Przeciwko Hutnikowi jastrzębianie zdobyli w sezonie 4 punkty. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus


Prawie się udało

GKS Jastrzębie w doliczonym czasie stracił gola, który pozbawił go pierwszego wyjazdowego zwycięstwa.


Drużyna ze strefy spadkowej nie była faworytem meczu z Hutnikiem, który ma I-ligowe aspiracje. W pierwszej połowie gospodarze grali bardzo przeciętnie, jakby jeszcze nie wybudzili się z zimowego snu. Trener Bartłomiej Bobla, który nie mógł poprowadzić zespołu w wyniku zawieszenia po ostatnim jesiennym spotkaniu w Lubinie, obserwował rywalizację z... dachu klubowego budynku (tam znajduje się podest dla kamer) i nie miał wesołej miny. Zmartwień dostarczały mu nie tylko nieskładne akcje jego drużyny, ale gol przebojowego Mateusza Chmarka w 28 min. Wypożyczony z Górnika Zabrze 20-latek popisał się indywidualną akcją, zszedł z lewego skrzydła do środka, minął dwóch obrońców i pokonał Doriana Frątczaka.

Po przerwie wychowanek Hutnika, który stanął w jego bramce po prawie 8-letniej przerwie, był praktycznie bezrobotny. Gra przeniosła się bowiem na połowę jastrzębian. Z dotychczasowych 9 wyjazdów przywieźli oni zaledwie 3 punkty, więc postawili na „obronę Częstochowy”, by wiosnę zacząć od podwojenia mizernego dorobku. Wydawało się, że dopną swego, ale w doliczonym czasie kibice gospodarzy wydali okrzyk radości. Hutnik ponowił akcję po rzucie wolnym, stoper Daniel Hoyo-Kowalski dośrodkował w pole karne, a tam z bliska głową trafił Kamil Głogowski. Krakowianie poszli za ciosem i mogli „wyszarpać” wygraną, jednak piłki nie zmieścili w bramce ani Michał Głogowski, ani Krystian Lelek.

W Hutniku, ale dopiero po przerwie, zadebiutował pozyskany zimą Maciej Urbańczyk, zaś obrońca Igors Tarasovs cały mecz przesiedział na ławce. Debiutujący w roli trenera GKS-u Dawid Pędziałek zmieścił w składzie trzech nowych graczy: Chmarka, Jakuba Iskrę i Pawła Baranowskiego.

 



GŁOS TRENERÓW

Łukasz WOŹNIAK (asystent): - Liczyliśmy, że zaczniemy rundę od 3 punktów, ale bardzo musimy szanować 1. Gol strzelony przez przeciwnika spowodował, że zaczął bronić jeszcze niżej. Ciężko było nam atakować, gdy 10 ich piłkarzy stało blisko swojego pola karnego. Z wiarą parliśmy do przodu i to zostało nagrodzone, a mieliśmy także sytuację, po której mogliśmy wygrać. Kiedyś Barcelona grała tiki-takę, a nasz przeciwnik zaprezentował „tiki-lagę”, która do pewnego momentu była skuteczna.


Dawid PĘDZIAŁEK: - W pierwszej połowie graliśmy to, co sobie założyliśmy, nad czym pracowaliśmy w okresie przygotowawczym. Byliśmy dobrze zorganizowani w obronie niskiej, daliśmy rywalowi prowadzić mecz, ale dochodziliśmy do wielu sytuacji. Po przerwie obraz gry się zmienił, Hutnik zepchnął nas do głębokiej defensywy. Po bramce straconej w 93 minucie można czuć niedosyt, lecz remis jest sprawiedliwy.


Michał Knura