Problem leży po naszej stronie
Rozmowa z Sylwiuszem Muchą-Orlińskim, honorowym prezesem Znicza Pruszków
W Pruszkowie mają o czym myśleć. Drużyna przegrała pięć meczów z rzędu. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus
Lepszego momentu na przełamanie niż mecz z Wisłą chyba nie można sobie wyobrazić? W poprzednim sezonie byliście prześladowcą Białej Gwiazdy, zabierając jej sześć punktów.
- Mam cały czas nadzieję, że w końcu odbijemy się od dna. Czy to będzie w meczu z Wisłą, ciężko powiedzieć, ale na pewno mamy dużą chęć zwycięstwa. W sytuacji, w jakiej się znajdujemy, zdaję sobie sprawę, że będzie to bardzo trudne. Wisła jest bardzo mocno rozpędzona, strzela bardzo dużo bramek, więc odczuwamy do niej respekt. Staramy się jednak do tego meczu podchodzić optymistycznie, bo zawsze trzeba wierzyć w zespół.
W poprzednim sezonie byliście jedną z rewelacji I ligi. Co się obecnie dzieje ze Zniczem, że przegraliście pięć spotkań z rzędu?
- Nie potrafię tego zrozumieć ani wytłumaczyć. Założenia i zamiary mieliśmy całkowicie inne. Fakt, że straciliśmy jednego kluczowego zawodnika, czyli Wiktora Nowaka, ale to mimo wszystko nie może tłumaczyć tak słabej dyspozycji drużyny.
Liga poszła za mocno do przodu?
- Liga cały czas idzie do przodu, ale nie możemy w tym upatrywać powodów takiej gry. Nie możemy tym usprawiedliwiać takich porażek, jakie ponosimy. Problem leży po naszej stronie, a nie zwiększenia mocy rozgrywek.
Tracicie też ogromną liczbę bramek. Po cztery w trzech ostatnich meczach, wcześniej pięć w szalonym meczu ze Stalą Mielec (4:5).
- Wiadomo, że nie mogę być szczęśliwy z takiego obrotu sprawy. Nie powinniśmy tracić tylu goli, a co gorsze większość z tych bramek tracimy po błędach zawodników zaprawionych w bojach, z podstawowego składu.
Zmieniliście trenera, ale na razie Peter Struhar nie odmienił oblicza zespołu. Skąd pomysł zatrudnienia tego szkoleniowca?
- W Jastrzębiu zbierał pochlebne recenzje, do tego miał bardzo dobre wyniki. Wydaje nam się, że to trener, który może nam pomóc. Coś musieliśmy zmienić, bo nie było widać, żeby gra szła do przodu. Wydaje nam się, że wiemy gdzie leży największy problem tej drużyny, ale na razie nie chcę o tym mówić publicznie. Nie chcemy w ten sposób pomagać przeciwnikom. Nie jest tak, że przyjdzie nowa miotła i od ręki będzie lepiej, problem jest bardziej złożony. Dyspozycja całego zespołu jest w tej chwili bardzo słaba i rolą trenera jest teraz to poprawić.
Porażka 1:4 na waszym stadionie z Pogonią Grodzisk Mazowiecki, która formalnie była gospodarzem zabolała szczególnie mocno?
- Pogoń ma teraz naprawdę fajną ekipę, gra widowiskową piłkę. Jesteśmy w dołku i nie było zmiłuj, nie udało mam się z niego wyjść w tym spotkaniu. Zagraliśmy słabo, tak jak w poprzednich meczach. Ten mecz mógł się jednak różnie potoczyć, bo przy 1:0 mieliśmy dwie sytuacje stuprocentowe. Gdybyśmy podwyższyli prowadzenie, rywalom na pewno grałoby się trudniej. W tej chwili są w lepszej dyspozycji niż moja drużyna.
Pogoń jeszcze w drugiej lidze chciała się w jakimś stopniu wzorować na Zniczu. Okazuje się, że sportowo was nawet przegoniła.
- Przede wszystkim Piotr Stokowiec dobrze poukładał ten zespół. W przegranym 2:3 meczu z Wisłą Kraków grał bardzo dobrze. W pewnym momencie to Wisła modliła się, żeby nie stracić punktów.
Nie wchodzicie sobie w paradę z Pogonią na stadionie? Dwa kluby mogą funkcjonować na jednym obiekcie?
- Terminarz jest tak ułożony, że kiedy my gramy u siebie, to oni na wyjeździe i odwrotnie. Staramy się, aby tych kolizji było jak najmniej. Współpracujemy i wydaje mi się, że w Pogoni na razie mogą być z tego zadowoleni.
Pierwsza liga co sezon ma ładniejsze opakowanie. Czuje pan, że te rozgrywki doganiają ekstraklasę?
- W ciągu 3-4 ostatnich lat ten postęp jest naprawdę mocno widoczny. Zmierza to w bardzo dobrym kierunku, pokazują to najlepiej zespoły, które wchodzą do ekstraklasy. Wisła Płock jest najlepszym przykładem, że po awansie można sobie radzić w elicie.
Mariusz Rajek
