Tomasz Zubilewicz (z lewej) niezależnie od wyników kibicuje polskiej reprezentacji. Obok trener Jacek Góralczyk. Fot. Dorota Dusik


Prognoza na mecz z Walią

Nie padnie wiele goli, ale mimo wszystko awansujemy i biorytm w naszych domach będzie wysoki – prognozuje Tomasz Zubilewicz.


Jednego z najpopularniejszych prezenterów pogody, od 30 lat zajmującego się wyżami, niżami, opadami i ciśnieniem, spotkaliśmy w Zabrzu na stadionie Górnika Zabrze. Tomasz Zubilewicz w roli kapitana poprowadził w sobotnie popołudnie Reprezentację Dziennikarzy Polskich w meczu z Reprezentacją Oldbojów Śląskiego Związku Piłki Nożnej. Po spotkaniu chętnie przedstawił swoją kibicowską prognozę na mecz Walia - Polska o awans do turnieju finałowego mistrzostw Europy. - Każdy powinien mieć w sercu kochaną drużynę, której będzie kibicował bez względu na to, jak akurat w tym momencie gra - powiedział. - Spotkałem się kiedyś z taką opinią: „Co ty reprezentacji Polski kibicujesz, tym patałachom”. Odpowiedziałem wtedy, że nie jest sztuką podszywać się pod kibica, gdy drużyna wygrywa i z dumą nosić biało-czerwony szalik. Ja jestem z nią także wtedy, kiedy wiedzie się gorzej. W takim nastawieniu pomagają mi wspomnienia, bo jako 10-letni chłopak miałem okazję oglądać olimpijski finał w Monachium w 1972 roku, kiedy biało-czerwoni wygrali z Węgrami 2:1 po dwóch golach Kazimierza Deyny. Najwięcej radości dał mi jednak „zwycięski” remis na Wembley rok później, bo wynik 1:1 dał nam awans do turnieju finałowego mistrzostw świata, na którym trener Kazimierz Górski ze swoimi Orłami sięgnął po 3. miejsce. Nikt w to wcześniej nie wierzył, a jednak w sporcie wszystko jest możliwe.


Ciekawostka historyczna

O tym, że nasz rozmówca jest kibicem niezwykłym, świadczy też fakt, że potrafi odkryć ciekawostki, które nie są powszechnie znane. - Mało kto wie, że finał olimpijski w 1972 roku sędziował arbiter urodzony w Zabrzu, wtedy noszącym nazwę Hindenburg - dodał Tomasz Zubilewicz. - Ba, Kurt Tschenscher był nawet zawodnikiem tutejszego klubu Borussia, działającego w dzielnicy Zaborze. Dotarłem do tych informacji, pisząc książkę pod tytułem „Zabrze na każdą pogodę”. W swoich poszukiwaniach dotarłem właśnie do początków piłkarskiej przygody późniejszego sędziego międzynarodowego, który prowadził wiele ważnych spotkań europejskich pucharów i mistrzostw Europy i świata. Powiedziałem to Włodzimierzowi Lubańskiemu z pytaniem, czy wiedzieli o tym i usłyszałem w odpowiedzi: „Nie wiedzieliśmy, ale czuliśmy, że jest nas więcej na boisku niż Węgrów”. Zapytałem też o to kolejnego mistrza olimpijskiego, Lesława Ćmikiewicza i też potwierdził, że nie mieli pojęcia o tym, że sędzia urodził się na ziemiach, które nam kojarzą się z Polską. Pamiętajmy jednak, że historia Śląska i ludzi, którzy tu mieszkali przed drugą wojną światową, w jej trakcie i bezpośrednio po, są bardzo ciekawe i skomplikowane zarazem. Jeżeli ktoś spoza Śląska będzie czytał te słowa być może zaciekawi się historią tego regionu, bo jest bardzo barwna i na pewno nie czarno-biała. Żeby ją zrozumieć trzeba się w nią mocno wgłębić, bo warto.


Podtrzymać ogień

Czas jednak wrócić do teraźniejszości, a w niej na pierwszy plan w rozmowach kibiców wychodzi bez wątpienia dzisiejszy mecz Walia – Polska. A Tomasz Zubilewicz ma swoją prognozę na atmosferę w Cardiff. - Gdybym miał kierować się sercem, mówiłbym o tym, że jest to tylko przedsionek czerwcowych meczów na niemieckich boiskach - zaznaczył. - Ale jednak głowa podpowiada, że to będzie bardzo trudny mecz. Polacy pod wodzą Michała Probierza rozegrali 5 spotkań, jest więc pytanie, na ile on poznał już zawodników i czy potrafi ich zmotywować. Obserwując jego pracę wydaje mi się, że potrafi w swoich podopiecznych podtrzymać ogień. Czy to wystarczy, żeby w tak ważnym boju jego „żołnierze chcieli umierać za niego”? Nie muszę dodawać, że to będzie zupełnie inny mecz niż spacerek z Estonią. Miałem wtedy dyżur, więc oglądałem to spotkanie, patrząc z kolegami na ekran. Wyglądało to momentami dobrze, ale widać było też sportową złość po straconej bramce. Grający w dziesiątkę Estończycy, którzy na dobrą sprawę przeprowadzili jedną akcję, strzelili nam gola. Wojciech Szczęsny zszedł do szatni wściekły. Pozostaje więc pytanie, czy ten zespół jest na tyle scalony, scementowany i gotowy na to, żeby wygrać z Walią i to na ich terenie.


Potężne możliwości

- Liczę na to, że Piotr Zieliński będzie miał decydujący wpływ na naszą grę. On ma potężne możliwości, które pokazał w Serie A, ale mam wrażenie, że w reprezentacji Polski nie do końca się zaprezentował z najlepszej strony i może właśnie w Cardiff przyjdzie ten dzień. Liczę też na kontynuację dobrej gry Nicoli Zalewskiego. Wykazał się na tle Estończyków, więc niech się wykaże także w starciu z Walijczykami. Myślę, że da radę. Wierzę, że to będzie także czas, żeby Sebastian Szymański się pokazał, wchodząc z drugiej linii, w której Jakub Piotrowski powinien zbierać drugie piłki i uderzać z dystansu, bo potrafi to robić. Obawiam się, że najsłabszą naszą formacją jest obrona, bo oprócz Jakuba Kiwiora stoperzy swoją grą mnie nie przekonali. Zobaczymy też, jakim składem zaskoczy trener Probierz Walijczyków. Kogo jeszcze dorzuci i kto zrobi różnicę? Być może Walijczycy skupią swoją uwagę na Robercie Lewandowskim, któremu zawsze trzeba poświęcać dużo uwagi, a dzięki temu inni będą mogli zaatakować. Wyniku nie będę jednak prognozował. W tym meczu nie padnie wiele goli, ale mimo wszystko awansujemy i biorytm w naszych domach będzie wysoki.

Jerzy Dusik