE Projektem. W tym drugim starciu pojawił się jednak promyk nadziei. Gracze ze stolicy województwa śląskiego zaprezentowali się dużo lepiej. Grali odważnie i bez kompleksów wobec faworyzowanych rywali. A po drugiej stronie siatki stali między innymi złoty (Kevin Tillie) i srebrni (Jakub Kochanowski, Bartłomiej Bołądź) medaliści igrzysk olimpijskich w Paryżu. – Nasze nastawienie było zupełnie inne niż w meczu z MKS-em Będzin, bo graliśmy z dużo lepszą drużyną. Wykonywaliśmy świetną robotę w wielu elementach. Trzeba jednak powiedzieć, że po drugiej stronie siatki stała kapitalna drużyna. U nas wszystko funkcjonowało lepiej niż w pierwszym spotkaniu, począwszy od nastawienia. Przemowa trenera z szatni była bardzo dobra i wyszliśmy na parkiet bez presji. Staraliśmy się grać i bawić. To był najważniejszy czynnik – przyznał Damian Hudzik, środkowy GieKSy.
Na warszawian okazało się to jednak zbyt mało. Goście nie wygrali nawet seta, choć w pierwszym byli bardzo blisko. Odrobili bowiem pięć punktów straty i wyszli na prowadzenie 21:20. W końcówce górę wzięły jednak większe doświadczenie i wyższe umiejętności stołecznych zawodników. W kluczowych momentach nie popełniali oni błędów, grali wręcz perfekcyjnie, tymczasem katowiczanie nie wytrzymali presji. – Projekt starał się zmieniać serwis z krótkiego na mocniejszy i odwrotnie i robił to skutecznie. Ma w swoim składzie medalistów olimpijskich, mistrzów świata i graczy absolutnie światowej klasy. Potrafią właściwie wszystko na boisku – chwalił rywali Jewhienij Kisiliuk, przyjmujący GieKSy, który wierzy w odmianę losu. – Byliśmy rozczarowani po tym, co stało się w meczu z MKS-em Będzin. Bardzo chcieliśmy go wygrać, ale przegraliśmy. To trudne, ale cały czas mamy przed sobą sporo gier do rozegrania i wygrania. Musimy wychodzić bardzo skoncentrowani na zadaniu w każdym spotkaniu, ponieważ jest to szalenie wymagająca liga i nie wybacza dekoncentracji – dodał Ukrainiec.
Na początku sezonu terminarz nie rozpieszcza katowiczan. Muszą grać co trzy, cztery dni. Kolejne spotkanie już w poniedziałek z PSG Stalą Nysa. Początkowo miało się ono odbyć w Nysie, ale ze względu na powódź na Opolszczyźnie i Dolnym Śląsku zostało przeniesione do Katowic. – Chcę grać cały czas. Ani trochę nie przeszkadza mi, że mecze są nawet dwa razy w tygodniu. Po ostatnich dwóch sezonach, a zwłaszcza ostatnim, przyzwyczailiśmy się do tego. Widzę po drużynie, że raczej nikt nie odczuwa dużego zmęczenia mentalnego, bo zazwyczaj to daje się w pierwszej kolejności we znaki. U każdego ochota do pracy jest duża, bo i konkurencja ogromna. Wchodzący zawodnicy z ławki pokazują jakość. To oznacza, że na treningach też to robią. Nastawienia do walki w drużynie jest bardzo duże. W naszych szeregach nikt nie myśli o zmęczeniu – zapewnił Hudzik.
(mic)
Mecz dla powodzian
Dochód z poniedziałkowego spotkania GKS Katowice – PSG Stal Nysa (godzina 20.30) zostanie przeznaczony dla powodzian.
- Nie można przejść obojętnie wobec tragedii, jaka spotkała mieszkańców południowo-zachodniej Polski w ostatnim czasie. Dziękuję kibicom GKS-u, którzy od razu zaangażowali się w pomoc dla potrzebujących poprzez zbiórkę darów. Postanowiłem, że okażemy także wsparcie powodzianom poprzez przekazanie całkowitego dochodu z biletów z meczu ze Stalą. Zachęcam wszystkich do zakupu wejściówek, by kwota wsparcia okazała się jak największa – powiedział Krzysztof Nowak, prezes GKS-u Katowice.