Sport

Pożegnanie ze łzami w oczach

Boli serce, że w takim stylu skończyłyśmy – mówiła ze łzami w oczach Magdalena Jurczyk, środkowa naszej kadry, po ćwierćfinałowej porażce z USA.

Malwina Smarzek i jej koleżanki po porażce z USA nie kryły łez. Fot. en.volleyballworld.com

REPREZENTACJA POLSKI KOBIET

Polki na igrzyskach olimpijskich wystąpiły po raz pierwszy od szesnastu lat. Marzyły o medalu, ale skończyło się na porażce w ćwierćfinale z Amerykankami. Przegrana bolała, bo trzy ostatnie starcia z nimi wygrały. Tymczasem były wyraźnie słabsze od rywalek, mistrzyń olimpijskich z Tokio.

- Każda z nas miała większe apetyty. Przede wszystkim chciałyśmy się bardziej postawić Amerykankom, ale to się nie udało. To dla nas solidna lekcja. W żadnym elemencie nie miałyśmy punktu zaczepienia i wynik wyglądał, jak wyglądał – powiedziała Magdalena Jurczyk.

Jedynie w trzecim secie wydawało się, że nasze siatkarki będą w stanie zagrozić Amerykankom. Po zmianach dokonanych przez trenera Stefano Lavariniego, wygrywały 10:4. Dobrej dyspozycji nie utrzymały zbyt długo. Po chwili to przeciwniczki były na prowadzeniu (15:14). - Byłyśmy dobre do czasu. Nie wystarczyło do 25 punktów, tylko zdobyłyśmy ich znacznie mniej, więc nie ma żadnego znaczenia, że dobrze zaczęłyśmy - oceniła Jurczyk. - Nie zagrałyśmy naszej siatkówki, tego, co potrafimy. Zawaliłyśmy – krytycznie dodała Agnieszka Korneluk. Druga z naszych środkowych w igrzyskach nie zawiodła. Była czołową postacią drużyny, a jej bloki będą się śnić po nocach rywalkom. Była nie do przejścia. Po czterech spotkaniach z 19 punktowymi blokami byłą najlepsza w rankingu na najlepszą blokującą. Słabiej natomiast wypadła przede wszystkim Magdalena Stysiak, która miała spore problemy w ataku. - Są różne mecze. My jesteśmy zespołem, który potrzebuje każdego ogniwa, żeby wygrywać. Momentami grałyśmy dobrze, ale nie wszystkie w jednej chwili tak, by zatrzymać drużynę USA - oceniła środkowa.

Wszystkie nasze zawodniczki debiutowały w igrzyskach. Amerykanki to „stare wyjadaczki”. Dla nich gra i zaszczyty na największej sportowej imprezie świata to nic nowego. - Pod względem doświadczenia, przygotowania mentalnego i pewności siebie Amerykanki były znacznie lepiej przygotowane od nas. Ale nie możemy szukać tylko jednego powodu przegranej. W pierwszej kolejności jest to zawsze siatkówka – technika, taktyka, forma i jakość gry. I w tym przeciwniczki też były lepsze – analizował w rozmowie z dziennikarzami na antenie Eurosportu Stefano Lavarini, szkoleniowiec biało-czerwonych.

- Wyszedł brak doświadczenia i to, że Amerykanki grały o wiele, wiele więcej ćwierćfinałów igrzysk od nas. To był nasz pierwszy taki mecz. Siatkarki USA idealnie przystąpiły do tego spotkania mentalnie, zaczęły bardzo agresywnie, widać było, jak bardzo one chcą – wtórowała mu kapitan Joanna Wołosz, która po meczu ogłosiła zakończenie reprezentacyjnej kariery. - Chyba za bardzo chciałyśmy i przez to w dwóch pierwszych setach miałyśmy powiązane nogi. Szkoda, że zaczęłyśmy walkę dopiero w trzecim secie, ale zabrakło czasu. Amerykanki grały naprawdę twardo cały mecz, mocno w ataku. Nakręcały się i w trzeciej partii wykonały świetną pracę. Szkoda, że tego nie wytrzymałyśmy, bo może gdybyśmy je wtedy złamały, to to spotkanie jeszcze byłoby jeszcze otwarte – dodała.

Dla Polek już awans do ćwierćfinału był sporym sukcesem. Po odpadnięciu z rywalizacji czuły jednak żal i niedosyt. - Udział w igrzyskach zapamiętamy na całe życie, chciałybyśmy zapamiętać inaczej, ale taki jest sport – stwierdziła Korneluk, po czym rozpłakała się. - Mimo wszystko było to dla mnie duże przeżycie, cieszę się, że mogłam tu być. Boli jednak serce, że w takim stylu skończyłyśmy – dodała Jurczyk.

Polskie siatkarki zakończyły igrzyska olimpijskie w Paryżu z bilansem dwóch zwycięstw i dwóch porażek. Pokonały Japonki 3:1 oraz Kenijki 3:0, a poza Amerykankami uległy także Brazylijkom 0:3.

mic


ZDANIEM EKSPERTA

Jerzy Matlak, były trener m.in. reprezentacji Polski:

- Amerykanki nawet u siebie, w Arlington, potrafiły przegrać z nami, lecz nikt nie robił im żałoby z tego powodu. Dla nich igrzyska są najważniejsze. My natomiast musimy szukać drobnych zwycięstw, by stać się drużyną, która zacznie się liczyć w Europie i na świecie. I tak to wygląda, małymi kroczkami idziemy w górę. Jednak, gdy nadeszła godzina „0”, to nas nie było. Gdybyśmy utrzymali chociaż swój średni poziom, to może coś więcej udałoby się osiągnąć w meczach z Brazylią, czy USA.

Może za dużo było tego hałasu, bo po ostatniej Lidze Narodów staliśmy się nagle jednym z kandydatów do medalu. Tylko nie wiadomo, na jakiej podstawie. Owszem, robiliśmy postępy, to było widoczne. Natomiast zdobywaliśmy medale w Lidze Narodów, którą wiele zespołów traktowało jako przygotowanie do głównej imprezy.

Niewątpliwie w Paryżu coś nie zagrało. Nie wyglądało to dobrze. Głowy pozwieszane, jakby ktoś coś im ukradł, a to przecież one same to oddały. Przegraliśmy gładko z Brazylią i Stanami Zjednoczonymi, a to nie było wynikiem jakieś ponadprzeciętnej gry naszych rywali. Nie było zawodniczki, która mogłaby pociągnąć grę. Byliśmy nieobecni na boisku. Nie wiem, co się stało z Magdą Stysiak, która miała być liderką zespołu, a właściwie nią jest. Można czasami trochę gorzej zagrać, ale coś trzeba robić na boisku, żeby pomóc temu zespołowi.

Myślę, że ten turniej dał dziewczynom nauczkę, że po prostu trzeba do tego inaczej podchodzić. Zamiast błądzić w chmurach i myśleć, że się jest doskonałym, trzeba po prostu jeszcze dalej pracować.