Aleks Petkow nie ma wątpliwości, że do zwycięstwa nad Wartą przyczyniło się wsparcie kibiców. Fot. Krystyna Pączkowska/slaskwroclaw.pl


Próba charakteru

Gracze Śląska Wrocław doceniają wsparcie kibiców, którzy pomogli im „przepchnąć” mecz z Wartą Poznań.

 

Po ostatniej kolejce ligowej, dzięki wygranej (2:1) z Wartą, wrocławianie zbliżyli się do lidera, Jagiellonii Białystok, na dwa punkty. Do końca rywalizacji pozostało 7 kolejek, więc wszystko jeszcze jest możliwe.

 

Walka dla kibiców

Mecz z wlokącą się w ogonie tabeli Wartą był dla podopiecznych Jacka Magiery drogą przez mękę. Mimo gry w przewadze - w 49 min czerwoną kartkę ujrzał Tomasz Przykril - zielono-biało-czerwoni strzelili zwycięskiego gola dopiero w doliczonym czasie. - To był ciężki mecz - potwierdził pomocnik Śląska, Peter Pokorny. - Wiedzieliśmy, że taki będzie i że będziemy musieli walczyć do samego końca. Rywale grali w osłabieniu, ale w ekstraklasie zawsze ciężko przedostać się w ostatnią tercję boiska, przez obrońców. Zagraliśmy bardzo dobry mecz, walczyliśmy do końca, dla kibiców i za herb Śląska Wrocław. Musimy ciężko pracować do końca sezonu, a wtedy pojawią się również wyniki.

Utrata bramki wynikała z momentu dekoncentracji. Tak zawsze się dzieje, kiedy wkrada się brak skupienia i koncentracji. Przeciwnik zawsze może strzelić gola, więc musimy być mądrzy, skoncentrowani i pracować nad tymi aspektami, ponieważ przez cały mecz, nawet kiedy rywal dostaje czerwoną kartkę, musisz być skoncentrowany w obronie. Warta miała jedną szansę i ją wykorzystała. Brakowało mi na boisku Patricka i Petra (Olsena i Schwarza - przyp. BN), z którymi gram przez cały sezon. Jednak jako zespół wykonaliśmy bardzo dobrą pracę i nie ma znaczenia, kto gra. Każdy jest dla drużyny tak samo ważny i pokazujemy to w każdym meczu. Teraz do pierwszego składu dobijają się młodzi zawodnicy, którzy walczą o miejsce w zespole, co jest bardzo dobre dla całego klubu.

 

Otrzymali nagrodę

- Uważam, że dobrze weszliśmy w mecz - stwierdził stoper drużyny z Oporowskiej, Aleks Petkow. - Zmieniliśmy system i uważam, że dobrze się do tego przystosowaliśmy. Mieliśmy kontrolę nad meczem, strzeliliśmy gola w pierwszej połowie, co nie zdarzyło nam się już od dłuższego czasu. Później łatwo straciliśmy gola w przewadze. Drużyna pokazała jednak wielki charakter, zdobywając zwycięską bramkę w ostatnich chwilach spotkania. To trener Jacek Magiera decyduje, kto gra i my jako zawodnicy musimy się do tego dostosować. Jesteśmy profesjonalistami i uważam, że pokazaliśmy się w meczu z Wartą z dobrej strony. Łatwo straciliśmy bramkę, ale to się zdarza. To była próba walki i charakteru. Uważam, że te aspekty stały u nas na najwyższym poziomie i na koniec wraz z fanami, którzy gorąco nas dopingowali, otrzymaliśmy za to nagrodę.

 

Cieszy się chwilą

W 81 min na boisku pojawił się niespełna 20-letni pomocnik, Jakub Jezierski. To syn byłego napastnika wrocławian, Remigiusza. Dla Jezierskiego-juniora był to drugi występ w ekstraklasie, debiutował 30 marca w wyjazdowej potyczce z Piastem. - Jest to wspaniała rzecz dla mnie - powiedział wychowanek wrocławskiego klubu. - To tylko napędza, to niesamowita siła, gdy się słyszy swoje nazwisko z trybun. Wszedłem na boisko, a publiczność była taka głośna, że nawet swoich myśli nie słyszałem! Ten doping był nam potrzebny w końcówce spotkania, musieliśmy w niej strzelić bramkę i to się udało. Kibice byli niesamowici, brakuje mi słów. Gdy wchodziłem na murawę, cała ławka mnie motywowała. Moim zadaniem było zrobić 3-4 akcje i to mi się udało. Miałem grać do przodu, żeby akcje, które puszczę, zakończyły się strzałem. No i dzięki jednej z takich akcji mamy trzy punkty. Nie skupiam się na tym, czy w następnym meczu z Zabrzu zagram więcej, mniej czy wcale. Cieszę się chwilą, teraz jestem w pierwszej drużynie i ciężko pracujemy. Dam z siebie wszystko każdego dnia.

Kolejny egzamin wrocławianie będą zdawali w nadchodzącą niedzielę, na ich drodze stanie Górnik Zabrze. Jeszcze nie wiadomo, czy trener Magiera będzie mógł skorzystać z usług Patricka Olsena i Petra Schwarza. Pierwszy wyjechał do Danii, gdzie czeka na narodziny dziecka, natomiast drugi doznał kontuzji kolana na rozruchu i nie wiadomo czy do meczu zdąży się wykurować. 

 

Bogdan Nather