Scottie Scheffler nie zatrzymuje się i kompletuje kolejne wygrane. Fot. PAP/EPA


Prima Schefflerina

Scottie Scheffler to jest gość! Tydzień temu zwyciężył w Arnold Palmer Invitational, teraz po niesamowitej pogoni - został pierwszym herosem w historii - który rok po roku triumfował we flagowym turnieju PGA Tour – The Players Championship. Jakby tego było mało, trapiła go kontuzja. 


Jego passa jest wręcz nieprawdopodobna. W ciągu 26 miesięcy wygrał już osiem razy. Mistrz Masters z 2022 roku ma na koncie jeszcze: dwa tytułu The Players, dwa trofea Arnold Palmer Invitational, dwa Phoenix Open i zdążył też zostać przedostatnim mistrzem WGC-Dell Technologies Match Play. I pomyśleć, że kiedyś tak długo nie mógł doczekać się pierwszego trofeum PGA Tour. W 2021 roku w Whistling Straits był nawet częścią amerykańskiej drużyny Ryder Cup, jeszcze bez wygranej na koncie. Kiedy jednak zaczął zwyciężać, nie wygląda, żeby mu się to szybko znudziło. 


Tanecznym zamachem

Patrząc jak macha kijem, na pierwszy rzut oka nic nie wskazuje na to, że mamy do czynienia z aktualnie najlepszym golfistą świata. Wręcz przeciwnie, Scottie po niemal każdym pełnym uderzeniu wygląda jakby miał właśnie się przewrócić, najpewniej skręcając przy tym kostkę. Ślizga się na trawie, ledwo utrzymuje równowagę po uderzeniu, przecząc złotej zasadzie, że swing powinien być pięknie zbalansowany i ustany, a jeśli tak nie jest, to ewidentnie coś musiało pójść nie tak. Niektórzy określają to wręcz jako taniec. Tak widzi to chociażby Adam Mitukiewicz, trener PGA Polska i twórca turnieju „Przesiep Open”, który śmiało nazwał mistrza „Prima Scheffleriną”. A jednak ten zamach jest prawdziwym skarbem, zjawiskiem niewzruszenie powtarzalnym, prawie jak kolejne powroty komety Halleya. Jego właściciel jest prawdziwym golfowym dominatorem. 


Niedzielny popis

Od czasów Tigera Woodsa nie było zawodnika lepiej posługującego się żelazami. W niedzielę nasz wirujący golfista zyskał wyśrubowane 6,48 uderzenia z tee do greenu, o 1,42 lepiej niż kolejny najlepszy zawodnik w tym elemencie, Grayson Murray. Z kolei tyle dzieliło Murraya od ósmego zawodnika w tej kategorii. Scheffler uderzał na green tak dobrze, że potrzebował w niedzielę skromne 25 puttów. Zresztą, od czasów Tigera w 2007 roku, nigdy żaden zawodnik nie wygrał w jednym tygodniu, a następnie obronił tytuł w następnym. Scheffler właśnie tego dokonał. A jeszcze w piątek zupełnie na to się nie zanosiło. Podczas porannej rundy poprosił o pomoc medyczną, z powodu kontuzji szyi. Sprawa była na tyle poważna, że przyszły zwycięzca rozważał wręcz wycofanie się z turnieju. Zacisnął jednak zęby, do większości uderzeń używał o numer większego kija i dokończył dzień z wynikiem 69. W sobotę obudził się w nieco lepszym stanie. Dołożył 68, plasując się na dzielonym szóstym miejscu, tracąc przed niedzielnym finałem całe pięć uderzeń do lidera – Xandera Schauffele. DataGolf.com dawała mu 5.9 procent szans na wygraną. Mimo, że komputer nie był zbyt optymistyczny w swoich prognozach, Scottie przystąpił do szalonej pogoni. Po trzech nudnych parach, na czwórce trafił do dołka z 85 metrów, zapisując wreszcie eagle’a na karcie wyników. Poprawił trafieniem birdie na piątce, dodając kolejne na dołkach 8,9, 11, 12, zrównując się w tym momencie z Xanderem, i dodając ostatnie birdie na szesnastce, którym wyśrubował wynik turnieju na -20.


Gonili zajączka

Trzech rywali dotarło na osiemnastkę z wynikiem -19, mając szansę na wyrównanie wyniku lidera. Najpierw odpadł zwycięzca The Open - Brian Harman. Po nim na ostatni dołek wkroczyła grupa finałowa: mistrz olimpijski – Xander Schauffele i mistrz US Open - Wyndham Clark. Ostatecznie cała trójka musiała zadowolić się drugim miejscem. Boleśnie wręcz blisko dogrywki był Clark, który mógł tylko bezradnie patrzeć, jak jego 17-metrowy putt prawie wpadł do dołka, wyskakując z niego w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach. Runda finałowa 64, była najniższą wśród mistrzów The Players, dołączając do wyczynów Freda Couples, z 1996 roku i Davisa Love III, z 2003. Powrót z pięciu uderzeń deficytu do lidera wyrównał poprzedni najlepszy finisz, Justina Leonarda z 1998 roku. „To naprawdę wyjątkowe” – powiedział Scheffler o kolejnych zwycięstwach. „To coś, czego tak naprawdę nigdy nie ma się okazji robić zbyt często. Wystarczająco trudno jest wygrać jeden raz The Players, więc zwycięstwo rok po roku jest niezwykle wyjątkowe i tak, jestem naprawdę wdzięczny”. Komentując swoją walkę z kontuzją powiedział: „Jestem bardzo ambitnym facetem i nie chciałem się poddać. Robiłem, co mogłem, aby grać dalej, dopóki moja szyja nie wyzdrowiała. Dzisiaj czułem się naprawdę dobrze. Marnus wykonał świetną robotę, pobudzając mnie do działania i masując, za co jestem bardzo wdzięczny”. Marnus Marais to słynny fizjoterapeuta PGA Tour, posiadacz najcenniejszych rąk w golfie, którego sława od teraz będzie jeszcze większa. W końcu to on postawił na nogi zwycięzcę pięćdziesiątej edycji The Players Championship!

 Od czwartku PGA Tour przenosi się do Innisbrook Resort, zlokalizowanym również na Florydzie, na niełatwe pole Copperhead, gdzie rozegrany zostanie Valspar Championship. Rok temu po pierwszą i wciąż jedyną wygraną w lidze, sięgał tam Taylor Moore. Turniej transmitować będzie tradycyjnie Eurosport 2.

Kasia Nieciak